piątek, 2 września 2016

Don't miss your chance I 8

    Siedzę cały czas przy ognisku i wyciągam dłonie w stronę płomieni. Patrzę jak Chanyeol przewraca kiełbaski na drugą stronę, na zmianę popijając kolejną puszkę Jacka Danielsa. Uśmiecham się pod nosem, dokładnie lustrując go wzrokiem. Ma rozczochrane włosy przez wiatr, który powiewa od morza. Na jego ramionach spoczywa czarna, gruba bluza, którą postanowił ubrać ze względu na to, że wieczór nie należy do najcieplejszych. Jest przyjemnie, ale nie da się siedzieć w krótkim rękawku. Jego szczęka jest ubrudzona gdzieniegdzie od grzebania w ognisku, a jego beztroski wyraz twarzy sam prosi się o podziwianie. Naciągam na siebie koc, który zsunął się z moich pleców i sięgam po szklaną butelkę, która stoi przysypana w specjalnie wykopanej dziurze. Upijam słodko-gorzki alkohol. Ten drink jest zdecydowanie mocniejszy, a przez to najbardziej gorzki z tych wszystkich, jakie do tej pory skosztowałem. Zastanawiam się iloma smakami Chanyeol mnie jeszcze zaskoczy. Ten smakuje jak połączenie ostrej wódki z gorzkim grejpfrutem  i ze słodką, soczystą brzoskwinią. Jest naprawdę dobry, ale robi mi się od niego momentami zdecydowanie zbyt gorąco. Nie mam słabej głowy i z tego co widzę, Chanyeol również. Wypiłem już ze cztery takie drinki, a on trzy puszki. Poza uderzeniami ciepła, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Oblizuję usta, unosząc wzrok na białowłosego i odstawiam butelkę na jej honorowe miejsce. Prostuję się i zabieram od niego plastikowy talerzyk, na którym jest spora porcja jedzenia.
- Dzięki - mówię, kładąc to przed sobą.
- Smacznego - mruczy. - Jeśli coś jest zbyt przypalone albo niedopieczone, to mów. 
    Kiwam głową, jednak czekam aż trochę ostygnie. Nie mamy żadnych sztućców, a palcami póki co nie da się tego dotknąć. Przecieram dłonie, poprawiając się na kocu, gdy Chanyeol siada obok mnie. Między nami nie ma żadnej większej przestrzeni, ale nie przeszkadza mi to. Za bardzo zdążyłem go polubić, by jego dotyk działał na mnie w jakikolwiek negatywny sposób. Wręcz przeciwnie, jest przyjemny.
    Patrzę jak obraca talerz w dłoniach i dmucha na jedzenia z każdej możliwej strony. Prycham rozbawiony.
- Sądzisz, że twój ciepły oddech pomoże ci to ostudzić? 
    Chanyeol spogląda na mnie, a następnie na moją porcje, która grzecznie została odstawiona na bok. Przez chwilę nie robi nic, po czym jego jedzenie idzie w losy mojego. Zaczynam się śmiać, kiwając głową. Nie przypuszczałem, że weźmie to na poważnie.
-  Po prostu jestem głodny - przyznaje, zarzucając kaptur na głowę. - No nic, muszę zapełnić żołądek Danielsem. - Unosi kącik ust tak samo jak puszkę, a następnie upija spore łyki.
    Patrzę przez chwilę na jego gardło, dokładnie obserwując jak jabłko Adama porusza się pod wpływem przełykania alkoholu. Zaraz jednak odwracam głowę i wbijam wzrok w płomień. Przez moją głowę przelatuje sporo pytań, których nie wypowiadam na głos. Mam wahania i sam nie wiem dlaczego, może przez towarzyszące mi dziwne przeczucie, że i tak nie usłyszę odpowiedzi. Zastanawiam się nad tym, jak to się stało, że siedzę późnym wieczorem przy ognisku z chłopakiem, który uratował mój żołądek od piwa jakiś czas temu na imprezie, do której wcale nie byłem przekonany. Nie mam pojęcia, kiedy to wszystko się stało, ale nie czuję się do końca wolny. Cały czas wisi nade mną Yixing, a Chanyeola nie traktuje inaczej jak przyjemną odskocznie od mojego zranionego serca. To nie tak, że w jakiś magiczny sposób zszywa moje wewnętrzne rany. Po prostu zajmuje moje myśli tym wszystkim co i w jaki sposób robi. Odwraca moją uwagę samym sobą od tego czym normalnie bym się zamartwiał, gdyby nie to, że siedzimy teraz w środku lasu i czekamy aż ostygnie nam jedzenie. 
- Nad czym tak myślisz? - pyta, przywracając mnie na ziemię. 
    Sięgam po butelkę i upijam spory łyk, lekko się krzywiąc na gorzką dawkę, którą zaraz przebija słodka brzoskwinia.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? - pytam, odwracając głowę w jego stronę i w tym samym czasie oblizuję wargi. Nie jestem pewny czy usłyszę odpowiedź, bądź czy nie zepsuję tym spokoju wiszącego nad nami, ale stało się - zapytałem.
    Przyglądam się uważnie jego twarzy i zmianom na niej zachodzącym. Zastanawia się nad odpowiedzią, a pomarańczowy blask płomieni tańczy na jego policzkach i czole. Te miejsca są zdecydowanie najbardziej rozpalone od ciepła, które w nas uderza. Prawdopodobnie powinniśmy się chociaż trochę odsunąć od ogniska, ale nie robimy tego. Tak jest dobrze. 
    Chanyeol oddycha głęboko, zsuwając kaptur z głowy i odchyla ją lekko. Jego oczy błyszczą i być może jest to spowodowane alkoholem, który zdążył już wypić, ale z mojej perspektywy wygląda to tak, jakby wszystkie gwiazdy wiszące na niebie postanowiły zebrać się w jedno miejsce, wybierając właśnie jego ciemne tęczówki.
- Chyba nie umiem dać ci konkretnej odpowiedzi - przyznaje, przysuwając do siebie talerzyk z jedzeniem. Cały czas patrzę na jego lewy profil, uważnie skupiając się na tym co mówi. - Mogę napomnieć, że to kwestia tego, że wpadłeś w dziwną rutynę, którą postanowiłem z jakiegoś powodu trochę zaburzyć. Mogę też podtrzymać to, że chcę lepiej poznać osobę, która pomaga mi się pozbyć zapasu tego kolorowego paskudztwa - mówi, a jego kąciki ust lekko drgają - i że wolę poznać cię w takim miejscu jak to niż na imprezie pełnej różnych ludzi. A może po prostu pchnęło mnie do tego to co wyłapałem podczas naszych poprzednich rozmów i bardzo mi się nie spodobało.
- A co wyłapałeś? - pytam ciekawy również, przysuwając do siebie talerz. 
    Chłopak wsuwa spory kawałek mięsa do ust, a kiedy go przełyka, oblizuje wargi, by zaraz odwrócić głowę w moją stronę.   
- Wszystko widzisz strasznie ogólnie.
    Marszczę lekko brwi, prostując plecy.
- Co masz na myśli?
 - Przykładowo, jak usłyszałeś nazwę tego miejsca, od razu napomniałeś świątynie. Nie zwróciłeś uwagi na wodę dookoła, na to jak jest tu cholernie zielono i wszystko jest zadbane. Nie zwróciłeś uwagi, że zwierzęta chodzą sobie jak chcą i nie uciekają nawet, kiedy przechodziliśmy obok - mówi, przyglądając mi się. - A teraz? Teraz siedzisz ze mną przy ognisku i ostatnie na co zwracasz uwagę to, to co jest przypisane temu miejscu jako główna atrakcja. Musisz wejść w coś głębiej, żeby zacząć zauważać więcej, a nie zawsze jest na to czas.
    Siedzę, ściskając mocno koc w dłoniach i patrzę mu w oczy. Płomień okrywa nas swoim pomarańczowym blaskiem i  zarzuca na nas niewidoczną pelerynę ciepła. Uderza we mnie kolejna fala gorąca spowodowana mocniejszym drinkiem. Nie mam pojęcia ile tak trwamy, patrząc sobie w oczy, ale to przyjemne i uzależniające. Nic nie mówimy. Po prostu obserwujemy jak nasze oczy błyszczą w zależności od kąta płomieni. W mojej głowie odbijają się jego słowa. Po raz kolejny uświadamia mi coś, na co nie zwróciłem uwagi, mimo mocnego wpijania się we mnie. Rozchylam lekko wargi i oblizuję je, czując jak suche się zrobiły. Przenoszę wzrok na usta Chanyeola, zauważając jak kąciki mocno drgnęły. Przełykam z dziwnym trudem ślinę i sztywno przekręcam głowę przed siebie. Wbijam wzrok w ognisko. 
- Lubisz tak każdego wyciągać z rutyny i pokazywać, że najlepsze jest to, co nie zostało przypisane jako główna atrakcja? - pytam po chwili, a w międzyczasie sięgam po butelkę i wypijam resztkę jednym łykiem.
- Tylko tym, którym smakuje to paskudztwo - przyznaje, wstając.
    Zaczynam dłubać w jedzeniu, które zdążyło ostygnąć i wsadzam je małymi kawałkami do ust. Wzrok zaczepiam na plecach Chanyeola, który zaraz znika w drewnianej chatce. Oddycham głęboko, a na moją twarz wkrada się niekontrolowany szeroki uśmiech. Parskam rozbawiony. 
"Tak sądziłem, że posmakuje ci coś czego nikt nie chce pić."
"Uznałem, że szkoda byłoby tak po prostu zapomnieć o jedynej na tej planecie osobie, której smakują te paskudztwa."
"Mogę też podtrzymać to, że chcę lepiej poznać osobę, która pomaga mi się pozbyć zapasu tego kolorowego paskudztwa."

~~~
    Siedzimy z Chanyeolem jeszcze długie godziny przy ognisku, ciągle coś jemy i cały czas popijamy alkohol. Mam wrażenie, że jego plecak działa na tej samej zasadzie co kobieca torebka. Wyciąga liczne ilości puszek oraz butelek jakby końca nie było. Nie narzekam, ale to zdecydowanie zaskakujące. Kiedy zaczynamy czuć się przymuleni, a nasza krew jest już wystarczająco rozrzedzona, postanawiamy się położyć. Nie gasimy ogniska, nie przejmujemy się śmieciami, które leżą dookoła nas. Leżymy na kocu blisko siebie i milczymy, wpatrując się w niebo. Jest mnóstwo gwiazd i wygląda to jakby ktoś obsypał ciemną przestrzeń brokatem. Łapię się na tym, że wsłuchuję się w oddech Chanyeola. Jest trochę cięższy, ale wciąż spokojny. Przekręcam głowę w prawo i przyglądam się skupionemu wyrazowi twarzy białowłosego. Nie mam pojęcia dlaczego, ale czuję się spokojniejszy, patrząc na niego. Jakby naprawdę powodował, że czas zatrzymuje się w miejscu. Podoba mi się to uczucie i myślę, że chcę posmakować go jeszcze bardziej. 
- Dlaczego na mnie patrzysz? - pyta, jednak nie spogląda na mnie nawet kątem oka. 
    Nie odwracam wzroku ani głowy, nie reaguję w żaden nienaturalny sposób. Cały czas robię co do tej pory, czyli lustruję każdy szczegół jego twarzy. Zastanawiam się jak odpowiedzieć na pytanie, bo do głowy przychodzi mi kilka opcji i każda jest jak najbardziej szczera. Mogę powiedzieć, że podoba mi się jego twarz pokryta pomarańczową poświatą albo, że patrząc na niego czuję się jakbym dostawał od życia coś cennego czego nie widać gołym okiem, ale czuć całym sobą. Nie mam pojęcia jak nazwać naszą relacje. Kolegami nie jesteśmy, bo to zbyt słabe określenie, a na bycie przyjaciółmi znamy się zbyt krótko. Nie jestem tego w stanie określić słowami, choć już raz czułem się podobnie. 
    Chyba zbyt długo się zastanawiam nad odpowiedzią, bo Chanyeol przekręca głowę w moją stronę. Orientuję się dopiero, gdy mrugam kilka razy i dostrzegam ciemne tęczówki, lustrujące moje, które chyba są odrobinę jaśniejsze.
- Nie wiem - mówię, zapominając o opuszczaniu powiek co jakiś czas. Mój głos jest nieco ściszony, nie chcę psuć spokoju panującego wokół nas. - Lubię to robić.
- Przyglądać mi się? - pyta, a ja kiwam głową. Nasze oczy nie odrywają się od siebie nawet na moment. Tkwimy tak dłuższą chwilę. - Dlaczego?
    Mam wrażenie, że nasze ciała są jeszcze bliżej niż były przed chwilą, a moja krew płynie znacznie szybciej. Robi mi się cieplej, a płuca ograniczają mi branie głębszego oddechu. Rozchylam usta, by zacząć przez nie cicho oddychać. 
- Czuję się wtedy jak inny człowiek - przyznaję.
    Chanyeol przekręca się na bok przodem do mnie i unosi na łokciu. Teraz mam możliwość jeszcze dokładniej ujrzeć jego twarz, która jest blisko jak nigdy wcześniej. Nie dzielą nas milimetry czy ostatnie centymetry. Po prostu jest bliżej. Białowłosy otwiera usta, by coś powiedzieć jednak wyprzedza go głośny grzmot. Obydwoje lekko drgamy, nie spodziewając się tego i zrywamy się na nogi, gdy z nieba zaczynają lecieć krople. Nie jest to mżawka czy zwykły deszcz. Leje na tyle mocno, że moje ramiona i plecy odczuwają lekki ból. Ognisko gaśnie w mgnieniu oka, a my biegniemy ramię w ramię do drewnianej chatki. Chanyeol trzyma koc nad naszymi głowami, jednak nie przydaje się to zbytnio, gdyż cały zaraz zaczyna przeciekać. Wbiegamy do środka, dysząc i siadamy na ziemi. Przecieramy mokre twarze i zaczesujemy włosy do tyłu. Z moich kosmyków kapie jakbym dopiero je umył. W domku jest ciemno, a jedyne co oświetla pomieszczenie to błyskawice, które pojawiają się jedna za drugą. 
    Patrzę dookoła, szukając lampy i pstryczka, ale niczego takiego nie zauważam. Spoglądam na Chanyeola i parskamy momentalnie śmiechem, wstając z podłogi.
- Chyba nici ze spania na zewnątrz - mówi, masując się po karku i patrzy w stronę okna.
- Też tak sądzę. - Drapię się po głowie, podchodząc do niego bliżej. Stoimy, obserwując to co dzieje się na zewnątrz. Błyskawice są na tyle częste, że wydaje się jakby był już ranek, a niebo jasne. - Jest tu jakieś światło?
- Nie ma tu prądu - przyznaje, a ja na niego spoglądam nie za bardzo wiedząc jak zareagować. Chanyeol dostrzega chyba moje zdezorientowanie, więc wyjaśnia. - Lodówka nie jest na prąd tylko na wkłady chłodzące - mówi, kiwając głową w tamtą stronę. 
    Powoli mrugam, ale nic nie mówię. Patrzę dookoła. 
- Mamy jakieś świeczki?
- Nie brałem pod uwagę romantycznego wieczoru przy świecach - prycha rozbawiony, tak samo jak ja. - Przeżyjemy bez światła. 
    Podchodzę po jednego z łóżek i siadam, jednak zaraz wstaję jak poparzony. Patrzę po sobie i drapię się po mokrym czole, myśląc o moim przemoczonym ubraniu. Unoszę wzrok na Chanyeola, który stoi tyłem do mnie przy drugim łóżku i ściąga koszulkę. Oddycham głęboko i zaczynam rozpinać koszulę. Zsuwam ją z ramion i okładam na bok, mając nadzieję, że do rana wyschnie. Chwilę później pozbywam się butów oraz spodni. Zostaję w bokserkach jak i koszulce, która tylko miejscami jest lekko wilgotna. Siadam na łóżku i patrzę jak chłopak wsuwa się pod kołdrę, a następnie układa ręce po głową. Robię to samo co on tyle, że kładę się na boku, przodem do niego. Oddycham głęboko i zamykam oczy, mocniej nakrywając się kołdrą.
- Baekhyun?
    Chwilę leżę w ciszy, czekając aż przyjemne ciepło oraz dreszcze rozejdą się po moim ciele. Uchylam powieki i mocniej wtulam się w poduszkę.
- Hm?
- Co miałeś namyśli, mówiąc że czujesz się jak inny człowiek?
    To było dobre pytanie, na które nie miałem konkretnej odpowiedzi. Nie do końca to rozumiałem, żeby móc odpowiedzieć jak regułkę nauczoną za czasów szkoły. Chanyeol powodował, że wszystko wydawało się być nowe albo inne niż do momentu kiedy poczęstował mnie kolorowym drinkiem na imprezie. Zmieniał w moich oczach wszystko tak naprawdę nie robiąc nic szczególnego. 
    Oddycham głęboko, przekręcając się na plecy i wbijam wzrok w ciemny sufit. Po pomieszczeniu roznoszą się jedynie nasze oddechy, które i tak są zagłuszane przez mocno uderzający w chatkę deszcz jak i głośne grzmoty, które trwają nawet i po kilka sekund.
- Sam nie wiem, Chanyeol - przyznaję, decydując się przy tym na wymówienie jego imienia. Za każdym razem, gdy je wymawiam mam wrażenie jakby to słowo było jakieś wyjątkowe. - Przy tobie czas stoi w miejscu, a im dłużej z tobą jestem tym czuję się lepszym człowiekiem. Jak leżeliśmy przy ognisku, miałem wrażenie jakbym robił coś niesamowicie dobrego i to tylko dlatego, że... sam nawet nie wiem dlaczego.
- Bo zrobiłeś coś dobrego dla siebie - mówi, a ja zginam nogi w kolanach. - Wyrwałeś się z rutyny. Na co dzień żyjesz w biegu, którego tutaj nie ma. To normalne, że czujesz się nadzwyczaj dobrze.
    Prycham cicho rozbawiony, a lekki uśmiech zostaje na mojej twarzy.
- Nie chcę wracać - przyznaję po chwili. - Tutaj mam spokój. Nikt do mnie nie wydzwania, nikt nie dobija się do drzwi i nikt nie zostawia listów na mojej wycieraczce. 
    Słyszę jak Chanyeol wierci się niespokojnie, a gdy przekręcam głowę w jego stronę dostrzegam, że leży na boku i unosi się na łokciu.
- Ktoś cię prześladuje?
- Można tak powiedzieć. - Kiwam głową. - Ale nie jest groźny. Po prostu chce czegoś, czego nie jestem w stanie mu dać.
- To znaczy? - pyta, a gdy na niebie pojawia się błyskawica, w jej blasku widzę jak Chanyeol marszczy brwi.
- Drugiej szansy.
    Białowłosy milczy, przyglądając mi się tak samo jak ja jemu. Nie widzimy się zbyt dobrze, ale to nam nie przeszkadza. Czekamy wytrwale na błysk, który oświetli wnętrze chatki. Chłopak bierze głęboki wdech.
- To ten ze zdjęcia? - pyta, a ja kiwam lekko głową. - Lay, tak?
    Krzywię się, słysząc jego ksywkę, ale to utrzymuje mnie w przekonaniu, że Luei to plotkarz, który prawdopodobnie już zdążył opowiedzieć Chanyeolowi całą historię mojego życia jak i niedawno zakończonego związku. 
- Yixing, - poprawiam go - nie lubię kiedy go tak nazywają. Ogólnie nie przepadam za zwracaniem się do kogoś inaczej jak po imieniu.
- Co takiego zrobił, że musi walczyć o drugą szanse zamiast tkwić w tej pierwszej?
- Zdradził mnie - mówię po chwili, a na twarzy Chanyeola pojawia się niezadowolenie na te słowa. - Po czterech latach związku, tak z dnia na dzień.
- Dlaczego nie każesz mu spieprzać? - pyta, a ja cicho prycham, odwracając od niego wzrok. - Dopóki tego nie zrobisz on ciągle będzie miał nadzieję, że mu wybaczysz i że do siebie wrócicie. Będzie się starał tak długo jak widzi, że myślisz nad tym.
- Nie umiem tak nagle zacząć udawać, że go nie ma, skoro do tej pory był przy mnie dzień w dzień - odpowiadam, prawie że od razu. - Nie wyrzucisz z głowy czterech lat od tak - mówię, pstrykając. 
- Czyli bierzesz pod uwagę wrócenie do niego? - pyta, kładąc się z powrotem na plecy. 
    Wzdycham ciężko.
- Może.

~~~
    Gdy się budzę, łóżko obok jest już puste, za oknem świeci słońce, ale nie wygląda na to, żeby był upał. Oddycham głęboko, siadając i przejeżdżam dłonią po twarzy. Nie mam kaca ani nie czuję się gorzej, może trochę dziwnie. Nie jestem w swoim mieszkaniu i zasypiałem w obecności Chanyeola. Nawet nie jestem pewny, kiedy obydwoje zasnęliśmy. Urwaliśmy temat o Yixingu i zaczęliśmy kolejny, tym razem przyjemniejszy. Weszło nam w nawyk zaczynanie nowego tematu, nim skończymy poprzedni. 
    Chwytam za wczorajsze ubrania i zaczynam po nich macać. Są miejscami wilgotne, ale nie mam wyboru, więc wstaję i sprawnie wsuwam spodnie. tak samo jak koszulkę. Zapinam dwa guziki i wychodzę z domku. Przeczesuję włosy palcami i mrużę oczy na atakujące je promienie słoneczne. Rozglądam się dookoła, ale nigdzie nie widzę Chanyeola. Wszystko jest posprzątane, więc podejrzewam, że wstał sporo wcześniej ode mnie. Chyba zaczynam mu wierzyć w to, że ma problemy ze snem, a wstawanie przed piątą, by po mnie przyjechać jest mu wręcz na rękę.
    Idę przed siebie, mijając kilka drzew i spoglądam w stronę plaży. Szukam po niej wzrokiem i dostrzegam Chanyeola, który kuca przy wodzie. Schodzę powoli oraz ostrożnie na dół, zmierzając w jego stronę. Zajmuję mi to krótką chwilę, a gdy docieram do niego, znienacka staję obok i uginam kolana, schodząc do jego poziomu. Białowłosy spogląda na mnie, ścierając przedramieniem krople wody z brody.
- Wyspałeś się?
    Nim odpowiadam, nabieram wodę na dłonie i zaczynam przemywać twarz. Oddycham głęboko, pochylając głowę.
- Tak - zapewniam, zaczynając ocierać oczy koszulą. Oblizuję wargi i spoglądam na niego. - Dawno wstałeś?
- Jakieś dwadzieścia minut temu - przyznaje, wstając i otrzepuje tył spodni. Wbija wzrok przed siebie. - Będziemy się powoli zbierać. Jest dziesiąta, jazda ponad trzy godziny, a jeszcze pasuje się zatrzymać gdzieś na śniadanie.
    Cofam się trochę i siadam na piasku, opierając ręce o kolana. Wzdycham ciężko.
- Musimy?
    Chanyeol odwraca głowę i patrzy na mnie przez ramię. Na jego twarzy pojawia się rozbawiony uśmiech, a chwilę po tym siada obok mnie. Kładzie dłonie za sobą i prostuje nogi.
- Podoba ci się tu? - pyta, gdy obydwoje lustrujemy horyzont. 
    Chmury przysłaniają słońce i robi się szaro, ale to dziwnie pasuje do tego miejsca. Chyba nawet bardziej podoba mi się siedzenie nad morzem. Przy zachmurzonym niebie, jest całkiem inaczej. Powiewa chłodny wiatr, a ja siadam po turecku i lekko kulę się przed atakującym powiewem.
- Nie chcę tam wracać - przyznaję, twardo patrząc przed siebie. Czuję dziwne obawy przed wróceniem do codzienności. Nie chcę wracać do rutyny, do miasta, do pracy. Nie chcę wracać do wszystkich obowiązków, które na mnie czekają i do rzeczywistości, która wydaje się być cholernie bolesna teraz, kiedy zobaczyłem, że życie nie musi wyglądać tak jak mi się wydawało i, kiedy poznałem coś całkiem nowego. Być może trochę nierealnego, bo tak się właśnie czuję przy Chanyeolu. Jakby to wszystko było nierealne, jakby było tylko i wyłącznie w mojej głowie. Zaciskam lekko zęby.
- W następny weekend też mogę cię gdzieś zabrać - mówi, a ja odwracam głowę w jego stronę. Wiatr wieje jeszcze mocniej niż przed chwilą przez co lekko przymrużamy oczy i ignorujemy fakt, że nasze włosy latają każdy w inną stronę.
- W weekend pracuję - przyznaję niechętnie i wbijam wzrok w wodę, która się do nas z każdą chwilą coraz bardziej zbliża. Chanyeol głęboko oddycha.
- W tygodniu siedzę w warsztacie, więc zostaje nam następny weekend - mówi, szturchając mnie lekko w ramię i wstaje. 
    Odchylam głowę, spoglądając na niego z dołu. Przesuwam wzrok na dużą dłoń, która wisi w powietrzu. Chwytam za nią i wstaję z jego pomocą. Patrzę ostatni raz na wodę i czuję jak ściska mnie mocno w brzuchu. Czuję się jakbym zostawiał tu coś cennego albo kawałek siebie. Wzdycham i ruszam w stronę górki, po której musimy się wspiąć, by dotrzeć do chatki. Po kilku krokach zatrzymuje mnie szarpnięcie. Spoglądam na nasze splecione ze sobą dłonie, a następnie na Chanyeola. Odwracam się przodem do niego i patrzę mu w oczy.
- Nie zabrałem Cię tu po to żebyś wracał nie w humorze - mówi, przyglądając mi się uważnie, ale ja nie skupiam się na jego słowa, nie aż tak jak na naszym dotyku. Czuję jak moja dłoń zaczyna lekko drżeć przez moje wewnętrzne rozdarcie. Nie jestem pewny czy chcę się rozkoszować tą chwilą, czy wysunąć rękę z jego uścisku. Przełykam ślinę, kiedy się do mnie przybliża o pół kroku. - Baekhyun. 
    Mrugam kilka razy, mocniej odchylając głowę i wypuszczam cicho powietrze. Przesuwam kciukiem po jego dłoni, a następnie przerywam nasz kontakt fizyczny. Chowam palce do kieszeni.
- Nie jestem nie w humorze - zapewniam, biorąc głęboki wdech, a gdy go wypuszczam, powiewa mocny wiatr. Spoglądam w stronę morza i uśmiecham się pod nosem. - Po prostu będzie mi brakować tego spokoju.
Spokoju, Chanyeola i kolorowych drinków przy ognisku.

1 komentarz:

  1. Hej,
    miło spędzili czas, choć pojawienie się tej burzy trochę wszystko popsuło, sle Baykung zobaczył, że może byc coś jeszcze, inaczej a nie ta ciągła rutyna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń