czwartek, 1 września 2016

Nieszczęśliwy Krok l 5

Rozdział 5 - Spełnienie prośby


    Wyszedłem z apteki, wsuwając zakup do kieszeni i naciągnąłem kaptur na głowę. Odetchnąłem głęboko, poprawiając okulary na nosie, a następnie ruszyłem pośpiesznym krokiem do naszego samochodu. Szybko do niego wsiadłem i poodsłaniałem się. Spojrzałem na Suho i Sehuna, a samochód ruszył. Nasza trójka wyszła tyłami, a pozostali z nas głównym wyjściem dla odciągnięcia uwagi. Napomniałem chłopakom o nietypowej prośbie Baekhyuna oraz że wymagało to jak najmniejszej ilości osób trzecich wokół nas. Zaproponowali być przynętą. Trochę im współczułem, bo byliśmy po długiej rozmowie odnośnie naszego comebacku. Byliśmy zmęczeni, ale nie na tyle, by nie pojechać do naszego przyjaciela, ale na tyle, by chcieć móc tam pojechać w spokoju. Lider był cały czas zestresowany od ostatniego koncertu. Każdy z nas się niesamowicie przejął, ale to jak on to przeżywał było ciężkim przypadkiem. Każdy z nas budził się w nocy, dla jednych to było tylko sekundowe przebudzenie, a dla innych koniec snu. Ostatniej nocy, spotkałem się z szatynem w kuchni. Siedział przy blacie i pił kawę. Siedział zamyślony, a ja dosiadłem się bez słowa, nalewając sobie soku pomarańczowego. Długo trwaliśmy w milczeniu. Być może obydwoje baliśmy się, że z naszych ust wyjdą najgorsze myśli. Koniec końców omawialiśmy zbliżającą się operacje Baekhyuna. Na samą myśl skręcało mnie w żołądku. Byłem dobrej myśli, jednak obawy pozostałych zaczynały działać i na mnie. Zatrzymaliśmy się pod domem chłopaka, wysiedliśmy sprawnie z auta i daliśmy znać kierowcy, że uprzedzimy go kiedy ma przyjechać. W trójkę weszliśmy na posesje, a ja uderzyłem w drzwi. Setki razy słyszeliśmy, że mamy nie pukać i wchodzić jak do siebie, ale mimo wszystko wypadało. Otworzyła nam jego matka, uśmiechnęła się na nasz widok, jednak było po niej widać, że coś jest nie tak. Weszliśmy do środka, przepraszając za kłopot i dziękując za gościnę. Dostaliśmy pantofle, każdy z nas u każdego w domu rodzinnym miał już swoje własne. Ruszyliśmy za kobietą do kuchni, byliśmy głodni, bo od rana nic większego nie jedliśmy. Chłopaki od razu zajęli miejsce przy stole, na którym leżały już kubki z herbatą, jednak ja oparłem się o blat i przyjrzałem kobiecie, która nalewała zupę do misek.
- Czy coś się stało, pani Byun? - zapytałem, nawet jeśli miałaby mnie zbyć. 
    Kobieta tylko westchnęła, kładąc pierwszą miskę przed Suho. Wiodłem za nią wzrokiem, ale zająłem miejsce przy stole, by nad nią nie wisieć. Podała nam naczynia, a my zaczęliśmy jeść. Cudownie gotowała, a my tęskniliśmy za typowo domowymi obiadami. Chyba była gotowa na dokładki, bo nie odłożyła nawet chochelki. 
- Wczoraj mieliśmy pewien incydent z Baekhyunem - przyznała, a mnie ukuło poczucie, że jedliśmy w najlepsze, a on sam tam siedział. Spojrzeliśmy na nią, przerywając jedzenie. - Spokojnie, wszystko dobrze się skończyło. - Uniosła ręce, uspokajając nas. - Postanowił sam zejść do dół nikogo, nie wołając i zleciał ze schodów. 
- Może powinien dostać pokój gościnny na dole? - zaproponował Sehun, wracając do jedzenia. Spojrzeliśmy na niego. - Przynajmniej do operacji. Jak się uprze na robienie czegoś samemu to najwyżej wpadnie w ścianę, a nie zleci ze schodów. 
- Bardziej dosadnie się nie dało - westchnął Suho, a ja spojrzałem tylko na kobietę z przepraszającym uśmiechem, na co pogładziła mnie po plecach i dolała każdemu z nas po chochelce. 
    Kiedy wszyscy zjedliśmy i napiliśmy się ciepłej herbaty, akurat dotarli pozostali. Gospodyni domu od razu zagoniła ich do kuchni na jedzenie, przez co zrobiliśmy wymianę. Poszliśmy na górę, niosąc porcje dla chłopaka oraz siatkę z jakimiś słodkościami, które manager kazał przekazać. Zapukałem w drzwi i pchnąłem je, otwierając. W pokoju panowała ciemność. Wszystkie okna były pozasłaniane i żadne nie było otwarte przez co było cholernie duszno. Telewizor był włączony, ale na tyle ściszony, że trzeba było mocno wytężyć słuch, by cokolwiek zrozumieć. Na ziemi przy łóżku leżało kilka rzeczy, które musiały zostać przypadkiem strącone ze stolika - na szczęście miał tam podsunięty miękki dywan, więc obeszło się większych szkód. Na łóżku za to leżał jeden wielki rulon kołdry, wystawały tylko rozczochrane kosmyki włosów. Spojrzeliśmy na siebie, biorąc głęboki wdech i weszliśmy głębiej, zamykając za sobą drzwi. Sehun od razu wziął się za zbieranie porozwalanych rzeczy, a lider za osłanianie oraz otwieranie okien. Ja za to usiadłem przy chłopaku, odkładając siatkę i miskę na ziemi. Chwyciłem za kołdrę, a następnie lekko pociągnąłem, odsłaniając go do pasa. Cały czas miał na sobie tą samą koszulkę. Złapał mnie za dłoń, nawet nie wiedziałem kiedy to zrobił i zaczął ją dokładnie dotykać. Czułem, że powinienem się odezwać i ułatwić mu zadanie, ale nie prosił o to. Mógł zapytać kto usiadł. Przyglądałem się uważnie. Jego twarz kompletnie niczego nie zdradzała, co było aż dziwne. Zrozumiałe, ale nadal dziwne. Oczy miał zamknięte, czasami dało się przyuważyć jak lekko je zaciska, powstrzymując się przed otworzeniem ich. 
- Chanyeol - powiedział, a ja miałem wrażenie, że usłyszałem w jego głosie ulgę. 
- Tak - potwierdziłem, sięgając po miskę. - Mam jedzenie i musisz je zjeść, bo inaczej Sehun wrąbie kolejną michę - zaśmiałem się i pochyliłem głowę, unikając paczki chusteczki ze strony przyjaciela. Spojrzałem na bladą twarz, na której nie zagościł nawet chwilowy uśmiech. Odetchnąłem. - Nakarmić cię?
- Nie - wyciągnął do mnie ręce, a ja ostrożnie położyłem mu w dłoniach ciepłe lecz niegorące naczynie. Obserwowałem uważnie jak sobie radzi, na zmianę spoglądając na chłopaków, którzy tu trochę ogarniali w pokoju. Było pozrzucane gdzieniegdzie parę rzeczy. Starali się też zrobić lekki przeciąg żeby wywietrzyć pomieszczenie. Baekhyun się nie bawił z jedzeniem, przysunął po prostu miskę do ust i przechylił, zaczynając pić. Gdy zjadł podałem Sehunowi puste naczynie, a on poszedł odnieść, mijając się w drzwiach z pozostałymi członkami naszego zespołu. 
    Siedzieliśmy z Byunem długo, zdążyło się już mocno ściemnić i zrobić na tyle chłodno, że wszystko pozamykaliśmy. Mimo ciężkiej dla nas wszystkich sytuacji staraliśmy się zachowywać naturalnie i nie blokować się przed głupimi żartami czy dokuczaniem sobie - nawet w stronę poszkodowanego. Mógłbym przysiąc, że uśmiechnął się przynajmniej kilka razy, a raz nawet zaśmiał. Żaden z nas nie przypuszczał, że może nam aż tak brakować tego dźwięku po zaledwie kilku dniach. Mnie brakowało i to bardzo, straciłem chwilowo mojego kompana do denerwowania innych naszymi wygłupami i niepohamowanymi wybuchami śmiechów. Byłem pewny, że daliby się teraz pochlastać za to żebyśmy ich trochę poirytowali, a Suho zażenowany przed managerem próbował nas uspokoić. Uśmiechnąłem się na samą myśl niestety Baekhyun nie mógł tego zobaczyć, a tym bardziej odwzajemnić. Pocieszałem się jedynie myślą, że gdyby widział to na pewno uśmiechnąłby się jeszcze szerzej ode mnie, zarzucając mi że prawdziwy uśmiech to taki, kiedy widać chociaż trochę zęby. Nie chciałem jechać, żaden z nas nie chciał, bo mimo sytuacji dobrze nam było razem. Najlepiej. Baekhyun prawdopodobnie domyślał się, że zbliża się chwila, w której będziemy musieli iść. Trzymał spięte ramionami i ściszał głos, gdy do nas mówił. Kiedy każdy po kolei wstawał, by się poprawić, rozprostować bądź zaczął zbierać, ja nadal siedziałem. Chciałem żeby jak najdłuższej czuł czyjąś obecność przy sobie. Nie chciałem go zostawiać samego, zdawałem sobie sprawę jak bardzo on nie chciał być sam. Był ograniczony, każdy jego ruch to była jedna wielka niepewność. Nawet nie próbował mnie szturchnąć, w chwilach kiedy normalnie bym oberwał. Prawdopodobnie obwiał się, że nie trafi.  
- Musimy już iść, Baekkie - powiedziałem, rozczochrując mu włosy i wstałem. Spojrzałem na niego, jednak nawet nie odpowiedział. Pokiwał jedynie głową. Odetchnąłem i spojrzałem na chłopaków, którzy kolejno albo go lekko szturchali bądź tak jak ja czochrali po włosach, mówiąc żeby się nie dał i że widzimy się po operacji. Wypadała ona za kilka dni, jednak nasz napięty grafik nie pozwalał nam na to, by do tego czasu pozwolić sobie na dłuższe odwiedziny, a na pewno nie w takiej grupie. 
    Dopilnowaliśmy żeby wszystko miał co potrzebował i żeby nie było to na drugim końcu pokoju a na wyciągnięcie ręki. Poinformowaliśmy go gdzie co leży, a następnie pożegnaliśmy się z nim, któryś raz z kolei. Zaczęliśmy wychodzić z pokoju, oczywiście nie obeszło się bez przepychanek i krzyków. Kiedy miałem już zamykać drzwi padło moje imię. 
- Chanyeol. 
Zamilknęliśmy, a ja otworzyłem je szerzej. 
- Tak? - zapytałem, wchodząc na kilka kroków. 
- Masz to o co cię prosiłem? - zapytał, zakrywając oczy dłonią. Bolał mnie ten widok. 
- Ach! Tak! - Pokiwałem prędko głową, zaczynając grzebać w kieszeni. Obejrzałem się na chłopaków, dając im znać żeby poszli przodem, a ja zaraz dojdę. Podszedłem do łóżka, wyciągając małe opakowanie. 
- Możesz... - Spojrzałem na niego, siadając przy jego nogach. Jego głos był ściszony, prawie szeptał - mi je zawiązać?
    Przyglądałem się chwilę bladej twarzy i temu jak powoli opuszcza dłoń, odsłaniając drżące powieki. Skinąłem do siebie głową i zacząłem otwierać szeleszczące opakowanie. 
- Jasne - szepnąłem, wysuwając z opakowania biały jak śnieg materiał. Przeniosłem wzrok na twarz chłopaka i zgarnąłem mu delikatnie włosy z czoła, a następnie ostrożnie zacząłem obwiązywać jego głowę bandażem, przysłaniając mu przy tym zamknięte oczy. - Jeśli będzie za mocno, mów - poprosiłem, na co od tylko odmruknął coś pod nosem. Moje ruchy były wolne, a dotyk delikatny. Nie chciałem go jeszcze bardziej zranić, cierpiał już wystarczająco, nawet jeśli udawał, że się trzyma. Kątem oka zerkałem na jego drżące palce u dłoni. Chciałem je złapać, ścisnąć i obiecać, że to chwilowe, że ta ciemność nie jest wiecznością, jednak nie mogłem. Nie miałem pewności, że tak będzie. Przełknąłem głośniej ślinę, a palce Baekhyuna zacisnęły się na skrawku mojej koszulki. Uniosłem się lekko i zawiązałem z tyłu bandaż tak, by nie było za mocno i tak, by nie rozwiązał się od potarcia głową o poduszkę. - Gotowe. 
    Piosenkarz skierował ręce ku twarzy, tak jak wtedy kiedy się wybudzał. Końcami swoich palców zaczął powoli przesuwać po materiale, prawdopodobnie próbował się oswoić z tym uczuciem. Wstałem niechętnie i odetchnąłem, kręcąc lekko głową. 
- Muszę iść Baek, chłopaki czekają - powiedziałem jakbym starał się go przeprosić, może trochę tak było. Odsunąłem się od łóżka i odwróciłem się ku drzwi, ale nie ruszyłem się. Nie mogłem. Drobna dłoń zaciskała się mocno na mojej, próbując mnie zatrzymać przy sobie. Obejrzałem się i pogładziłem gładką skórę kciukiem. - Zadzwonię jutro - obiecałem, uwalniając się ostrożnie z jego uścisku i opuściłem pokój, zostawiając go w nim samego. 

3 komentarze:

  1. Hej,
    smutno mi, bardzo smutno, ale ma wspaniałych przyjaciół,  mam nadzieję, że operacja się powiedzie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, ma naprawdę wspaniałych przyjaciół,  trzymam kciuki aby powiodła się operacja...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdział, och ma to naprawdę wspaniałych przyjaciół, trzymam kciuki aby powiodła się ta operacja... musi się udać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń