czwartek, 1 września 2016

Feel it all I ChanBaek

Gatunek: AU, Angst
Rodzaj: One shot
Uwagi: W opowiadaniu mogą pojawić się sceny brutalne, wulgarne, erotyczne, z narkotykami czy też alkoholem oraz wspominanie czyjejś śmierci.

Opowiadanie, które stworzyłam dzięki teledyskowi do piosenki Tokio Hotel - Feel it all.
Polecam najpierw obejrzeć/posłuchać.
https://www.youtube.com/watch?v=EqEjFiYDoNk


~

    Wybiła północ, a na dworze zrobiło się jeszcze jakby chłodniej. Ciemna noc pochłaniała wszystko co stanęło na jej drodze. Grupa ludzi przysunęła się bliżej ogniska, które powoli wygasało, a pozostała część mocniej skuliła na zimnych murach. Wszyscy próbowali zasnąć, jednak pragnienie i rozpacz wygrywały nad zmęczeniem czy wycieńczeniem organizmu. Nikt się nie odzywał, panowała głucha cisza, którą przerywało ciche strzelanie z ogniska czy też szelest powstały na skutek deptania obumarłych liści leżących wszędzie, gdzie się tylko dało. Atmosfera panująca była przerażająca, jednak dla nich była codziennością, z której nie dało się wyrwać. Po chwili ktoś wstał, a zanim uniosły się zmęczone i beznamiętne spojrzenia przekrwawionych oczu. Chłopak był przeciętnego wzrostu, miał rozjaśniane blond włosy, które aktualnie były porozwalane każdy w inną stronę. Nazywał się Byun Baekhyun i miał na sobie podarte dżinsy, brudną oraz za dużą koszulkę. Na ramionach spoczywała gruba, również za duża i kiedyś biała bluza. Teraz była ona miejscami czarna czy też brązowa, żółci i krwistej czerwieni także nie brakło. Na dłonie wsunął swoje rękawiczki bez palców, które miały gdzieniegdzie dziury od przypalenia. Zarzucił kaptur na głowę jakby chciał się w nim schować, opatulił się odzieniem, które miało zepsuty zamek i ruszył w stronę katakumb. Obejmował się mocno, a jego wargi drżały z zimna. Nie bał się, już dawno zniknęło w nim coś takiego jak strach. Nie miał nic do stracenia, by bać się o cokolwiek. Wszedł do środka, gdzie było jeszcze chłodniej, mimo że mniej wiało. Usłyszał dźwięk pękającego szkła pod swoimi stopami, ale się tym nie przejął. Ruszył przed siebie powolnym, ale chwiejnym krokiem. Wzrokiem przejeżdżał po leżących i najprawdopodobniej martwych ciałach, których widocznie jeszcze stąd nie wynieśli. Przykucnął przy jednym z nich, jednak było zbyt ciemno, by dokładnie zidentyfikować kto to. Złapał zimne, blade zwłoki i pchnął w stronę delikatnie oświetlonego miejsca. Przyjrzał się z góry twarzy chłopaka, z którym czasami rozmawiał. Nie byli przyjaciółmi, może nawet nie byli kolegami, ale rozmawiali ze sobą najwięcej i dzielili się między sobą tym co znaleźli. Pochylił się, popchnął ciało na brzuch i zaczął zdejmować ubrania. To nie było miejsce ani czas na współczucie. Ściągnął swoją białą bluzę, a zastąpił ją czarną i o wiele grubszą, w której na dodatek nie topił się. Na to jeszcze zarzucił skórzaną kurtkę i ruszył dalej, przeszukując kieszenie. Na jego twarzy mignął zadowolony uśmiech, kiedy wyciągnął zapalniczkę i dwa papierosy. Schował je z powrotem i nasunął kaptur na swoje jasne włosy. Odetchnął i skręcił, zerkając na materac, na którym pieprzyła się para lesbijek. Minął je, zastanawiając się, która z nich ma coś na tyle cennego, że druga się nią zainteresowała. Po chwili podszedł do miejsca, do którego zmierzał. Zasiadł w dziurawym, brudnym i śmierdzącym fotelu, a następnie wyciągnął nowy łupy i zaraz odpalił jednego ze szlugów. Oblizał usta i mocno się zaciągnął, przymykając oczy oraz odchylając głowę. Poczuł jak jego serce mocniej zabiło, a ciało całe się odprężyło, pozostawiając tylko ból, rozchodzący się od stóp po czubek głowy. Spalił papierosa do samego filtra. Nie wiedział czy rano obudzi się z tym drugim w kieszeni i kiedy zdobędzie następną dawkę nikotyny. Skulił się mocno, wciskając się w miękki mebel i pozwolił Morfeuszowi się objąć. 
    Chłopaka obudziła jakaś awantura, głośne krzyki i rozbijane butelki o ścianę. Wyprostował plecy lekko się przy tym krzywiąc. Przetarł oczy i wstał, obejmując się jakby chciał się schronić przed zimnem. Rozejrzał się, a po wpadającym świetle wnioskował, że jest już ranek i całkiem ładna pogoda. Ruszył zaspany tą samą drogą, którą tu przyszedł. Nie musiał długo iść, by wiedzieć co się stało. Zatrzymał się przy kilku osobach stojących przy materacu, który mijał w środku nocy. Zerknął w jego stronę, jasny materiał już taki nie był. Pokrywała go głęboka czerwień o metalicznym zapachu. Do popisanej ściany leżało przyciśnięte i nagie ciało, które było blado-szare w siniakach i krwi. Przeniósł wzrok na osobę wywołującą całe to zamieszanie. Wysoki mężczyzna, który przesiadywał tu codziennie jak większość z nich, trzymał rudą, wychudzoną dziewczynę za włosy. Ona przed nim klękała i łkała z bólu, a on bez żadnych hamulców okładał ją po twarzy. 
- Zabiłaś ją! - wrzasnął po raz kolejny, jednak tym razem blondyn w końcu zrozumiał. 
    Ruda nie miała nawet siły, by zaprzeczać. Drżała, ale Baekhyun był pewny, że to nie było ze strachu. Musiała być cholernie naćpana i na dodatek spita co czuł mimo zachowanej odległości. Pokręcił lekko głową do siebie, wiedział jak to się skończy i wiedział, że kiedy jej martwe ciało upadnie, każdy się rzuci w przeszukiwaniu tego co zabrała tamtej dziewczynie. Odszedł stamtąd, idąc na około i wyszedł dziurą w ścianie, w której prawdopodobnie kiedyś było okno. Rozejrzał się. Tak jak przypuszczał, było cieplej i słonecznie. Ruszył w stronę wypalonego ogniska, przy którym siedziała nieliczna garstka ludzi. Usiadł tam, zajmując swoje miejsce i spojrzał jak rozlewają resztkę wódki do zakrętek. Jeszcze zaspany, popatrzył dookoła siebie i zaczął grzebać w ziemi. Wydłubał zabłoconą nakrętkę, przetarł ją niedbale i wyciągnął rękę. Jako że przyszedł ostatni dostał najmniej, ale dalej zadowalającą go ilość. Spił te kilka większych kropli i oblizał usta. Spojrzał na każdego kto tu siedział, nie byli ubrani lepiej od niego. Większość ubrań dziurawa bądź przypalona, sine dłonie oraz wargi z zimna oraz ogromne, u niektórych wręcz czarne wory pod oczami. Z nim aż tak źle nie było, umiał o siebie zadbać i swoją ładną buźką załatwić sobie towar, kiedy pragnienie zabijało go już od środka. Spojrzał jak jedna kobieta wśród nich wyciąga bardzo stary i bardzo zniszczony telefon. Zerknął na czarno-biały wyświetlacz, by dowiedzieć się, która godzina. Szatynka to przyuważyła, odskakując się od razu na bok i wyciągając swój nożyk, wycelowała w jego stronę. Chłopak uniósł na nią brązowe oczy i wstał bez słowa, ruszając do bramy. Minął ją, idąc do miasta. Wiedział, że nie ma gdzie iść i czego szukać, szczególnie że nie było nawet południa, ale nie chciał tam siedzieć. Miał plan gdzie pójść wieczorem, by na tym zyskać, jednak musiał wypełnić czymś czas. Doszedł nad rzeczkę, przy której czasami budził się niczego nieświadomy i niczego nie pamiętający. Nie było tam zbyt wielu ludzi, a jeśli już, to tylko tacy jak on. Zajął miejsce na trawniku, przejechał dłońmi po twarzy i zaraz ściągnął buty. Wsunął stopy do lodowatej wody, a następnie dłonie i zaczął je obmywać z zaschniętej krwi. Patrzył jakie były sine z zimna i ze wszelkich wkłuć, które zrobił w ostatnim czasie. Piekły go rany, ale to i tak był znacznie mniejszy ból niż ten, który wypalał go od środka. Wysunął dłonie z cieszy i wytarł je o spodnie, a następnie przetarł nos, którym później pociągnął. Wstał, ocierając wilgotne stopy o trawnik, próbując je chociaż trochę wysuszyć. Niedbale wsunął na nie dziurawe skarpety, a potem buty, nie trudząc się nawet z zawiązaniem ich. Wsunął dłonie do kiszeni i ruszył dalej. Miał ochotę coś zjeść, mimo że nie był głodny, nie w ten sposób. Ten ludzki głód już dawno przestał odczuwać, dlatego też nietrudno było przeliczyć jego kręgi, gdy pozbywał się koszulki. Chciał poczuć smak czekolady, którą uwielbiał jeszcze kilka lat temu, która sprawiała, że na jego ustach pojawiał się uśmiech, a jego żołądek wydawał taki dźwięk, który już dawno poszedł w zapomnienie. Wszedł do centrum miasta, a idąc starał się nie zwracać uwagi na innych ludzi. Mimo to widział jak matki przyciągały swoje dzieci bliżej siebie, gdy ich mijał bądź przechodziły na drugą stronę ulicy. Starsi ludzie rzucali obelgami co on ze sobą zrobił i że mógłby się chociaż umyć. Nie dbał o to. Już nie. Ustał przy szybie jednej z cukierni i pochylił się lekko, przyglądając się czekoladowej wystawie. Wsunął dłoń do kieszeni kurtki, bluzy oraz w końcu spodni, szukając jakiś drobniaków na najtańszy wyrób czekoladowy. To co znalazł zdecydowanie nie było wystarczające na jego zachciankę ani na nic innego w żadnym sklepie na świecie. Wyprostował się z beznamiętną miną, ukrywając gdzieś głęboko w sobie rozczarowanie i ruszył dalej. Wybierał drogę uliczkami bądź okolicami, które były omijane szerokim łukiem, tak jak ta, w której sypiał, w której mieszkał i żył. Liczył, że podwinie mu się coś pod nogami, jakiś drobniak bądź papieros. Na nic innego nie liczył, nauczył się już przez ten potwornie długi czas, że w takich miejscach jak te nic długo na ziemi nie leży. Nie wiedział gdzie jest, ale to bardzo przypominało miejsce, w którym przebywał większość swojego czasu. Rozglądnął się, włączając od razu czujność. Musiał być ostrożny, był świadomy, że niejedna osoba próbowałaby go zabić za ciepłą kurtkę skórzaną bądź za papierosa, którego cały czas chował w kieszeni. Wydawało się być nieprawdopodobnie cicho i pusto, wręcz niemożliwie. Ściągnął powoli kaptur z głowy, przeczesując posklejane włosy palcami, co tylko przyprawiło mu większy bólu. Odpuścił. Podszedł do popisanych murów, oparł zaniedbaną dłoń o zimną ścianę i zajrzał ostrożnie do środka. Słyszał oddalone głosy i przeróżne propozycje, szczególnie od kobiet, więc podejrzewał, że odwiedzili ich dilerzy. Zawrócił i ruszył dalej. Kolejną rzeczą, którą się nauczył było to, że w takich miejscach nigdy miło nie przyjmowało się nikogo nowego. Szczególnie w godzinach dilerów, kiedy łatwo było ich wygryźć. Za zakrętem oparł się o drzewo, czując jak cały jego świat wiruje. Zakrył twarz dłońmi i zsunął się powoli w dół. Przeklął pod nosem, szepcząc do samego siebie, że jeszcze trochę, że jeszcze kilka godzin i nakarmi swój organizm. Jego dłonie mocno drżały, a oddech przyśpieszył. Ścisnął mocniej zęby oraz przyciągnął bliżej nogi do swojej kościstej klatki piersiowej. Kulił się mocno, czując jak oblewają go zimne poty. Obejrzał się szybko, słysząc głosy. Wychodzili, a to oznaczało, że musi się szybko zabrać z tego miejsca. Nie można było być słabym, bo zaraz było się martwym. Wstał, przytrzymując się kory drzewa. Jego nogi drżały i prawie odmawiały mu posłuszeństwa, jednak on się zawziął i szybko opuścił ten teren, nie rozumiejąc dlaczego tak twardo trzyma się przy życiu.
    Baekhyun siedział na jednym z niższych murków, kończąc palić papierosa, który jakoś go podratował. Miał zamknięte oczy i pozwalał się malować jednej z dziewczyn za co obiecaj jej coś mocnego. Kobieta była świadoma co blondyn nie raz przynosił bądź w jakim stanie upoju wracał, wierzyła mu tym bardziej, że on jeszcze jakimś cudem nie był tak wyniszczony jak niektórzy tutaj. On sam jeszcze nikogo nie pozbawił życia, mimo że znalazłby się niejeden powód. Zawsze unikał szarpanin, bo zdecydowanie wolał tracić czas na szukanie porządnego towaru niż na bezsensowne obijanie sobie twarzy o pierwsze, lepsze oraz najtańsze gówno, które powodowało gorsze samopoczucie. Sam nie raz się za takie łapał, kiedy już nie miał za co chwycić, ale to było sporadyczne. 
- Otwórz oczy - poleciła, przyglądając się uważnie swojemu dziełu. Oblizała swoje kciuki i przetarła pod jego oczami, czyszcząc to co opadło. Pokiwała głową wyraźnie zadowolona. - Odwaliłam kawał dobrej roboty. 
- Wierzę - zapewnił z nutą rozbawienia i oblizał usta po skończeniu szluga. Przyjrzał się dziewczynie. Miała zniszczone oraz potargane włosy, które posiadały kilka kolorów trudnych do zidentyfikowania, gdyż się zlewały. Jej cera była okropna, niemiłosiernie zniszczona, a jedyne kolory na jej twarzy to były dwa różne cienie na jej powiekach, od których uwagę odciągały posklejane rzęsy. Miała sporo blizn po trądziku, po zgaszonych na niej papierosach czy też po przystawianiu rozgrzanych sztućców do jej skóry. Jej nadgarstki zdobiła cała masa blizn, zresztą nie tylko nadgarstki. Jej szyja była pokryta sporą ilością jasnych kresek. - Dzięki, nad ranem przyniosę ci coś z wyższej półki. 
    Kobieta skinęła głową, wyciągając gumę z ust i przykleiła ją do murku. Już prawie ułożyła całe swoje imię z poprzyklejanych, wyżutych gum.   
- Jak chcesz lusterko to jest pod kanapą - przyznała, kucając i poprawiając swoją pracę. - Tylko nie spodziewaj się cudów, Byun. 
    Chłopak pokiwał głową, podszedł do poniszczonego mebla i przykucnął. Zaczął pod nim grzebać i zaraz syknął, krzywiąc się. Wyciągnął pośpiesznie dłoń, a następnie na nią spojrzał. Widząc ugryzienie, zajrzał pod kanapę spod której wybiegł szczur. Przeklął i chwycił za lusterko. Spojrzał na nie, było strasznie potłuczone, więc mógł się niedokładnie oglądnąć w kilku kawałkach. Jego powieki były przykryte czarnym i czerwonym cieniem, podobało mu się - być może dlatego, że wyglądał inaczej niż ten Baekhyun, który chodził na co dzień z worami pod oczami i zmęczonym wzrokiem. Ten makijaż pobudzał jakoś jego wygląd, stawał się bardziej żywy. Odłożył lusterko, spojrzał na swoją krwawiącą dłoń, ale zignorował to. W końcu samo przestanie krwawić. 
    Wieczorem blondyn podszedł pod tą samą spelunę co zwykle, to było miejsce dla takich jak on, raj dla dilerów i prostytutek. Każdy wiedział co to za miejsce, nawet dzieciaki z podstawówki, jednak nikt się w to nie mieszał, nawet policja. Nie było sensu, zamkną to miejsce to pojawi się kolejne. Tak to działało. Chłopak rozejrzał się, widząc znajome twarze. Większość jeszcze w gorszym stanie niż poprzednio. Wsunął dłonie do kieszeni i wszedł. Nie raz słyszał, że chodzenie tu samemu jest największą głupotą i proszeniem się o gwałt bez żadnego zarobku, jednak on wiedział, że nawet gdyby przyszedł tu z kimś to ta osoba nic, by nie zrobiła w razie jego krzywdy. Poczekałaby na boku, a następnie okradła go ze wszystkiego co miał na sobie bądź w kieszeniach. Oblizał usta, czując dobrze znany mu zapach. Wszędzie migały kolorowe światła, a okrągłe stoły były pozajmowane przez ćpunów, którzy po kolei wciągali białe paski wcześniej porozdzielane nieaktywną kartą kredytową. Blondyn powoli szedł i przyglądał się każdemu. Nie był tu nowy, nie był tu pierwszy raz. Znał to miejsce lepiej niż pamiętał twarz własnej matki. Szukał kogoś ciekawego, kogoś kto wyglądał na osobę posiadającą to, czego szukał. Ciągle ktoś na niego wpadał, każdy się przepychał bądź nieuważnie przemieszał się w namiętnym pocałunku z drugą osobą ku łazienkom bądź miejscom nadającym się do pieprzenia. Nie było tu żadnych wyznaczonych miejsc, nikt tego nie potrzebował. Nikt się nie wstydził i każdy wiedział czego chce oraz co musi zrobić, by to zdobyć. Brązowooki zatrzymał się niedaleko łazienek, spojrzał za chłopakiem, który niósł w ręce woreczek pełny kolorowych tabletek. Oblizał usta, chociaż on zdecydowanie wolał trochę inny sposób odlotu. Spojrzał na wejście do łazienki i napotkał się z czyimś barkiem. Uniósł powoli głowę. Pierwsze co dostrzegł to odstające uszy przy których rosły ciemne oraz gęsty włosy. Przeniósł wzrok na twarz mężczyzny. Miał zadbaną cerę, a jego skóra wydawała się być gładka jak pupa niemowlaka. Miał ciemne oczy, jakby ktoś roztopił gorzką czekoladę, jednak jego wzrok był zdecydowanie bardziej słodki niż gorzki. Nos był idealny, a przynajmniej taki się wydawał. Nie miał czasu ani warunków, by się na nim skupiać. Cofnął się o pół kroku, cała jego pewność jakoś dziwnie się rozpłynęła. Poczuł się cholernie mały przy stojącym naprzeciwko niego wielkoludzie. Mężczyzna był wysoki, ale nie był masywny jak niektórzy, z którymi miał do czynienia. Był szczupły. Idealny. Ubranie, które na sobie miał było zadbane i zdecydowanie nietanie. Ciemne spodnie, czarna przydługawa koszula i na to założona skórzana, lecz cienka kurtka. 
- Chcesz coś kupić? - zapytał.   
    Jego głos był głęboki i męski, na pewno bardziej męski niż jego rysy twarzy, które mimo wszystko wydawały się być bardzo dziecinne. Byun przełknął cicho ślinę, ale gdy uderzyło w niego pragnienie i ssący głód, od razu oprzytomniał. A może stumaniał. 
- Masz tylko prochy? - zapytał, chociaż podejrzewał, że tak. Większość z nich posiadała tabletki, a blondyn był bardziej zainteresowany płynnymi narkotykami. Uwielbiał uczucie żył zamarzających pod jego skórą.
- Przy sobie tak - przyznał, wsuwając dłonie do kieszeni. Uważnie przyglądał się niższemu chłopakowi. Coś mu nie pasowało i gdyby nie makijaż czy też ubrania chłopaka, od razu pomyślałby, że to jakiś dzieciak, który wszedł tu, bo założył się z kolegami. Był drobny i bardzo chudy, śmierdział, a jego ubrania miały praktycznie dziurę na dziurze. Zadziwiająco, skóra na jego twarzy mimo wszystko nie była w tragicznym stanie. Wydawała się być zmęczona, ale przyjemna w dotyku. - Ale mam też pieniądze, za które możesz kupić u mojego kumpla coś co cię interesuje. 
    Chłopak wzruszył lekko ramionami. 
- W porządku - przyznał, mijając go i skierował się ku jednej z kabin. Nie lubił tego robić, nie lubił robić niczego co robił przez ostatnie dwa lata, jednak wiedział, że skoro już w to wszedł to z tego nie wyjdzie tak po prostu. Widział już nie raz jak takie próby kończyły się śmiercią po kilku dniach, widział wszystkie napady u tych, których organizm się prosił o więcej, a nie dostawał. Nie widział sensu próbowania, wolał brnąć przez to, czując czasem jeszcze niesamowitą, nową rozkosz, kiedy trafił mu się nowy towar. Wszedł do środka i obejrzał się na mężczyznę, który szedł w jego stronę. Zastanawiało go dlaczego taki zadbany koleś bawił się w handel, choć właśnie dlatego mógł być taki zadbany. W porządniejszych częściach miasta pewnie dostawał grube pliki pieniędzy, tu dostawał jedynie odrobinę przyjemności. - Co mam zrobić?
    Brunet wszedł do kabiny, ale nie zamknął za sobą drzwi. Prawie wszystkie wisiały na jednym zawiasie bądź nie było ich wcale. Oblizał usta, przyglądając się drobniejszemu. Oparł dłoń o jedną ze ścianek, zastanawiając się chciałby dostać od tego chłopaka. Wydawał się być obeznany w tym temacie. 
- Przed chwilą jeden zadowolił mnie swoim tyłkiem, więc dla równowagi ty to zrobisz swoimi ustami - przyznał, obserwując uważnie chłopaka. 
- Dostanę wystarczająco na towar u twojego kolegi? - Nikt się tu nie pieprzył z używaniem "pan", "pani". To nie było biuro i nikt tu nie szukał pracy, to było desperackie podtrzymywanie się przy życiu. Każdy miał swój sposób na przejście przez życie jednak w tej spelunie wszyscy mieli ten sam i byli tacy sami. Zwykle różniła się tylko historia wpadnięcia w to gówno, choć i tak często wszystko brzmiało podobnie. 
- Tak - zapewnił i wmieszał mu dłoń we włosy, gdy ten tylko przed nim uklęknął i wziął się za rozpinanie jego rozporka zębami. Wiedział że ich wszystkich to cholernie jarało. 
    Chłopak wyszedł z łazienki, przeliczając zawzięcie plik pieniędzy. Był w szoku. Dostał więcej niż zwykle, a zrobił mniej niż kiedykolwiek. Obejrzał się na mężczyznę, gdy opuścili pomieszczenie, a do tylnej kieszeni spodni schował banknoty. Spojrzeli na siebie. Blondyn szybko odskoczył, gdy ten wyciągnął do niego rękę, na co wyższy zmarszczył przez to lekko brwi. Podszedł do niego bliżej, zapewniając że nic mu nie zrobi, jednak Byun mu nie ufał. Nikomu nie ufał. Nie miał powodu, by to robić. Zapytał więc co zamierza zrobić, ten tylko krótko odpowiedział, że chciał go wytrzeć, a następnie minął go, ginąc w tłumie. Od razu przetarł usta i spojrzał na wierzch swojej dłoni ubrudzonej spermą. Nie przejął się tym zbytnio i rozglądnął się za kumplem tego faceta. Opisał mu jego wygląd oraz podał imię. Nazywał się Oh Sehun i był szatynem. Miał na sobie niebieską kurtkę i takiej właśnie szukał. Przepychał się przez tłum ludzi, czując jak jego nogi coraz bardziej odmawiają mu posłuszeństwa, a poniszczone dłonie zaczynają drżeć. Zaczynało mu się wszystko zamazywać przed oczami, jednak nie przestawał iść. Wiedział, że jeśli podda się tu i teraz, to będzie koniec, a nie mógł na to pozwolić, mając tyle pieniędzy przy dupie. Udało mu się, odnalazł szatyna ubranego w kolorową kurtkę. Podszedł do niego szybko i zawisł na nim, mocno ściskając jego ramię. 
- Mam pieniądze - powiedział. - Chce najlepsze cholerstwo jakie masz. 
    Oh spojrzał na wiszącego na nim chłopaka, widział w tych oczach potworny głód, a na twarzy wycieńczenie. Obrócił się w jego stronę, odkładając na ladę swojego w połowie wypitego drinka. Zaczął grzebać w kieszeni. 
- Przysłał mnie do ciebie twój kumpel - dopowiedział szybko. 
    Szatyn przejechał po nim wzrokiem, czekając aż usłyszy jego imię, jednak Byun nie był w stanie tego powiedzieć. Nie poznał imienia swojego wybawcy. 
- Wysoki, ciemne oczy i... - pomasował się po czole, zgięło go w nogach, gdy ból stawał się coraz mniej do wytrzymania - odstające uszy! 
    Sehun zaśmiał się krótko. Uwielbiał, kiedy tak opisywali jego kumpla. To była jak najzabawniejsza melodia wpadająca do jego ucha. Szczególnie, kiedy był po drinku, a takie chuchra domagały się czegoś czego ich żyły nigdy nie zapomną. 
- Chanyeol - wyjawił imię, a ręką sięgnął pod ladę. Podał mu duże opakowanie i znowu przejechał po nim wzrokiem, gdy ten mu je od razu wyrwał i wręczył pieniądze. Spojrzał na ilość banknotów, kiwając głową. Dostał więcej niż brał, ale skoro chłopaka nawet nie interesowała cena, to co się będzie odzywał. Schował gruby plik pieniędzy do skórzanego portfela i chwycił za szklankę. - Zmykaj już.
    Blondyn pośpiesznie odszedł, schował opakowanie pod bluzą mocno je do siebie, przyciskając w obawie, że ktoś mu to ukradnie. Czuł jak jego serce zaczynało bić mocniej, był podekscytowany, że zaraz będzie mógł pozbyć się głodu oraz cierpienia, a zastąpi je rozkoszą. Nie byle jaką rozkoszą. Wyszedł szybko z klubu, podszedł do wielkiego kontenera pełnego śmieci i usiadł, chowając się za nim. Jego palce drżały do tego stopnia, że ledwie poradził sobie z otworzeniem opakowania, a gdy mu się to udało, ujrzał piękne cztery strzykawki. Wyciągnął jedną, a kartonik schował za plecami. Wsunął strzykawkę do ust, przytrzymując ją, w tym samym czasie zaczął wysuwać pasek ze spodni. Rozprawił się z tym bardzo szybko, tak samo jak z pozbyciem się kurtki. Podwinął rękaw bluzy, a pas owinął mocno nad zgięciem ręki. Chwycił za strzykawkę, zerwał z igły zabezpieczenie i niedługo później wbił drobną igłę pod skórę, a następnie w żyłę. Sapnął wręcz z przyjemności, mocniej się kuląc gdy kciukiem naciskał powoli na pompkę, wciskając do żyły ciecz. Przymknął oczy, odchylając delikatnie głowę i opierając ją o ścianę. Uderzyła w niego fala ciepła, szczęścia i ulgi. Ból opuścił całe jego ciało, w ustach przestało być sucho, a jemu samemu chciało się płakać, ale tym razem ze szczęścia. Poczuł się jak nowo narodzony, jak nowy bóg. Miał wrażenie, że zaczął nagle panować nad wszystkim w swoim życiu, choć było to dalekie od prawdy. Nad tym się już nie dało zapanować. Rzucił pustą strzykawkę w kąt uliczki i zerwał z ręki pasek. Położył się na ziemi, zakrył twarz dłońmi, zaczynając się śmiać. Śmiech był głośny i szczery, a tak przynajmniej wydawało mu się w tamtej chwili. Po skroniach zaczęły mu płynąć łzy, a jego rechot wydawał się być głośniejszy i jeszcze weselszy. 
    Chłopak postanowił nie wracać do tamtych ludzi, których teoretycznie mógł nazwać "swoimi". Wszedł z powrotem do speluny, wcześniej chowając swój towar tak, by nikt go nie znalazł oraz nie ukradł czy podmienił na jakieś gorsze gówno. Postanowił się zabawić, chciał się poczuć jak normalna osoba w jego wieku, która przyszła się po prostu dobrze bawić i przy okazji naćpać dla rozluźnienia. Nawet nie wiedział kiedy zaczął tańczyć, kręcił kusząco biodrami i przeczesywał swoje dalej brudne oraz polepione włosy. Nie obchodziło go jak wygląda ani to przez ilu dilerów jest teraz pożądany. Nie chciał zdobyć towaru ani zarobić pieniędzy. Chciał potańczyć i poszaleć. Chciał na chwilę uciec od swojej szarej i zaburzonej rzeczywistości, która nigdy nie powinna wyglądać tak jak wyglądała. Ocierał się o osoby tańczące obok niego w ogóle się tym nie przejmując. Jego ciało ani jego dusza nie miały już nawet skrawka, które można byłoby określić "czystym". Był nieraz dotykany przez najbardziej obleśnych typów tylko po to, by dostać coś co pozwoliłoby mu przetrwać jeszcze trochę na tym świecie. Świecie, którego nienawidził. Przycisnął swoje plecy do twardej oraz silnej klaty. Uśmiechnął się pod nosem i sprawnie odwrócił. Uniósł głowę, spoglądając w te ciemne jak roztopiona czekolada oczy. Duże dłonie znalazły się na jego biodrach, a on sam został silnie przyciągnięty. 
- Przenosimy się do Sehuna. Idziesz? - wyszeptał mu do ucha. 
    Byun zaśmiał się, kładąc dłonie na jego klatce i go odepchnął. Odchylił mocno głowę, rzucając mu roześmiany wzrok i ruszył między ludzi. Wyglądał zza nich na stojącego wielkoluda. 
- Nie - mruknął po zastanowieniu się i zilustrowaniu go wzrokiem.
- Boisz się? - zapytał, znowu się do niego zbliżając. 
- Już dawno przestałem się bać - przyznał, gdy ich klatki znowu się ze sobą dotknęły. 
- Więc nie idziesz? - Potarł kosmyk jego blond włosów. 
    Baekhyun spojrzał mu w oczy i oblizał usta. 
- Idę - rzekł, na co na twarzy Parka pojawił się łobuziarski uśmieszek. 
    Mieszkanie szatyna okazało się być podobną, choć mniejszą speluną. Było sporo ludzi, których nawet sam blondyn znał. Na ławie leżały worki pełne kokainy, a obok karty i już rozdzielone, białe ścieżki. Chłopak oblizał usta na sam widok, a następnie spojrzał na wysokiego bruneta, który mocniej objął go w talii. Weszli głębiej do mieszkania, a sam właściciel zamknął drzwi na kilka zamków. Ściany nie były w ogóle pomalowane, a na podłodze nie znajdowały się żadne wykładziny czy panele. Gdyby nie stare meble, wyglądałoby to jak nowe mieszkanie, do którego się włamali. Muzyka grała na tyle głośno, że trzeba było do siebie krzyczeć, jednak tu nie chodziło o rozmowę. Chodziło o ćpanie, seks i alkohol. Czyli o codzienność Baekhyuna. Weszli do jednego z pomieszczeń, gdzie zostali od razu poczęstowani kolorowymi miksturami. Zabrali je, niższy chłopak zerknął jak wszyscy bez wahania wypijają jednym łykiem, więc i on to zrobił, wzruszając przy tym rozbawiony ramionami. Zaczął skakać w miejscu w rytm muzyki. Uniósł wysoko ręce i odchylił głowę, śmiejąc się z każdego klapsa czy pociągnięcia za ubranie. Komplementy czy gwizdy, na które nie zwracał nigdy uwagi, w tej chwili niesamowicie go cieszyły. Czuł się jak małe dziecko, które zostaje chwalone i dzięki, któremu wszyscy się śmieją. Chciał jeszcze bardziej. Rozglądnął się ciekawy, myśląc co mógłby zrobić. Podskoczył do Chanyeola, który właśnie przechylał kolejny kieliszek, wlewając do swoich ust kolorową ciecz. Mniejszy wytrącił mu z rąk kieliszek, który spadł tłukąc się, a on sam wpił się w jego wargi, upijając mu alkohol, którego jeszcze nie zdążył przełknąć. Diler nie protestował, wręcz przeciwnie. Oddał z chęcią pocałunek ciekawy smaku warg chłopaka, niestety nie poczuł ich w całości. Czuł jedynie słodką miksturę, która złączyła ich w namiętny pocałunek i która lała się po ich brodach, a następnie szyjach i ubraniach. Nie przejmowali się niczym, nikt się nie przejmował, bo nie było czym. Wszyscy byli w stanie upojenia, rozkoszy i czegoś czego nie dało się opisać jeśli nikt nigdy nie spróbował. Wychudzone palce wsunęły się w gęste włosy i mocno zacisnęły, sprawiając obydwóm niesamowitą uciechę. Natomiast, kiedy duże dłonie zsunęły się na drobne pośladki, między nimi pojawiła się przerwa. Byun odsunął się wesoło, robiąc obroty wokół swojej własnej osi. Spojrzał na zdezorientowanego chłopaka i zachichotał, gdy usłyszał gwizdy i śmiechy, że blondyn gra z nikim innym jak z Parkiem Chanyeolem. Podobało mu się to do tego stopnia, że uciekał przed dotykiem wyższego chłopaka nawet jeśli miał ochotę oddać mu się całym sobą. Czuł, że byłoby mu z nim dobrze, jednak był świadomy, że związek ćpuna i dilera nie byłby tym z cyklu romantycznych bajek, które oglądał, gdy miał jeszcze normalne życie zwykłego szczęśliwego dziecka. Wybiegł z pomieszczenia, głośno się śmiejąc. Był cholernie szczęśliwy i to nie było udawane. Czuł niesamowitą euforię i niesamowitą zabawę. Jak nigdy. Park go gonił, on uciekał. Inni ich obserwowali, śmiejąc się i wygwizdując głośno, by się nie dał. Wbiegł do pomieszczenia, w którym odbywało się wciąganie białych ścieżek. Drobne ciałko ślizgnęło się między inne ciała, klęcząc przy stole. Wyrwał komuś zwinięty banknot i szybciutko oczyścił stół z dwóch kresek. Wstał, chwiejąc się, a gdy ujrzał bruneta, stojącego w drzwiach i patrzącego na niego, uśmiechnął się tak szczerze i tak pięknie, że sam nie był tego świadomy. Wywołało to od razu niekontrolujący uśmiech na twarzy dilera, który ruszył znowu w jego stronę, zapominając o tym, że ten cały czas przed nim ucieka. Baekhyun pozbył się swojej bluzy i zakręcił nią u góry, jakby miała imitować lasso. Parsknął śmiechem, rzucił ubraniem w twarz mężczyzny, a sam wspiął się na stół, przerywając ludziom wysypywanie narkotyku. Zakręcił sprawnie i seksownie bioderkami, a gdy został mocno złapany za nie, odwrócił się i wpadł swoimi wargami, na wargi wysokiego chłopaka o czerwonych włosach. Nim doszło do jakiegoś dotyku, odsunął się i znowu głośno zaśmiał. Kręcił się na tym stole, tak jakby niejeden w tym mieszkaniu chciał, by kręcił się na łóżku. Chwycił za puste butelki po wódce bądź gotowych drinkach, zaczynając rzucać nimi po ścianach. Kiedy brał butelki, wsuwając do ust szyjkę i udawał, że to penis wszyscy niesamowicie się cieszyli, przez co on cieszył się jeszcze bardziej. 
    Brunet miał wrażenie, że coś złego się dzieje z chłopakiem, który za wszelką cenę próbował zabić w sobie swoją niewinność i zrobić z siebie kogoś gorszego. Kogoś kim nie był. Podszedł i ściągnął chłopaka ze stołu, jednak ten mu się wyrwał i wybiegł. Ścisnął mocno duże pięści i wyszedł za chłopakiem, jednak rozejrzał się nie za nim, a za swoim przyjacielem. Gdy odnalazł szatyna stojącego i patrzącego jak dwóch czarnoskórych mężczyzn, próbuje najprawdopodobniej zbić gorączkę jakiejś półnagiej kobiety, podszedł do niego. Spojrzał na trójkę, a potem na niego. Był mocno wstawiony i prawdopodobnie lekko naćpany. Złapał go mocno za kurtkę.
- Co dałeś temu gówniarzowi?! - krzyknął, próbując się przebić przez głośne brzmienie wychodzące z głośników. 
- Któremu?! - odkrzyknął. 
    Park uznał to za bezsensowne, ścisnął materiał i pociągnął, wlekąc za sobą chłopaka. Wyszli z mieszkania, dalej było głośno, ale nie na tyle, by trzeba było krzyczeć. 
- Niższy od nas, blond włosy, pomalowane oczy - powiedział, zaznaczając ręką dokąd mu mniej więcej sięgał. 
    Oh wzruszył beznamiętnie ramionami.
- Nie pamiętam. 
    Chanyeol przeklął i wrócił do mieszkania. Rozejrzał się uważnie, wchodząc do pomieszczenia, z którego wydobywały się najgłośniejsze śmiechy i brawa. Spojrzał na blondyna, który leżał na stole i któremu nalewali po kolei wódkę do pępka, a następnie liżąc go po brzuchu, spijali. Podszedł tam i nie dbając o bezsensowną kolejkę, pochylił się nad drobnym chłopakiem, spoglądając na jego brzuch. Było widać dokładnie wszystkie żebra, a mimo kolorowych świateł mógł zauważyć strasznie siną skórę. Spojrzał w oczy chłopaka, a następnie zaatakował wargami jego szyje. On sam został mocno objęty, wsłuchując się w uroczy jęk rozkoszy. Podejrzewał, że chłopak nigdy nie był tak całowany czy dotykany. Nie w ten sposób. Polizał powoli po jego delikatnej szczęce i ją podgryzł, zasysając się. Chłopak jęczał, wijąc się rozkosznie pod większym ciałem, jednak momentalnie go od siebie odsunął, gdy padały krzyki, by Baek nie dawał się tak łatwo i się z nim podroczył. Zaśmiał się pod nosem, sturlał się na ziemię i z niej wstał. Szybko podbiegł do łazienki, w której się zamknął na klucz. Zaczął się ciekawie rozglądać, co ma dookoła siebie. Wydął wargi, nie znajdując nic a nic przydatnego. Spojrzał na drzwi, w które silnie uderzały pięści oraz na klamkę, która była brutalnie szarpana. Zaśmiał się, a następnie podszedł do okna, które otworzył jednym pchnięciem. Wspiął się na parapet i mocno zaciskając dłonie na ścianie wychylił się, spoglądając. Ujrzał otwarte okno do pomieszczenia, z którego wcześniej wybiegł. Uśmiechnął się szeroko i ustał na zewnętrznym parapecie okna, w tym samym momencie, słysząc jak drzwi do łazienki są wyważane. Głośny krzyk jego imienia wyleciał, razem z nim za okno, jednak głos rozniósł się po okolicy, a Byun znalazł się w pomieszczeniu obok. Zszedł z parapetu na kanapę i spojrzał jak wszyscy go chwalą. Uśmiechnął się szeroko, chwycił za butelkę wódki i pociągnął kilka naprawdę sporych łyków. Uniósł butelkę do góry i zaśmiał się.
- Jeszcze raz?! - krzyknął, na co usłyszał same pozytywne odpowiedzi. Wspiął się z powrotem na kanapę, a następnie, przytrzymując się framugi okna na parapet. Rozejrzał się. Był taki szczęśliwy. Czuł się lubiany, zauważony i doceniony. Czuł się jak nigdy wcześniej. To było niesamowite uczucie, które napełniało go całego. W tej chwili był kimś. W końcu stał się kimś, będąc przez cały ten czas nikim. Po jego policzkach spłynęły gorące łzy, a z twarzy nie schodził uśmiech. Nawet na moment nie przestawał, okazywać swojej radości. 
- Baekhyun! - krzyknął Chanyeol, wpadając do salonu i spoglądając przerażony na to co wyprawiał drobniejszy. 
    Chłopak tylko na niego spojrzał. Park widział w tej chwili chłopaka tak szczerze szczęśliwego, że aż ścisnęło go w sercu. Ruszył w stronę okna, a z każdym krokiem miał wrażenie, że włosy chłopaka są różowe. To była zasługa świateł, jednak to wyglądało prawdziwie. Tak prawdziwie jak szczęście chłopaka, które było tylko i wyłącznie zasługą mieszanki, którą dostarczył swojemu organizmowi. To szczęście było złudne, dołująco złudne. Zerwał się kiedy chłopak, ciągnąc nosem odwrócił się tyłem do kibicujących mu ludzi i... skoczył. 
- Nie! - wrzasnął, podbiegając do okna i oparł się dłońmi o parapet. Wychylił się, spoglądając w dół. Zacisnął mocno zęby i zerwał się do wyjścia. Przepchał się przez cały tłum ludzi, którzy uznali ten skok za dobrą zabawę, za śmieszną sytuację i nawet nie przerwali. Nikt nie wyłączył muzyki. Nikt nie podbiegł. Wszyscy tylko wołali zachwyceni. Brunet pośpiesznie opuścił mieszkanie, a następnie wybiegł z klatki. Pobiegł na tyły bloku w drodze, dzwoniąc po karetkę. Podbiegł do ciała, rzucając komórkę gdzieś na bok. Upadł na kolana i spojrzał. Spojrzał na to drobne ciało z mokrymi od łez policzkami, z szerokim uśmiechem na twarzy i krwią, która wypływała powoli z nosa, z uszu i ust. To był już koniec. Nie musiał nawet dzwonić po pogotowie. Chłopak nie oddychał. 

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniały tekst, ale bardzo smutny, chciał mu pomóc był nim zainteresowany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń