piątek, 2 września 2016

Don't miss your chance I 3

    W mieszkaniu panuje ciężka cisza. Jesteśmy w salonie, ale nie odzywamy się. Wpatruję się w kubki herbaty, które wcześniej zrobiłem. Siedzę w fotelu podczas, gdy mój gość siedzi na kanapie i mi się przygląda. Nie nawiązuję z nim kontaktu wzrokowego, nie chcę tego. Nie mam ochoty na niego patrzeć i nie chcę żeby zauważył moje przekrwawione oczy. Na każdy jego ruch spinam się w obawie, że chce się do mnie przysunąć, ale on tego nie robi. Wędruję oczami po każdym z mebli, starając się skupić na wszystkim tylko nie na nim. Yixing sięga dłonią po kubek, który chwyta za ucho oraz unosi w stronę swoich ust. Podążam niekontrolowanie za naczyniem, aż zawieszam wzrok na jego wargach. Wargach, którym jeszcze kilka dni temu chętnie dawałem się całować. Karcę się w myślach, nerwowo także chwytam za swoją herbatę i upijam duży łyk, mimo wysokiej temperatury. Krzywię się lekko, opierając spód o kolano i przenoszę z wahaniem wzrok na chłopaka, gdy wypowiada delikatnie moje imię.
- Baekhyun. 
- Co? - wzdycham. 
Odstawia kubek i przysuwa się na kanapie w moją stronę. Kątem oka uważnie obserwuję każdy jego ruch. Jestem pewny, że będzie chciał mnie przekonać do siebie, nawołując naszą dość długą przeszłość, ale ja nie mogę pozwolić się owinąć wokół palca. Zranił mnie i nie mam zamiaru pozwolić mu na to drugi raz. Wyrzuciłem jego rzeczy z mojego życia, więc teraz przyszła kolej na niego.
- Dzwoniłem do Ciebie, byłem tu. Masz zamiar usunąć mnie ze swojego życia, nie dając mi się nawet wytłumaczyć? - pyta.
- Tak - przyznaję i patrzę mu zły w oczy. - Poza tym z tego co pamiętam to nie miałeś jak się wytłumaczyć, bo byłeś zbyt zajęty szukaniem bokserek w stercie waszych ubrań. 
Unosi brwi, ale ignoruje moją wypowiedź wzdychając.
- Baekhyun jesteśmy ze sobą cztery lata i tak po prostu chcesz to zakończyć?
- Po prostu?! - Unoszę się, rzucając kubek w bok. Nie rozbija się, ale wypływa z niego cała herbata. - Zdradziłeś mnie do cholery, Yixing! Zastałem cię z kimś obcym w naszym łóżku! To chyba z tobą jest coś mocno nie tak, skoro - jak na napomniałeś - po czterech latach, tak po prostu jesteś w stanie przelecieć kogoś innego!
Dyszę zły oraz zaciskam mocno pięści. Patrzę na niego zraniony, teraz kiedy to powiedziałem na głos wszystko pali mnie jeszcze bardziej. Nie tylko skóra, ale także wnętrze. Patrzymy na siebie, jego spokojny wzrok strasznie działa mi na nerwy. Zachowuje się jakby nic się nie stało albo jakby pewne było, że mu wybaczę, gdy tylko mnie przeprosi. Nie mam zamiaru ratować wspólnych lat skoro dla jednego z nas one nic nie znaczyły. 
- Powinieneś już wyjść - mówię. - Twoje rzeczy są gdzieś pod blokiem. 
Zhang wstaje, by zaraz przy mnie kucnąć. Odwracam wzrok i zaciskam zęby. 
- Tak, zdradziłem cię - wzdycha, łapiąc mnie delikatnie za dłoń, którą następnie muska wargami. Zabieram ją od niego i krzyżuję ręce na piersi. -  To była jednorazowa, nic nieznacząca słabość. Przyszedł do mnie i...
- Nie obchodzi mnie to, Yixing. - Spoglądam na niego takim wzrokiem, by dotarło do niego jak bardzo mnie zranił i że nie chcę więcej o tym myśleć. 
Wstaje, ciężko wzdychając i zabiera wyperfumowaną marynarkę z oparcia kanapy. 
- Wychodzę, ale nie myśl sobie, że tak po prostu pozwolę Ci zniszczyć ten związek, Baekkie - mówi, a następnie opuszcza mieszkanie.
Zsuwam się na fotelu i ściskam powieki.
- Ty już to zrobiłeś.

  ~~~  
    Rano budzę się z lekkim bólem głowy. Mój organizm nigdy nie znosił za dobrze zbyt wielu godzin snu i tym mi się odwdzięczał. Wsuwam skarpetki na stopy i wstaję po chwili z łóżka, przecierając pięściami oczy.
    Dziwnie spać w łóżku, w którym nie było się od bardzo dawna. 
    Wychodzę z sypialni i zauważam pod nogami jakąś kartkę. Spoglądam w stronę drzwi wejściowych i ją podnoszę. Czytam co jest na niej napisane, powoli mrugam i otwieram mieszkanie. Na wycieraczce leży spora siatka, którą podnoszę. Wchodzę do kuchni i zaczynam rozpakowywać zakupy, które zrobił dla mnie Luhan. Jestem mu za to wdzięczny, bo znowu nie miałbym co jeść i skończyłbym albo głodny, albo w knajpie na dole. Dzisiaj na śniadanie robię sobie kilka tostów i kawę, a w międzyczasie kiedy chleb się rumieni w tosterze, włączam telefon i siadam przy stole. Przeglądam wszystkie powiadomienia, które zdążyły mi przyjść, większość to nieodebrane połączenia oraz wiadomości od Yixinga. Kasuję wszystko i biorę się za odczytanie wiadomości od Luhana. Napomina o zakupach przed drzwiami, gdybym przypadkiem nie zauważył kartki, którą wsunął pod nimi. Pyta jak się czuję, czy z nim rozmawiałem, a w ostatnim przypomina o dzisiejszej imprezie. Wyciągam tosty i biorę się za jedzenie, zastanawiając się nad propozycją szatyna. Mam obawy, że mogę tam spotkać byłego. Masa wspólnych znajomych i jeszcze więcej pytań, dlaczego nie przyszliśmy razem bądź dlaczego się rozstaliśmy, jeśli już się to rozeszło. Wzdycham, tworząc nową wiadomość i odpisuję mu, że spotkamy się na miejscu. Nie wiem czy robię dobrze, ale zawsze mogę stamtąd wyjść. Nikt mnie siłą trzymać tam nie będzie. 
    Kiedy kończę jeść, zmywam po sobie i idę wziąć prysznic. Spędzam pod nim znowu długie minuty, po raz kolejny, próbując zmyć obrzydzenia i pieczenie. Dochodzę do wniosku, że żel czy mydło nie jest tym co pomoże mi się tego pozbyć. Opuszczam kabinę, wycieram siebie i moje włosy, a następnie ubieram. Zakładam czarne, obcisłe rurki z dziurami oraz przetarciami w kilku miejscach, a na górę luźną koszulkę z dużym nadrukiem. Stoję przed lustrem, robiąc sobie delikatny makijaż oczu, aby zneutralizować optycznie ich zaczerwienie. Gdy kończę, smaruję twarz kremem z filtrem i biorę się za suszenie włosów. Podnoszę je do góry, tak jak w ostatnim czasie lubię.
Wychodzę z łazienki i kieruję się do pokoju, wykonując telefon do szefa. Przedłużam chorobowe z czym nie ma większego problemu. Chowam urządzenie do kieszeni i wyciągam z szafy rozpinaną bluzę, którą od razu zakładam. Podchodzę do komody, chwytam za perfumy i psikam się nimi dwa razy. Nie lubię kiedy pachnie się zbyt intensywnie, perfumy powinny być przyjemne, a nie zabijać nozdrzy. Przykucam przy stoliku, otwierając szufladę i wyciągam z niej portfel, który zaraz chowam do kieszeni. Zabieram kluczę, ubieram buty i po chwili wychodzę z mieszkania, nie mając zamiaru już tu wracać przed imprezą.
    Gdy tylko opuszczam budynek, kieruję się w stronę centrum. Dzisiaj nie pada i jest naprawdę przyjemnie. Na mieście jest sporo ludzi, przez co odruchowo spoglądam na zegarek, dochodzi czternasta. Mam jeszcze trochę czasu, więc wchodzę do klubu mojego znajomego. Rozglądam się za nim, jednak nigdzie go nie widzę. Siadam przy barze i zamawiam sobie drinka, muszę go wypić żeby pójść na imprezę, bo na trzeźwo nogi mnie tam nie zaniosą, a już obiecałem Luhanowi. Kiedy tylko dostaję szklankę wypełnioną bezbarwnym płynem, po pomieszczeniu roznosi się krzyk.
- Na koszt firmy! - woła, na co barman kiwa głową i podsuwa popielniczkę w moją stronę. - Baek nie pali, ale ja owszem.
Moje ramiona obejmuje ręka, a chwilę po tym jestem lekko ściśnięty. Patrzę jak jak mój kumpel siada obok i się uśmiecha, prosząc swojego pracownika o to samo co zamówiłem ja. 
- Co tam, Taehyung? - pytam, biorąc łyk. 
Jest słodkie, ale w smaku nie powala. Chłopak unosi rękę i zabiera od mężczyzny paczkę papierosów, z której wyciąga jedną sztukę i sprawnie odpala zapaliczką, którą trzymał jeszcze chwilę temu w kieszeni. 
- U mnie w porządku, ale słyszałem, że rozstałeś się z tym dupkiem - mruczy, zaciągając się i wydmuchując dym w przeciwną do mnie stronę. 
Ciężko wzdycham i kiwam głową. 
- Tak wyszło, skąd wiesz? - Zerkam jak poprawia swoje ciemnoblond włosy i wzrusza ramionami.
- Szukał cię tu - wyznaje, upijając łyk alkoholu oraz strzepując tytoń do popielniczki. - Pytałem co się stało i uznał, że się posprzeczaliście, ale ja czułem, że to grubsza sprawa. Teraz już wiem, że to faktycznie zerwanie. 
- "Posprzeczaliśmy" - prycham pod nosem i wypijam wszystko jednym łykiem. Kręcę głową, przecierając wierzchem dłoni usta oraz brodę. 
- Ja tylko mówię jak było - zapewnia, zaciągając się i po chwili, wypuszczając ku górze kółeczka. Każde jest innej wielkości, lecz każde tak samo perfekcyjne.
    Macham ręką, bo naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać. Chcę zająć myśli czymś innym, a rozmowa o nim lub o nas wcale mi nie pomaga. Patrzę dookoła, jest dość pusto, ale to wina wczesnej godziny jak na to miejsce. Jedynie są stali klienci, których kojarzę nawet ja. Mógłbym spróbować zgadnąć co który zamówi, a nie bywam tu jakoś często. Podsuwam puste naczynie barmanowi, zapewniając, ze więcej nie chcę. Teahyung dopija swojego drinka kilkoma łykami, a na końcu dopala papierosa i dociska go do szkła. 
- Idziesz dzisiaj na imprezę? 
- Planuję - przyznaję, drapiąc się po karku i wskazuję palcem szklankę, którą mężczyzna właśnie wkłada do zmywarki. - Dlatego w gruncie rzeczy tu jestem.
Chłopak się śmieje i kiwa głową. 
- Niech zgadnę... nie chcesz iść, ale obiecałeś, że przyjdziesz? 
- Myślę, że usprawiedliwiam ochotę pójścia tam, obietnicą - przyznaję.
  ~~~  
    Siedzę w taksówce i zmierzam w stronę miejsca gdzie znajduje się impreza. Jest już po dwudziestej i uważam to za idealną porę, by się tam zjawić. Piszę do Luhana, że będę za kilka minut i żeby albo wyszedł po mnie, albo napisał mi gdzie się zabawia. Po krótkiej chwili dostaję wiadomość, w której dokładnie opisuje mi miejsce, w którym przesiaduje. Wzdycham i spoglądam za okno, rozglądając się po dobrze mi znanej dzielnicy. Impreza w tym miejscu jest przynajmniej trzy razy w tygodniu, chociaż właśnie w weekendy jest najwięcej osób. Tym razem miało być ich jeszcze więcej. 
    Płacę kierowcy, życzę mu miłej nocy i wysiadam. Dom jest nowoczesny, dwupiętrowy i ma ogromną posesję, która jest już pełna ludzi. Muzyka gra bardzo głośno, aż dziwię się, że nikt z sąsiadów jeszcze nie zadzwonił na policje. Wchodzę przez bramę i ruszam do budynku, starając się wymijać każdego, ale jest ich za dużo, przez co momentami muszę się przeciskać między dwójką ludzi bądź iść slalomem oraz po trawniku. Ktoś wciska mi do ręki plastikowy kubek z piwem, jednak odkładam go na jednym ze schodów i wchodzę do środka. Ludzi wcale nie jest mniej niż na zewnątrz. Drapię się po szyi i idę przed siebie, patrząc do każdego pomieszczenia, bo jestem pewny, że Luhan już dawno przeniósł się w inne miejsce niż to o którym mi pisał. Zatrzymuję się na moment w kuchni i zgarniam jakieś ciastka. Zajadając się nimi, wchodzę do salonu i ilustruję uważnie po kanapach, stole bilardowym i ludziach dookoła mnie. Nigdzie nie widzę szatyna, ścieram okruszki z warg i przechodzę przez drzwi balkonowe, znajdując się na tarasie, a następnie w ogrodzie na tyłach. Widzę drewnianą, ale sporą altankę, która ma pozasłaniane małe okienka. Pod drzwiami pali się światło, więc tam ruszam. Po drodze piszę do przyjaciela którąś z rzędu wiadomość, by dał mi znać gdzie jest. Wzdycham, nie dostając odpowiedzi, zatrzymuję się i pukam w drzwiczki, a następnie je otwieram. Wsuwam głowę przez szparę i zostaję wciągnięty do środka zdecydowanym szarpnięcie. Kaszlę zdezorientowany, patrząc uważnie na wszystkie osoby i oddycham z ulgą, widząc znajomą twarz. W środku jest może z sześć, siedem osób, wszyscy siedzą, popijając piwo oraz słuchając zdecydowanie lepszej muzyki z telefonu od tej, która leci w głośnikach. Siadam obok Luhana, wyrywam mu piwo z ręki i biorę kilka wielkich łyków mimo, że nie przepadam za tym alkoholem. Oddaję mu i przecieram usta.
- Czy ty wiesz do czego służy telefon? - pytam. 
Chłopak robi duże oczy, wyciąga go z kieszeni i patrzy na powiadomienia o wiadomościach. Kiwam głową, gdy uśmiecha się przepraszająco. 
- Nie słyszałem, ale znalazłeś mnie bez problemu - mówi, uśmiechając się i sięga po pełny piwa kubek dla mnie. 
Krzywię się, ale zabieram go bez słowa, ilustrując wzrokiem pomieszczenie, a następnie ludzi, którzy tu siedzą. Musi znać chociaż jedną osobę skoro tu przyszedł, a jeśli on kogoś zna to prawdopodobnie znam tą osobę i ja. Marszczę nos kiedy nikogo nie rozpoznaję.
- Znasz tu kogoś? - szepczę, biorąc mały łyk. 
Chłopak kręci lekko głową, stukając palcami w stolik, na którym zaczynają rozkładać karty i robić z nich wielki domek.  
- Nie, ale słuchają lepszej muzyki - zauważa, na co prycham cicho rozbawiony i przyznaję mu racje. 
Opieram się i wzdycham, biorąc łyk za łykiem paskudnego, gorzkiego alkoholu. Patrzę uważnie jak forteca z kart robi się coraz większa, a następnie przenoszę wzrok na drzwi, które zostają otwarte. Do środka zagląda nasz znajomy oraz właściciel domu. Wchodzi, poprawiając swoje włosy, które dzisiaj mają kolor niebieski. 
- No błagam - wzdycha, wskazując rękami stół, a następnie mnie i szatyna. - Wy tutaj? 
Uderza mocno drzwiami o ścianę, a wszystko co zbudowali rozsypuje się po stole i podłodze. Jęczą oburzeni, a my we dwoje wstajemy i wymijamy ich. Chłopak wychodzi za nami z altanki i klepie nas po ramionach, śmiejąc się, że impreza jest tu, a tam natomiast stowarzyszenie cichociemnych. Sam prawdopodobnie nie wie co to za ludzie ani co tutaj robią. 
    Wchodzimy za nim do domu, a koniec końców przechodzimy przez fioletowe drzwi, na których piszą różne rzeczy, w różnych językach. Nic nie rozumiem poza chińskim, japońskim oraz angielskim. Schodzimy na dół gdzie pali się światło i skąd dobiegają śmiechy. Mam nadzieję, że nie będzie nas próbował znowu przekonać do ćpania, bo osobiście mnie to nie jara ani trochę. Skręcamy w lewo i znajdujemy się w wielkim pomieszczeniu, w którym jeszcze nigdy nie byłem mimo bycia częstym gościem w tym domu. Podłoga jest pokryta dywanem, który kiedyś był prawdopodobnie biały, teraz natomiast są na nim liczne plamy po rozlanym alkoholu bądź ślady krwi, która prawdopodobnie pojawiła się na skutek jakiejś bójki - Luie lubi się awanturować, szczególnie pod wpływem. Ściany są pełne przeróżnych zdjęć z poprzednich imprez, kątem oka dostrzegam na nich nawet siebie. Nie mam pojęcia kto i kiedy je porobił. Siadamy na ziemi przy stoliku, bo na kanapie nie ma już miejsca. Kumpel przedstawia nam wszystkich tu zgromadzonych, jednak wzrok zawieszam na osobie, która schodzi do nas na dół, niosąc wielką skrzynkę, w której są nowe kubki i kilka butelek różnego alkoholu. Piwa, wódka, kolorowe drinki oraz napoje do popitki. Chłopak jest wysoki, ma umięśnione ramiona i białe włosy.
- A to Chanyeol. - Macha ręką, spychając jednego z gości i zajmuje jego miejsce.  

1 komentarz:

  1. Hej,
    no no ta imprezka chyba dobrze zrobi, do Zhang chyba nie dociera, że to on spieprzył wszystko... a Beakhun próbuje sobie wszystko ułożyć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń