wtorek, 13 września 2016

Don't miss your chance I 10

    *klik*

    Tydzień ciągnie się jakby chciał się skończyć, a nie mógł. Mam wrażenie, że każdy dzień dostał dodatkowe kilka godzin żeby robić mi na złość. Praca jest przyjemna, ale nie tak jak zawsze. Nie mam ochoty wydawać kart pokojowych, nie mam ochoty przyjmować gości i nie mam ochoty oprowadzać grup po hotelu. Długie godziny ratuje Kyungsoo, który swoim uszczypliwym sposobem bycia wypełnia mi czas. Opowiada mi różne historie lub narzeka na świat, a kiedy ja się z tego śmieję, on niewzruszony patrzy na mnie, twierdząc że to nie miało być zabawne. Mam wrażenie, że mimo tego, iż to ukrywa, to dobrze się bawi. Zresztą, inaczej nie stałby przy mnie na recepcji i nie tracił śliny. Mój szef jest żonaty od dobrego roku, a mnie dalej ciężko jest uwierzyć w to, że facet jego pokroju dał się zniewolić jedną z małych kajdanek na serdecznym palcu. Wydaje się być szczęśliwy, a na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu, gdy wspomina o swojej żonie. To utwierdza mnie w przekonaniu, że życie jednak lubi zaskakiwać.
    Jest czwartek, a pogoda z samego rana dopisuje. Niebo jest pełne przeróżnych kolorów, które pojawiają się podczas wschodu słońca. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, dopiero Chanyeol uświadomił mi jakie mam widoki do podziwiania w drodze do pracy. Nie każdy ma możliwość zobaczenia ilości kolorów na niebie o tej porze dnia, bo nikt specjalnie nie wstaje tylko po to, żeby pooglądać zmiany zachodzące nad głowami. Zmierzam w stronę hotelu, popijając kawę zakupioną chwilę wcześniej, a gdy jestem bliżej budynku odruchowo spoglądam w stronę przystanku. Zatrzymuję się i wbijam wzrok, obserwując pustkę panującą w tym miejscu. Srebrna Honda sprawia, że to miejsce wydaje się być zdecydowanie o wiele atrakcyjniejsze. Oddycham głęboko i kieruję się do hotelu. 
    Witam się z portierem, zamieniając z nim kilka słów jak zawsze, a następnie idę w stronę pokoju przeznaczonego dla pracowników. Dopijam kawę, wyrzucam pusty kubeczek do śmietnika, a potem znikam za drewnianymi drzwiami. Kiwam głową, witając się z osobami, które znajdują się w środku. Odchodzę na bok, wsuwając kamizelkę oraz dopinam do niej plakietkę z moim imieniem jak i nazwiskiem. Oddycham głęboko i wyciągam z kieszeni wibrujący telefon. Powoli mrugam, spoglądając na ekran. Odczytuję wiadomość, a na moją twarz nasuwa się delikatny uśmiech. Kręcę do siebie głową, ale nie odpisuję przez brak czasu. Chwytam swoją smyczkę i wychodzę z pomieszczenie, gdy wołają mnie na zmianę. Zaczyna się kolejny dzień w pracy, jednak ten różni się od trzech wcześniejszych. Mam dobre przeczucie.
    Ruch w hotelu jest zaskakująco duży w porównaniu z tym co dzieje się tu na co dzień. Nie mam nawet chwili, by skoczyć do łazienki, napić się lub odpisać na wiadomość. Co zamelduje jedną osobę, podchodzi kolejna bądź dzwoni telefon, który jestem zmuszony odebrać. Przyjmując gości, zostaje poinformowany o oprowadzeniu wycieczki, która do dwudziestu minut pojawi się w holu. Kiwam głową do koleżanki, dając znać, że nie ma problemu i że zrobię to, gdy tylko do nas dotrą. Hotel, w którym pracuję nie jest tani, dlatego za każdym razem jestem zaskoczony, gdy szkolne wycieczki zatrzymują się u nas.
    Punktualnie jak zostało mi to przekazane, grupa ludzi wchodzi do środka. Poprawiam plakietkę, blokując wcześniej moje konto na ekranie i podchodzę do nich, zgarniając plik kart pokojowych. Na moje oko uczniowie są między piętnastym, a siedemnastym rokiem życia.
    Witam się z wysokim mężczyzną, oznajmiając że dzisiaj ja oprowadzam ich po hotelu, natomiast kobietę odsyłam do mojej koleżanki, która ma zająć się wszystkim czym ja nie muszę.
    Ruszam z nim na przodzie po schodach prowadzących na górę, a uczniowie wloką się za nami, omawiając wszystko dookoła, bądź narzekając. Spoglądam w stronę bruneta.
- Skąd przejechaliście? - pytam ciekawy.
    Opiekun zwraca na mnie uwagę, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Gimhae. 
    Kiwam głową.
- To nie aż tak daleko - mówię. - Mam nadzieję, że tydzień w Busan będzie niezapomniany. 
    Mężczyzna nie odpowiada, więc uznaję, że zagadywanie jest bezsensu. Przyśpieszam kroku, by jak najszybciej zaprowadzić ich do pokojów, a następnie pokazać gdzie się znajduje wszystko z czego mogą korzystać. W skrócie opowiadam również o zasadach panujących w hotelu, jednak zostaje mi to przerwane, gdy brunet unosi rękę, twierdząc że nie jest tu pierwszy raz, więc na pewno sobie poradzą. Przyglądam się chwilę jego niewzruszonemu wyrazowi twarzy, po czym podaje mu kartę z regulaminem, a następnie odchodzę, wcześniej się kłaniając.
    Reszta dnia mija w miarę spokojnie i szybko, na co niezmiernie się cieszę. Gdy zegarek wskazuje godzinę oznaczającą koniec mojej zmiany, od razu idę zabrać rzeczy i opuszczam hotel. Kieruję się na przystanek autobusowy, a gdy docieram na miejsce, dostrzegam mnóstwo osób, ale żadnego srebrnego samochodu. Oddycham głęboko, stojąc na boku i kontroluje godzinę. Na szczęście nie czekam długo.
    Wysiadam dwa przystanki wcześniej, by wejść do dobrze znanego mi baru. W środku jest mnóstwo ludzi, a w powietrzu unosi się dym papierosów, który nieprzyjemnie kręci mi w nosie. Chrząkam, oblizując wargi i zmierzam w stronę wolnego barowego krzesła. Zaraz zajmuję miejsce, podpierając się łokciami o popisany kolorowymi markerami blat. Barman zaraz mnie obsługuje, podając słabego drinka, który bardziej drażni moje podniebienie swoim smakiem, aniżeli sprawia jakąkolwiek przyjemność. 
    Marszczę lekko nos, gdy ciecz przelatuje przez mój przełyk, a następnie odwracam głowę w stronę właściciela, który postanowił zmienić kolor włosów, na taki, który prawdopodobnie nie ma konkretnej nazwy. Wyglądają trochę jak przybrudzony pastelowy róż położony na ciemnym blondzie. Taehyung odpala papierosa i opiera skroń o pięść. 
- Prosto z pracy? - pyta, zaciągając się.
    Kiwam głową, prostując plecy. Przyglądam się jak wypuszcza dym w przeciwną do mnie stronę. Zawsze tak robi i jestem mu za to wdzięczny.
- Tak - przyznaję, zaczynając kręcić szklanką w palcach. - Miałem ochotę na drinka.
- Dobrze się składa - mówi, a ja spoglądam na niego ciekawy. - Mam pewną informacje. 
- Jaką? - pytam, gdy telefon w mojej kieszeni zaczyna wibrować. Wyciągam go, przypominając sobie o wiadomości z rana i że na nią nie odpisałem. Czytam treść, a Taehyung mnie szturcha. Unoszę na niego po chwili wzrok. - Co?
- Wygrałeś szóstkę w totka? - pyta, na co marszczę lekko brwi, odkładając telefon na blat. - Szczerzysz się jakby ktoś ci właśnie napisał, że wygrałeś główną nagrodę w losowaniu.
    Powoli mrugam, po czym prycham rozbawiony i biorę spory łyk paskudnego drinka. Przecieram wargi wierzchem dłoni, wypuszczając powietrze spomiędzy warg. Chwilę się zastanawiam, po czym zerkam na tył białej obudowy.
- To Chanyeol - przyznaję i spoglądam jak chłopak dociska niedopałek papierosa do szklanej popielniczki. - Poznaliśmy się na imprezie, potem jakoś dziwnie się podziało i nawet nie wiem jak, ale się zgadaliśmy, i utrzymujemy kontakt. Rano napisał mi "do jutra", ale nie miałem jak odpisać, a potem o tym zapomniałem i teraz wysłał kolejną wiadomość "prawda?".  
    Taehyung prycha rozbawiony, stukając palcem w biały plastik. Obserwuję każdy jego ruch tak jak on wbija wzrok we mnie. Jego kąciki ust unoszą się do góry w bardzo specyficzny sposób, dlatego od razu kręcę przecząco głową, wiedząc co będzie próbował mi wmówić.
- Taehy...
- Z Yixingiem też tak było, pamiętasz? - Jego uśmiech staje się jeszcze szerszy, a ja mam możliwość zrobienia przeglądu jego prostych, jasnych zębów. Następnie puka w popisany blat. - Wszyscy względem was mamy lukę w pamięci. My ani wy sami nie wiecie kiedy i jak to się stało, że zostaliście parą - mówi i marszczy przy tym lekko brwi, jakby starał się znowu zapełnić dziurę w pamięci czymś konkretnym z tamtego okresu.
    Wzdycham ciężko, zaczynając masować się po czole.
- Wiem jak było, ale z Chanyeolem to co innego - zapewniam, wzruszając lekko ramionami. - Traktuję go bardziej jak odskocznie od tego wszystkiego co z Yixingiem związane. Cholernie lubię spędzać z nim czas, jest naprawdę w porządku. Polubiłbyś go.
- Skoro nie traktujesz go jakoś specjalnie to nie czuję potrzeby polubienia go - mówi, a następnie patrzy dookoła. - Wystarczą mi te ryje do spamiętania. 
    Prycham rozbawiony i kiwam głową. Podaje barmanowi puste szkło, a następnie głęboko oddycham z zamiarem wstania. Kątem oka zerkam na dłoń Taehyunga zaciskającą się na moim ramieniu. Unoszę lekko brwi, by następnie poprawić się wygodniej na barowym krześle. Chłopak wbija we mnie wzrok jakby próbował poznać odpowiedź bez zadania wcześniej pytania.
- Myślisz nad powrotem do Laya? - pyta, a kiedy widzi moje niezadowolenie poprawia się od razu. - To znaczy Yixinga. 
- Nie wiem, może - mówię, na co on się lekko krzywi.
- Dowidziałem się czegoś i sądzę, że o tym nie wiesz, skoro myślisz nad powrotem do niego. 
    Przekręcam się bardziej w jego stronę i zawieszam na nim skupiony wzrok. To bardzo prawdopodobne, że czegoś nie wiem jako, że nie dałem Yixingowi się z niczego wytłumaczyć, a w żadnym liście nie próbował też tego zrobić. Uśmiech na twarzy mojego kumpla znika, a on sam zaczyna stukać w blat. Mam wrażenie, że przez chwilę żałuje, że w ogóle się odezwał. Zaraz mu to mija, gdy mój telefon zaczyna wibrować.
- Wiesz z jakim cię zdradził? - pyta, widocznie próbując się upewnić czy tego nie wiem.
    W moich ustach robi mi się sucho i jestem pewny, że moje źrenice się znacznie rozszerzyły. Zaciskam pięść na wspomnienie o zdradzie. Chce mi się kaszleć, ale nie jestem pewny czy to wina unoszącego się dymu, czy palących mnie płuc. Czuję nieprzyjemne mrowienie, jakby przechodziło ono każdą żyłą. Widok zdrady uderza we mnie jakby ktoś rzucił mi czymś twardym prosto w głowę. Krzywię się lekko i kręcę głową. Nie wiem kim jest tamten chłopak i do tej pory mnie to nie interesowało. To bez znaczenia z kim Yixing to zrobił, wystarczyło, że zrobił. Biorę głęboki wdech, przygotowując się na poznanie osoby, która zajęła moje miejsce, u boku mojej pierwszej miłości na jedno popołudnie w moim łóżku. 
- Czyli nie wiesz - wzdycha, a następnie chwile milczy. Nie pamiętam kiedy ostatnio cisza aż tak boleśnie uderzała w moje bębenki. - Z jednym z jego uczniów - mówi w końcu, a ja moje ramiona opadają w dół. Myślę, że wolałem żyć w niewiedzy. - Moja siostrzenica chodzi na uczelnie, na której uczy Lay. Zna tamtego chłopaka, bo są z tego samego roku.
    Słucham tego, wbijając wzrok w przypadkowy punkt na ścianie i nie wytrzymuję. 
    Zaczynam kaszleć.

~~~
    Gdy tylko usłyszałem kto zajął moje miejsce jednorazowo bądź nie, opuściłem pomieszczenie, rzucając na odchodnym, że zapłacę następnym razem. Do mieszkania udałem się spacerem, chcąc się przewietrzyć i wszystko przemyśleć. Przekręcając klucz w zamku doszedłem do wniosku, że to już bez znaczenia i że to nie ja nawaliłem. Wylewanie łez za naszą dwójkę stało się zbyt męczące, a informacja o uczniu przeleciała przeze mnie, zostając jedynie nieprzyjemne uczucie na sercu.
    Piątek okazuje się być dniem, który pozwala mi zaczerpnąć głęboki wdech. Praca przebiega naprawdę przyjemnie oraz szybko. Klienci są w miarę uprzejmi, a Kyungsoo oddaje mi nawet kubek swojej gorącej czekolady, twierdząc że stracił na nią ochotę. Nie narzekam i chętnie ją od niego odbieram.
    Z pracy wychodzę tak szybkim krokiem jak nigdy. Pędzę na autobus, a wchodząc do mieszkania od razu wchodzę do łazienki. Biorę szybki prysznic, podczas którego również myję włosy. Spędzam dłuższe minuty na przyszykowaniu się po opuszczeniu szklanej kabiny, a następnie owinięty ręcznikiem idę do kuchni, w której odgrzewam ryż z warzywami oraz kawałkami mięsa. Jem, ale tego akurat nie robię w pośpiechu. Nie lubię jeść z tykającym nad głową zegarkiem, bo zwykle po czymś takim źle się czuję.
    Najedzony spędzam krótką chwilę w sypialni, by narzucić na siebie jakieś ubranie. Nie zajmuje mi to zbyt wiele czasu, bo od rana wiem w co chcę się ubrać dzisiejszego wieczoru. Wsuwam czarne spodnie z dziurami na kolanach, a następnie ubieram wkładaną przez głowę, luźną oraz szarą bluzę, na którą zarzucam większych rozmiarów katanę wykonaną z jasnego dżinsu. Przeczesuję ostatni raz włosy, starając się nie zburzyć przy tym przedziałka nad którym trochę pracowałem.
    Gdy wychodzę z bloku taksówka czeka, więc od razu do niej wsiadam, podając adres, który podaję co piątek. Kierowca nie wydaje się być ani trochę zaskoczony, mam nawet wrażenie, że nie musiałem mówić gdzie ma mnie zawieźć, bo na pewno dobrze wie gdzie dzisiaj każdy jedzie. Opieram skroń o chłodną szybę, a z kieszeni wyciągam komórkę. Wchodzę w wiadomości, a następnie w te od Chanyeola. Od razu piszę mu smsa, że jestem w drodze i będę za kilkanaście minut. Chociaż próbuje sobie wmówić, że wcale tak nie jest, to przez całą drogę czekam aż mi odpisze, że już tam jest albo o której godzinie dotrze. Samochód się zatrzymuje, a mój telefon nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Oddycham głęboko, płacę kierowcy, a następnie opuszczam pojazd, dostrzegając przy wejściu Luhana. Rozmawia z krótkowłosą blondynką, z którą ostatnio grał w pingponga. 
    Podchodzę do nich, witając się i wchodzimy do zatłoczonego środka. Rozglądam się ukradkiem za konkretną osobą, ale nie rzuca mi się w oczy. Wzdycham cicho, chwytając za pustką szklankę i nalewam pepsi, co powoduje szok u mojego przyjaciela.
- Nie przełknę piwa, poza tym idę do pracy na rano - wyjaśniam, a następnie biorę łyk.
- Od kiedy przeszkadza ci piwo na tyle żeby go w ogóle nie pić? - pyta rozbawiony i pociąga łyk z gwinta.
    Przyglądam mu się chwilę, zastanawiając się nad tym.
- Odkąd poznałem coś lepszego, co sprawiło, że nic nie smakuje chociaż w połowie tak dobrze jak tamto - przyznaję, a kącik moich ust mimowolnie unosi się lekko do góry. 
- Weź ty się napij - mówi, kiwając głową i podaje mi szklaną butelkę z wódką.
    Prycham rozbawiony, ale robię sobie lekkiego drinka na rozgrzanie. Opieram się o blat i popijam powoli alkohol, rozglądając się uważnie po ludziach dookoła. Muzyka coraz głośniej dudni w uszach, a krew zaczyna szybciej płynąć w żyłach. Oblizuję powoli wargi, odkładam pustką szklankę na bok i ruszam przed siebie, przepychając się między ludźmi. Jak zawsze są tu tłumy, a większość gości jest już mocno wstawiona. Ocieram się o przeróżne ciała, ale nikt na to nawet nie reaguje. To nic w porównaniu z tym co dzieje się momentami na parkiecie. Ustaję na palcach co jakiś czas i przejeżdżam wzrokiem po każdym, kto tylko znajduje się w tym pomieszczeniu. Nie mam pojęcia dlaczego to robię, po prostu czuję, że muszę. Dostrzegam Luei, więc przyśpieszam kroku i łapię go w ostatniej chwili za nadgarstek. Odwraca się do mnie przodem, a zaskoczenie znika z jego twarzy, gdy mnie rozpoznaje. Uśmiecha się.
- Baekhyun - mruczy wesoło, kiwając głową. - Co tam?
- W porządku - zapewniam, przejeżdżając po nim oceniającym wzrokiem. Jak zawsze jest podpity, ale Luei bez kropli alkoholu w krwi to nie Luei. - Widziałeś Chanyeola?
    Chłopak zaczyna się śmiać pod nosem, po czym przysuwa się w moją stronę i opiera o moje ramię. Nasze twarze są na tyle blisko, że bez problemu wyczuwam jego ostry oddech. Staram się nie skrzywić i twardo wbijam wzrok w jego rozszerzone źrenice.
- Nie widziałem - przyznaje z podejrzanym uśmieszkiem, a następnie wbija palec w bok mojej szyi, na co go odpycham, krzywiąc się. - Chyba go nie ma - mruczy w zamyśleniu, a następnie wygląda za moje ramię. - Ale Lay gdzieś tu jest, więc uważaj na kogo wpadasz. 
    Puszcza mi tylko oczko, a następnie wpycha się pomiędzy ludzi i ginie mi ze wzroku. Wzdycham cicho.
- Yixing - poprawiam go, ale już tylko dla własnego spokoju, bo Luei przecież już zginął w tłumie. - Nie Lay.
- Dalej poprawiasz ludzi? - Do moich uszu dociera dobrze mi znany głos, który nie raz zniżał się przy moim uchu do szeptu, powodując falę dreszczy na moim ciele. Przymykam lekko oczy, biorąc głęboki wdech i ruszam przed siebie, unosząc powieki oraz cicho wypuszczając powietrze. Chińczyk łapie mnie za nadgarstek, a ja zaciskam zęby i wcześniej wywracając oczami, odwracam się do niego przodem. - Baekkie. 
- Baekhyun - poprawiam go, a nasze spojrzenia krzyżują się ze sobą. Zwijam dłoń w pięść i wyrywam nadgarstek z palącego moją skórę uścisku. 
    Yixing wzdycha cicho, widząc jak zabieram od niego rękę. Gdy robi krok w moją stronę, ja cofam się o dwa. Uważnie przejeżdżam po nim wzrokiem, chcąc zauważyć, gdy wykona jakiś niepokojący ruch. Brunet na pewno już coś wypił, bo widzę to po jego spojrzeniu, które przywołuje pewne sytuacje z naszego związku. Staram się od sobie odtrącić wspomnienia jakiego miękkich warg na mojej szyi oraz języka zataczającego małe kółeczka na moim obojczyku, które wykonywał przy ciepłym od ogniska powietrzu. Teraz staram się sobie wmówić, że wcale nie robi mi się gorąco od tych myśli, a od tego słabiutkiego drinka, którego wypiłem chwilę temu. Pali mnie nieprzyjemnie wewnątrz i na zewnątrz. Jego widok powoduje u mnie cały czas to samo. Cholerny ból, którego ani trochę nie łagodzi grająca w tle piosenka. Dostrzegam jak unosi kącik ust, gdy w głośnikach roznosi się refren piosenki "Hymn For The Weekend". Jestem pewny, że mimowolnie widzi te same sceny co ja. Przechodzi mnie zimny dreszcz.
- Nie przypuszczałem, że dalej będziesz poprawiać ludzi żeby mówili o mnie po imieniu - przyznaje, wsuwając dłonie do kieszeni. Widocznie stara się zrobić wszystko, by zabić w sobie chęć dotknięcia mnie. Przełykam z trudem ślinę.
- Nie lubię kiedy ludzie używają ksywek - przypominam, przyglądając się jego lśniącym oczom. - Nawet jeśli chodzi o obojętne mi osoby. 
- Nie jestem ci obojętny - mówi od razu, jakby wiedział, że to powiem. 
    Rozchylam usta, by zaraz je zamknąć. Mrużę lekko oczy.
- Skąd ta pewność siebie? - prycham cicho pod nosem.
- Widzę jak na mnie patrzysz - mówi, a mnie ściska mocno w brzuchu. Robi krok w moją stronę, jednak ja zapominam o cofnięciu się. - I póki to widzę, nie odpuszczę. Nie wydzwaniam do ciebie i nie dobijam się do twoich drzwi, ale to nie oznacza, że przestałem walczyć o drugą szanse.
- Dlaczego ci tak na niej zależy? - pytam z każdą chwilą, coraz mocniej ściskając pięści.
- Bo Cię kocham. 
    Czuję jakby moje serce przestało bić przez ułamek sekundy, przez co pojawił się u mnie niemiłosierny ból w klatce piersiowej. Kaszlę cicho, pośpiesznie, ale lekko kręcąc głową.
- Tak jak tamtego ucznia? - pytam, starając się zapanować nad głosem. Chrząkam. - To mu szeptałeś? Jak bardzo go kochasz i jaki to on nie jest wyjątkowy? 
    Yixing jest zaskoczony i tym razem to on otwiera usta, by po dłuższej chwili je zamknąć. Odwraca wzrok, a rysy jego szczęki wyostrzają się i zaraz przełyka głośniej ślinę. Oblizuje wargi, by następnie przejechać dłonią po twarzy, wypuszczając powietrze.
- Baekh...
- Tak, wiem, że spałeś z uczniem - przerywam mu. - I nie, nie chcę tego słuchać, Yixing. Nie obchodzi mnie czy wyznawałeś mu miłość, czy dałeś się uwieść, czy po prostu chodziło o seks w zamian za zaliczenie przedmiotu - wymieniam, a jego źrenice nieznacznie się powiększają. Zaczynam się cofać, zwiększając między nami dystans. - Nie powód jest tu istoty, tylko sam fakt, że to zrobiłeś.
    Odwracam się i wpycham się pomiędzy ludzi, zostawiając go tam samego. Czuję jak żyła na mojej szyi mocno pulsuje od złości, która się we mnie rozpaliła. Idę przed siebie, ale nie do końca wiem gdzie zmierzam. Zabieram butelkę piwa, bo jako jedyne rzuca mi się w oczy, a czuję ogarną potrzebę wlania w gardło jakąkolwiek ilość, jakiegokolwiek alkoholu. Zaciskam palce na jasnobrązowej, szklanej szyjce i wychodzę z domu, a następnie opuszczam posiadłość. Nie odchodzę daleko, bo jedynie na krawężnik przy bramie. Siadam tam gdzie została zachowana większa odległość między zaparkowanymi samochodami i zdejmuję kapsel kluczami. Opieram ręce o kolana, zaczynając kręcić butelką w dłoniach. Nie upijam łyka, po prostu wpatruję się w kołyszącą się w zależności od moich ruchów ciecz uwięzioną w szkle. Przeklinam cicho pod nosem, a następnie zaciskam usta w wąską linię. Moje źrenice się rozszerzają, gdy brązowa butelka zostaje wysunięta spomiędzy moich dłoni, a na jej miejscu znajduję się inna. Chwilę przyglądam się czerwonej cieszy, której dno wpada w fiolet albo i granat. Nie jestem pewny. Przekręcam głowę w prawo, dostrzegając białe włosy. Zsuwam wzrok na jego twarzy i zawieszam spojrzenie na uniesionych kącikach ust.
- Bieganie w deszczu i odpisywanie sobie na wiadomości w odstępie kilku godzin ma być takie tylko nasze? - pyta rozbawiony, przysuwając zielony gwint do warg. 
    Uważnie obserwuję jak pociąga powoli łyki, jak jego jabłko Adama powoli się porusza pod wpływem wlewania alkoholu w siebie oraz jego przymknięte oczy. Jego rzęsy wydają się być dłuższe i gęstsze niż dotychczas. Moje wargi drgają, ale nie wykrzywiają się ani w uśmiech, ani w smutną podkówkę. Po prostu się poruszają. 
- Być może - mówię, a następnie zaczynam upijać spore łyki. Pierwszy raz nie skupiam się na poznaniu smaku i choć nie staram się tego robić to moje kubki smakowe przejmuje intensywny smak słodkiego arbuza. 
    Odsuwam przezroczyste szkło od warg i przyglądam się butelce, podczas gdy na moim języku pozostaje cynamonowy posmak.  Mrugam powoli, mlaskając językiem, by upewnić się czy aby na pewno dobrze czuję. Tak, to zdecydowanie cynamon.
    Spoglądam na Chanyeola, który przygląda mi się tak jak ja jemu przed chwilą. Nasze spojrzenia się krzyżują, a mnie ogarnia przyjemne ciepło.
- Co się stało? - pyta po chwili, na co ciężko wzdycham. 
    Odkładam drinka na bok i wbijam wzrok przed siebie. Niebo jest już ciemne, ale na niebie wisi okrągły księżyc, którego blask mocno uderza w oczy. Chmury przesuwające się obok pełni wyglądają jakby lśniły równie intensywnie co on. 
- Wpadłem na Yixinga - mówię, zaczynając się bawić palcami. - Jadąc tu, nie przyszło mi do głowy, że go spotkam na tej imprezie, chociaż to było bardziej niż pewne jak tak teraz o tym myślę.
    Kiwam do siebie lekko głową, a białowłosy poprawia się na krawężniku. Gdy kończy to robić, siedzi zdecydowanie bliżej mnie. Nasze ramiona się stykają, przez co mam ochotę oprzeć głowę o jego ramię i zasnąć. Jestem pewny, że nie miałby mi za złe, gdybym to zrobił. Rozchylam lekko wargi, cicho oddychając.
- To dobrze, że nie przyszło ci to do głowy - mówi, przyciągając przy tym mój niezrozumiały wzrok. Uśmiecha się, widząc moje zdezorientowanie. - Inaczej nie przyjechałbyś tutaj, a ja musiałbym wcisnąć czerwone paskudztwo komuś innemu.
- Oddałbyś komuś innemu moje kolorowe paskudztwo? - pytam, nie tracąc jego twarzy ze wzroku. Zdaję sobie właśnie sprawę z tego, że jest blisko mojej jak nigdy, bo dopiero teraz mogę dostrzec malutką bliznę nad jego brwią.
    Chanyeol uśmiecha się rozbawiony, na co i ja unoszę kąciki ust. Nachyla się w moją stronę, a moje serce zatrzymuje się na moment. Odruchowo wciągam brzuch, lecz zaraz wypuszczam ciężki wdech, gdy jego twarz po krótkim momencie dzielenia z moją wręcz ostatnich milimetrów na nowo zwiększa dystans. Patrzę na w połowie wypitego drinka, którego mi przyniósł, a dokładnie na francuską nazwę, którą wskazuje.
- Nie oddałbym - zapewnia i stuka w nalepkę.
- Przetłumacz mi to - proszę go, próbując rozszyfrować kolorowe literki.
    Białowłosy cały czas uśmiecha się pod nosem i cały czas wbija we mnie wzrok. Czekam niecierpliwie na poznanie nazwy napoju. 
- Paskudztwo Przeznaczone Tylko Dla Baekhyuna.
    Prycham rozbawiony i szturcham go ramieniem, gdy odkłada butelkę na ziemię. Kręcę głową.
- Dupek - mruczę, starając się nie zaśmiać. - Naprawdę chcę wiedzieć co tu pisze, a nie mam jak sprawdzić, bo nie pozwalasz mi zabrać żadnej butelki. 
    Chanyeol wzrusza rozbawiony ramionami, a ja wpadam na pewien pomysł. Wyciągam telefon z kieszeni i włączam aparat, podczas gdy drugą ręką sięgam po drinka. Zostaje mi to nieumożliwione. Patrzę na dużą dłoń, a następnie przesuwam wzrokiem po jego przedramieniu, ramieniu, a koniec końców zawieszam go na jego oczach. 
- Przecież ci powiedziałem co oznacza - szepcze. 
    Nie mam pojęcia dlaczego, ale odkładam telefon na bok i nie wyrywam ręki z jego uścisku. Siedzę lekko zwrócony w jego stronę, a do moich uszu dociera refren piosenki, do której wszyscy na imprezie się właśnie bawią. Mam wrażenie, że Kehlani z każdą chwilą śpiewa coraz głośniej, ale do moich uszu docierają tylko pojedyncze linijki.
"Please take me to places, that nobody, nobody, nobody knows"
"Got me up so high I'm barely breathing"

"So don't let me, don't let me, don't let me, don't let me go"  *
    Przełykam ślinę i wychodzę mu momentalnie naprzeciw, gdy tylko zauważam jak nachyla się w moją stronę. Nasze wargi spotykają się ze sobą, od razu dopasowując się do siebie. Pocałunek, którym Chanyeol mnie obdarza jest jednym z tych, które sprawiają, że człowiek zapomina o oddychaniu, a wszystko dookoła rozmazuje się przez pędzącą w głowie karuzelę. Przysuwam się bliżej, ściskając lekko powieki. Duża dłoń szybko znajduje się na moim policzku, a kciuk zaraz idzie w ruch, gładząc przyjemnie moją skórę. Zaciskam mocno jego koszulkę w okolicach brzucha i prostuję się mocniej, gdy Chanyeol pogłębia pocałunek. Jego wargi, mimo że pił alkohol smakują jak eukaliptus z odrobiną mięty i coś od czego idzie się w niewiarygodnie szybkim tempie uzależnić. Nie mam pojęcia kiedy moje serce ostatnio biło tak mocno ja teraz, zgaduję, że nigdy. Jego druga dłoń spoczywa na mojej nodze, ale zaraz sunie na wewnętrzną część uda, które intensywnie i gwałtownie zaciska. Rozchylam wargi bardziej, a on bez wahania dobiera się do nich jeszcze zachłanniej.
    Słyszę chrząknięcie za plecami, które powoduje, że odsuwamy się od swoich ust, ale wcale niegwałtownie. Żaden z nas nie czuje się źle z tym co się właśnie stało. Oblizuję ukradkiem wargi, a następnie unoszę głowę. Ciężar znowu mnie przygniata i mam wrażenie jakby ktoś wyrwał mi skrzydła, które Chanyeol dopiero co mi pokazał.
    Wstaję z ziemi, a białowłosy robi to zaraz za mną. Patrzę przez chwilę na Yixinga, u którego jeszcze nigdy nie widziałem takiego spojrzenia. Jego wzrok wydaje się być niesamowicie pusty, co z poważnym wyrazem twarzy wygląda jakby coś w nim umarło. Moja warga lekko drży, ale zaraz chwytam ją w zęby i prostuję się. Przekręcam głowę do najwyższego z naszej trójki.
- Jak dużo wypiłeś? - pytam.
    Chanyeol spoglądam na mnie i odpowiada, unosząc butelkę, w której jest więcej jak połowa alkoholu.
- Tylko kilka łyków piwa.
- Świetnie - przyznaję i odwracam się na pięcie. - Gdzie zaparkowałeś?



------
Kehlani - Gangsta 
"Proszę zabierz mnie do miejsc, których nikt, nikt, nikt nie zna.""Masz mnie tak bardzo, że ledwo oddycham.""Więc nie pozwól, nie pozwól, nie pozwól, nie pozwól mi odejść."

1 komentarz:

  1. Hej,
    a ten pocałunek... w pewien sposób żal mi Yixinga, widać że już stracił nadzieje po tym co zobaczył... już Baykung przyzwyczaił się i widzi więcej niż wcześniej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń