wtorek, 13 września 2016

Don't miss your chance I 10

    *klik*

    Tydzień ciągnie się jakby chciał się skończyć, a nie mógł. Mam wrażenie, że każdy dzień dostał dodatkowe kilka godzin żeby robić mi na złość. Praca jest przyjemna, ale nie tak jak zawsze. Nie mam ochoty wydawać kart pokojowych, nie mam ochoty przyjmować gości i nie mam ochoty oprowadzać grup po hotelu. Długie godziny ratuje Kyungsoo, który swoim uszczypliwym sposobem bycia wypełnia mi czas. Opowiada mi różne historie lub narzeka na świat, a kiedy ja się z tego śmieję, on niewzruszony patrzy na mnie, twierdząc że to nie miało być zabawne. Mam wrażenie, że mimo tego, iż to ukrywa, to dobrze się bawi. Zresztą, inaczej nie stałby przy mnie na recepcji i nie tracił śliny. Mój szef jest żonaty od dobrego roku, a mnie dalej ciężko jest uwierzyć w to, że facet jego pokroju dał się zniewolić jedną z małych kajdanek na serdecznym palcu. Wydaje się być szczęśliwy, a na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu, gdy wspomina o swojej żonie. To utwierdza mnie w przekonaniu, że życie jednak lubi zaskakiwać.
    Jest czwartek, a pogoda z samego rana dopisuje. Niebo jest pełne przeróżnych kolorów, które pojawiają się podczas wschodu słońca. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, dopiero Chanyeol uświadomił mi jakie mam widoki do podziwiania w drodze do pracy. Nie każdy ma możliwość zobaczenia ilości kolorów na niebie o tej porze dnia, bo nikt specjalnie nie wstaje tylko po to, żeby pooglądać zmiany zachodzące nad głowami. Zmierzam w stronę hotelu, popijając kawę zakupioną chwilę wcześniej, a gdy jestem bliżej budynku odruchowo spoglądam w stronę przystanku. Zatrzymuję się i wbijam wzrok, obserwując pustkę panującą w tym miejscu. Srebrna Honda sprawia, że to miejsce wydaje się być zdecydowanie o wiele atrakcyjniejsze. Oddycham głęboko i kieruję się do hotelu. 
    Witam się z portierem, zamieniając z nim kilka słów jak zawsze, a następnie idę w stronę pokoju przeznaczonego dla pracowników. Dopijam kawę, wyrzucam pusty kubeczek do śmietnika, a potem znikam za drewnianymi drzwiami. Kiwam głową, witając się z osobami, które znajdują się w środku. Odchodzę na bok, wsuwając kamizelkę oraz dopinam do niej plakietkę z moim imieniem jak i nazwiskiem. Oddycham głęboko i wyciągam z kieszeni wibrujący telefon. Powoli mrugam, spoglądając na ekran. Odczytuję wiadomość, a na moją twarz nasuwa się delikatny uśmiech. Kręcę do siebie głową, ale nie odpisuję przez brak czasu. Chwytam swoją smyczkę i wychodzę z pomieszczenie, gdy wołają mnie na zmianę. Zaczyna się kolejny dzień w pracy, jednak ten różni się od trzech wcześniejszych. Mam dobre przeczucie.
    Ruch w hotelu jest zaskakująco duży w porównaniu z tym co dzieje się tu na co dzień. Nie mam nawet chwili, by skoczyć do łazienki, napić się lub odpisać na wiadomość. Co zamelduje jedną osobę, podchodzi kolejna bądź dzwoni telefon, który jestem zmuszony odebrać. Przyjmując gości, zostaje poinformowany o oprowadzeniu wycieczki, która do dwudziestu minut pojawi się w holu. Kiwam głową do koleżanki, dając znać, że nie ma problemu i że zrobię to, gdy tylko do nas dotrą. Hotel, w którym pracuję nie jest tani, dlatego za każdym razem jestem zaskoczony, gdy szkolne wycieczki zatrzymują się u nas.
    Punktualnie jak zostało mi to przekazane, grupa ludzi wchodzi do środka. Poprawiam plakietkę, blokując wcześniej moje konto na ekranie i podchodzę do nich, zgarniając plik kart pokojowych. Na moje oko uczniowie są między piętnastym, a siedemnastym rokiem życia.
    Witam się z wysokim mężczyzną, oznajmiając że dzisiaj ja oprowadzam ich po hotelu, natomiast kobietę odsyłam do mojej koleżanki, która ma zająć się wszystkim czym ja nie muszę.
    Ruszam z nim na przodzie po schodach prowadzących na górę, a uczniowie wloką się za nami, omawiając wszystko dookoła, bądź narzekając. Spoglądam w stronę bruneta.
- Skąd przejechaliście? - pytam ciekawy.
    Opiekun zwraca na mnie uwagę, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Gimhae. 
    Kiwam głową.
- To nie aż tak daleko - mówię. - Mam nadzieję, że tydzień w Busan będzie niezapomniany. 
    Mężczyzna nie odpowiada, więc uznaję, że zagadywanie jest bezsensu. Przyśpieszam kroku, by jak najszybciej zaprowadzić ich do pokojów, a następnie pokazać gdzie się znajduje wszystko z czego mogą korzystać. W skrócie opowiadam również o zasadach panujących w hotelu, jednak zostaje mi to przerwane, gdy brunet unosi rękę, twierdząc że nie jest tu pierwszy raz, więc na pewno sobie poradzą. Przyglądam się chwilę jego niewzruszonemu wyrazowi twarzy, po czym podaje mu kartę z regulaminem, a następnie odchodzę, wcześniej się kłaniając.
    Reszta dnia mija w miarę spokojnie i szybko, na co niezmiernie się cieszę. Gdy zegarek wskazuje godzinę oznaczającą koniec mojej zmiany, od razu idę zabrać rzeczy i opuszczam hotel. Kieruję się na przystanek autobusowy, a gdy docieram na miejsce, dostrzegam mnóstwo osób, ale żadnego srebrnego samochodu. Oddycham głęboko, stojąc na boku i kontroluje godzinę. Na szczęście nie czekam długo.
    Wysiadam dwa przystanki wcześniej, by wejść do dobrze znanego mi baru. W środku jest mnóstwo ludzi, a w powietrzu unosi się dym papierosów, który nieprzyjemnie kręci mi w nosie. Chrząkam, oblizując wargi i zmierzam w stronę wolnego barowego krzesła. Zaraz zajmuję miejsce, podpierając się łokciami o popisany kolorowymi markerami blat. Barman zaraz mnie obsługuje, podając słabego drinka, który bardziej drażni moje podniebienie swoim smakiem, aniżeli sprawia jakąkolwiek przyjemność. 
    Marszczę lekko nos, gdy ciecz przelatuje przez mój przełyk, a następnie odwracam głowę w stronę właściciela, który postanowił zmienić kolor włosów, na taki, który prawdopodobnie nie ma konkretnej nazwy. Wyglądają trochę jak przybrudzony pastelowy róż położony na ciemnym blondzie. Taehyung odpala papierosa i opiera skroń o pięść. 
- Prosto z pracy? - pyta, zaciągając się.
    Kiwam głową, prostując plecy. Przyglądam się jak wypuszcza dym w przeciwną do mnie stronę. Zawsze tak robi i jestem mu za to wdzięczny.
- Tak - przyznaję, zaczynając kręcić szklanką w palcach. - Miałem ochotę na drinka.
- Dobrze się składa - mówi, a ja spoglądam na niego ciekawy. - Mam pewną informacje. 
- Jaką? - pytam, gdy telefon w mojej kieszeni zaczyna wibrować. Wyciągam go, przypominając sobie o wiadomości z rana i że na nią nie odpisałem. Czytam treść, a Taehyung mnie szturcha. Unoszę na niego po chwili wzrok. - Co?
- Wygrałeś szóstkę w totka? - pyta, na co marszczę lekko brwi, odkładając telefon na blat. - Szczerzysz się jakby ktoś ci właśnie napisał, że wygrałeś główną nagrodę w losowaniu.
    Powoli mrugam, po czym prycham rozbawiony i biorę spory łyk paskudnego drinka. Przecieram wargi wierzchem dłoni, wypuszczając powietrze spomiędzy warg. Chwilę się zastanawiam, po czym zerkam na tył białej obudowy.
- To Chanyeol - przyznaję i spoglądam jak chłopak dociska niedopałek papierosa do szklanej popielniczki. - Poznaliśmy się na imprezie, potem jakoś dziwnie się podziało i nawet nie wiem jak, ale się zgadaliśmy, i utrzymujemy kontakt. Rano napisał mi "do jutra", ale nie miałem jak odpisać, a potem o tym zapomniałem i teraz wysłał kolejną wiadomość "prawda?".  
    Taehyung prycha rozbawiony, stukając palcem w biały plastik. Obserwuję każdy jego ruch tak jak on wbija wzrok we mnie. Jego kąciki ust unoszą się do góry w bardzo specyficzny sposób, dlatego od razu kręcę przecząco głową, wiedząc co będzie próbował mi wmówić.
- Taehy...
- Z Yixingiem też tak było, pamiętasz? - Jego uśmiech staje się jeszcze szerszy, a ja mam możliwość zrobienia przeglądu jego prostych, jasnych zębów. Następnie puka w popisany blat. - Wszyscy względem was mamy lukę w pamięci. My ani wy sami nie wiecie kiedy i jak to się stało, że zostaliście parą - mówi i marszczy przy tym lekko brwi, jakby starał się znowu zapełnić dziurę w pamięci czymś konkretnym z tamtego okresu.
    Wzdycham ciężko, zaczynając masować się po czole.
- Wiem jak było, ale z Chanyeolem to co innego - zapewniam, wzruszając lekko ramionami. - Traktuję go bardziej jak odskocznie od tego wszystkiego co z Yixingiem związane. Cholernie lubię spędzać z nim czas, jest naprawdę w porządku. Polubiłbyś go.
- Skoro nie traktujesz go jakoś specjalnie to nie czuję potrzeby polubienia go - mówi, a następnie patrzy dookoła. - Wystarczą mi te ryje do spamiętania. 
    Prycham rozbawiony i kiwam głową. Podaje barmanowi puste szkło, a następnie głęboko oddycham z zamiarem wstania. Kątem oka zerkam na dłoń Taehyunga zaciskającą się na moim ramieniu. Unoszę lekko brwi, by następnie poprawić się wygodniej na barowym krześle. Chłopak wbija we mnie wzrok jakby próbował poznać odpowiedź bez zadania wcześniej pytania.
- Myślisz nad powrotem do Laya? - pyta, a kiedy widzi moje niezadowolenie poprawia się od razu. - To znaczy Yixinga. 
- Nie wiem, może - mówię, na co on się lekko krzywi.
- Dowidziałem się czegoś i sądzę, że o tym nie wiesz, skoro myślisz nad powrotem do niego. 
    Przekręcam się bardziej w jego stronę i zawieszam na nim skupiony wzrok. To bardzo prawdopodobne, że czegoś nie wiem jako, że nie dałem Yixingowi się z niczego wytłumaczyć, a w żadnym liście nie próbował też tego zrobić. Uśmiech na twarzy mojego kumpla znika, a on sam zaczyna stukać w blat. Mam wrażenie, że przez chwilę żałuje, że w ogóle się odezwał. Zaraz mu to mija, gdy mój telefon zaczyna wibrować.
- Wiesz z jakim cię zdradził? - pyta, widocznie próbując się upewnić czy tego nie wiem.
    W moich ustach robi mi się sucho i jestem pewny, że moje źrenice się znacznie rozszerzyły. Zaciskam pięść na wspomnienie o zdradzie. Chce mi się kaszleć, ale nie jestem pewny czy to wina unoszącego się dymu, czy palących mnie płuc. Czuję nieprzyjemne mrowienie, jakby przechodziło ono każdą żyłą. Widok zdrady uderza we mnie jakby ktoś rzucił mi czymś twardym prosto w głowę. Krzywię się lekko i kręcę głową. Nie wiem kim jest tamten chłopak i do tej pory mnie to nie interesowało. To bez znaczenia z kim Yixing to zrobił, wystarczyło, że zrobił. Biorę głęboki wdech, przygotowując się na poznanie osoby, która zajęła moje miejsce, u boku mojej pierwszej miłości na jedno popołudnie w moim łóżku. 
- Czyli nie wiesz - wzdycha, a następnie chwile milczy. Nie pamiętam kiedy ostatnio cisza aż tak boleśnie uderzała w moje bębenki. - Z jednym z jego uczniów - mówi w końcu, a ja moje ramiona opadają w dół. Myślę, że wolałem żyć w niewiedzy. - Moja siostrzenica chodzi na uczelnie, na której uczy Lay. Zna tamtego chłopaka, bo są z tego samego roku.
    Słucham tego, wbijając wzrok w przypadkowy punkt na ścianie i nie wytrzymuję. 
    Zaczynam kaszleć.

~~~
    Gdy tylko usłyszałem kto zajął moje miejsce jednorazowo bądź nie, opuściłem pomieszczenie, rzucając na odchodnym, że zapłacę następnym razem. Do mieszkania udałem się spacerem, chcąc się przewietrzyć i wszystko przemyśleć. Przekręcając klucz w zamku doszedłem do wniosku, że to już bez znaczenia i że to nie ja nawaliłem. Wylewanie łez za naszą dwójkę stało się zbyt męczące, a informacja o uczniu przeleciała przeze mnie, zostając jedynie nieprzyjemne uczucie na sercu.
    Piątek okazuje się być dniem, który pozwala mi zaczerpnąć głęboki wdech. Praca przebiega naprawdę przyjemnie oraz szybko. Klienci są w miarę uprzejmi, a Kyungsoo oddaje mi nawet kubek swojej gorącej czekolady, twierdząc że stracił na nią ochotę. Nie narzekam i chętnie ją od niego odbieram.
    Z pracy wychodzę tak szybkim krokiem jak nigdy. Pędzę na autobus, a wchodząc do mieszkania od razu wchodzę do łazienki. Biorę szybki prysznic, podczas którego również myję włosy. Spędzam dłuższe minuty na przyszykowaniu się po opuszczeniu szklanej kabiny, a następnie owinięty ręcznikiem idę do kuchni, w której odgrzewam ryż z warzywami oraz kawałkami mięsa. Jem, ale tego akurat nie robię w pośpiechu. Nie lubię jeść z tykającym nad głową zegarkiem, bo zwykle po czymś takim źle się czuję.
    Najedzony spędzam krótką chwilę w sypialni, by narzucić na siebie jakieś ubranie. Nie zajmuje mi to zbyt wiele czasu, bo od rana wiem w co chcę się ubrać dzisiejszego wieczoru. Wsuwam czarne spodnie z dziurami na kolanach, a następnie ubieram wkładaną przez głowę, luźną oraz szarą bluzę, na którą zarzucam większych rozmiarów katanę wykonaną z jasnego dżinsu. Przeczesuję ostatni raz włosy, starając się nie zburzyć przy tym przedziałka nad którym trochę pracowałem.
    Gdy wychodzę z bloku taksówka czeka, więc od razu do niej wsiadam, podając adres, który podaję co piątek. Kierowca nie wydaje się być ani trochę zaskoczony, mam nawet wrażenie, że nie musiałem mówić gdzie ma mnie zawieźć, bo na pewno dobrze wie gdzie dzisiaj każdy jedzie. Opieram skroń o chłodną szybę, a z kieszeni wyciągam komórkę. Wchodzę w wiadomości, a następnie w te od Chanyeola. Od razu piszę mu smsa, że jestem w drodze i będę za kilkanaście minut. Chociaż próbuje sobie wmówić, że wcale tak nie jest, to przez całą drogę czekam aż mi odpisze, że już tam jest albo o której godzinie dotrze. Samochód się zatrzymuje, a mój telefon nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Oddycham głęboko, płacę kierowcy, a następnie opuszczam pojazd, dostrzegając przy wejściu Luhana. Rozmawia z krótkowłosą blondynką, z którą ostatnio grał w pingponga. 
    Podchodzę do nich, witając się i wchodzimy do zatłoczonego środka. Rozglądam się ukradkiem za konkretną osobą, ale nie rzuca mi się w oczy. Wzdycham cicho, chwytając za pustką szklankę i nalewam pepsi, co powoduje szok u mojego przyjaciela.
- Nie przełknę piwa, poza tym idę do pracy na rano - wyjaśniam, a następnie biorę łyk.
- Od kiedy przeszkadza ci piwo na tyle żeby go w ogóle nie pić? - pyta rozbawiony i pociąga łyk z gwinta.
    Przyglądam mu się chwilę, zastanawiając się nad tym.
- Odkąd poznałem coś lepszego, co sprawiło, że nic nie smakuje chociaż w połowie tak dobrze jak tamto - przyznaję, a kącik moich ust mimowolnie unosi się lekko do góry. 
- Weź ty się napij - mówi, kiwając głową i podaje mi szklaną butelkę z wódką.
    Prycham rozbawiony, ale robię sobie lekkiego drinka na rozgrzanie. Opieram się o blat i popijam powoli alkohol, rozglądając się uważnie po ludziach dookoła. Muzyka coraz głośniej dudni w uszach, a krew zaczyna szybciej płynąć w żyłach. Oblizuję powoli wargi, odkładam pustką szklankę na bok i ruszam przed siebie, przepychając się między ludźmi. Jak zawsze są tu tłumy, a większość gości jest już mocno wstawiona. Ocieram się o przeróżne ciała, ale nikt na to nawet nie reaguje. To nic w porównaniu z tym co dzieje się momentami na parkiecie. Ustaję na palcach co jakiś czas i przejeżdżam wzrokiem po każdym, kto tylko znajduje się w tym pomieszczeniu. Nie mam pojęcia dlaczego to robię, po prostu czuję, że muszę. Dostrzegam Luei, więc przyśpieszam kroku i łapię go w ostatniej chwili za nadgarstek. Odwraca się do mnie przodem, a zaskoczenie znika z jego twarzy, gdy mnie rozpoznaje. Uśmiecha się.
- Baekhyun - mruczy wesoło, kiwając głową. - Co tam?
- W porządku - zapewniam, przejeżdżając po nim oceniającym wzrokiem. Jak zawsze jest podpity, ale Luei bez kropli alkoholu w krwi to nie Luei. - Widziałeś Chanyeola?
    Chłopak zaczyna się śmiać pod nosem, po czym przysuwa się w moją stronę i opiera o moje ramię. Nasze twarze są na tyle blisko, że bez problemu wyczuwam jego ostry oddech. Staram się nie skrzywić i twardo wbijam wzrok w jego rozszerzone źrenice.
- Nie widziałem - przyznaje z podejrzanym uśmieszkiem, a następnie wbija palec w bok mojej szyi, na co go odpycham, krzywiąc się. - Chyba go nie ma - mruczy w zamyśleniu, a następnie wygląda za moje ramię. - Ale Lay gdzieś tu jest, więc uważaj na kogo wpadasz. 
    Puszcza mi tylko oczko, a następnie wpycha się pomiędzy ludzi i ginie mi ze wzroku. Wzdycham cicho.
- Yixing - poprawiam go, ale już tylko dla własnego spokoju, bo Luei przecież już zginął w tłumie. - Nie Lay.
- Dalej poprawiasz ludzi? - Do moich uszu dociera dobrze mi znany głos, który nie raz zniżał się przy moim uchu do szeptu, powodując falę dreszczy na moim ciele. Przymykam lekko oczy, biorąc głęboki wdech i ruszam przed siebie, unosząc powieki oraz cicho wypuszczając powietrze. Chińczyk łapie mnie za nadgarstek, a ja zaciskam zęby i wcześniej wywracając oczami, odwracam się do niego przodem. - Baekkie. 
- Baekhyun - poprawiam go, a nasze spojrzenia krzyżują się ze sobą. Zwijam dłoń w pięść i wyrywam nadgarstek z palącego moją skórę uścisku. 
    Yixing wzdycha cicho, widząc jak zabieram od niego rękę. Gdy robi krok w moją stronę, ja cofam się o dwa. Uważnie przejeżdżam po nim wzrokiem, chcąc zauważyć, gdy wykona jakiś niepokojący ruch. Brunet na pewno już coś wypił, bo widzę to po jego spojrzeniu, które przywołuje pewne sytuacje z naszego związku. Staram się od sobie odtrącić wspomnienia jakiego miękkich warg na mojej szyi oraz języka zataczającego małe kółeczka na moim obojczyku, które wykonywał przy ciepłym od ogniska powietrzu. Teraz staram się sobie wmówić, że wcale nie robi mi się gorąco od tych myśli, a od tego słabiutkiego drinka, którego wypiłem chwilę temu. Pali mnie nieprzyjemnie wewnątrz i na zewnątrz. Jego widok powoduje u mnie cały czas to samo. Cholerny ból, którego ani trochę nie łagodzi grająca w tle piosenka. Dostrzegam jak unosi kącik ust, gdy w głośnikach roznosi się refren piosenki "Hymn For The Weekend". Jestem pewny, że mimowolnie widzi te same sceny co ja. Przechodzi mnie zimny dreszcz.
- Nie przypuszczałem, że dalej będziesz poprawiać ludzi żeby mówili o mnie po imieniu - przyznaje, wsuwając dłonie do kieszeni. Widocznie stara się zrobić wszystko, by zabić w sobie chęć dotknięcia mnie. Przełykam z trudem ślinę.
- Nie lubię kiedy ludzie używają ksywek - przypominam, przyglądając się jego lśniącym oczom. - Nawet jeśli chodzi o obojętne mi osoby. 
- Nie jestem ci obojętny - mówi od razu, jakby wiedział, że to powiem. 
    Rozchylam usta, by zaraz je zamknąć. Mrużę lekko oczy.
- Skąd ta pewność siebie? - prycham cicho pod nosem.
- Widzę jak na mnie patrzysz - mówi, a mnie ściska mocno w brzuchu. Robi krok w moją stronę, jednak ja zapominam o cofnięciu się. - I póki to widzę, nie odpuszczę. Nie wydzwaniam do ciebie i nie dobijam się do twoich drzwi, ale to nie oznacza, że przestałem walczyć o drugą szanse.
- Dlaczego ci tak na niej zależy? - pytam z każdą chwilą, coraz mocniej ściskając pięści.
- Bo Cię kocham. 
    Czuję jakby moje serce przestało bić przez ułamek sekundy, przez co pojawił się u mnie niemiłosierny ból w klatce piersiowej. Kaszlę cicho, pośpiesznie, ale lekko kręcąc głową.
- Tak jak tamtego ucznia? - pytam, starając się zapanować nad głosem. Chrząkam. - To mu szeptałeś? Jak bardzo go kochasz i jaki to on nie jest wyjątkowy? 
    Yixing jest zaskoczony i tym razem to on otwiera usta, by po dłuższej chwili je zamknąć. Odwraca wzrok, a rysy jego szczęki wyostrzają się i zaraz przełyka głośniej ślinę. Oblizuje wargi, by następnie przejechać dłonią po twarzy, wypuszczając powietrze.
- Baekh...
- Tak, wiem, że spałeś z uczniem - przerywam mu. - I nie, nie chcę tego słuchać, Yixing. Nie obchodzi mnie czy wyznawałeś mu miłość, czy dałeś się uwieść, czy po prostu chodziło o seks w zamian za zaliczenie przedmiotu - wymieniam, a jego źrenice nieznacznie się powiększają. Zaczynam się cofać, zwiększając między nami dystans. - Nie powód jest tu istoty, tylko sam fakt, że to zrobiłeś.
    Odwracam się i wpycham się pomiędzy ludzi, zostawiając go tam samego. Czuję jak żyła na mojej szyi mocno pulsuje od złości, która się we mnie rozpaliła. Idę przed siebie, ale nie do końca wiem gdzie zmierzam. Zabieram butelkę piwa, bo jako jedyne rzuca mi się w oczy, a czuję ogarną potrzebę wlania w gardło jakąkolwiek ilość, jakiegokolwiek alkoholu. Zaciskam palce na jasnobrązowej, szklanej szyjce i wychodzę z domu, a następnie opuszczam posiadłość. Nie odchodzę daleko, bo jedynie na krawężnik przy bramie. Siadam tam gdzie została zachowana większa odległość między zaparkowanymi samochodami i zdejmuję kapsel kluczami. Opieram ręce o kolana, zaczynając kręcić butelką w dłoniach. Nie upijam łyka, po prostu wpatruję się w kołyszącą się w zależności od moich ruchów ciecz uwięzioną w szkle. Przeklinam cicho pod nosem, a następnie zaciskam usta w wąską linię. Moje źrenice się rozszerzają, gdy brązowa butelka zostaje wysunięta spomiędzy moich dłoni, a na jej miejscu znajduję się inna. Chwilę przyglądam się czerwonej cieszy, której dno wpada w fiolet albo i granat. Nie jestem pewny. Przekręcam głowę w prawo, dostrzegając białe włosy. Zsuwam wzrok na jego twarzy i zawieszam spojrzenie na uniesionych kącikach ust.
- Bieganie w deszczu i odpisywanie sobie na wiadomości w odstępie kilku godzin ma być takie tylko nasze? - pyta rozbawiony, przysuwając zielony gwint do warg. 
    Uważnie obserwuję jak pociąga powoli łyki, jak jego jabłko Adama powoli się porusza pod wpływem wlewania alkoholu w siebie oraz jego przymknięte oczy. Jego rzęsy wydają się być dłuższe i gęstsze niż dotychczas. Moje wargi drgają, ale nie wykrzywiają się ani w uśmiech, ani w smutną podkówkę. Po prostu się poruszają. 
- Być może - mówię, a następnie zaczynam upijać spore łyki. Pierwszy raz nie skupiam się na poznaniu smaku i choć nie staram się tego robić to moje kubki smakowe przejmuje intensywny smak słodkiego arbuza. 
    Odsuwam przezroczyste szkło od warg i przyglądam się butelce, podczas gdy na moim języku pozostaje cynamonowy posmak.  Mrugam powoli, mlaskając językiem, by upewnić się czy aby na pewno dobrze czuję. Tak, to zdecydowanie cynamon.
    Spoglądam na Chanyeola, który przygląda mi się tak jak ja jemu przed chwilą. Nasze spojrzenia się krzyżują, a mnie ogarnia przyjemne ciepło.
- Co się stało? - pyta po chwili, na co ciężko wzdycham. 
    Odkładam drinka na bok i wbijam wzrok przed siebie. Niebo jest już ciemne, ale na niebie wisi okrągły księżyc, którego blask mocno uderza w oczy. Chmury przesuwające się obok pełni wyglądają jakby lśniły równie intensywnie co on. 
- Wpadłem na Yixinga - mówię, zaczynając się bawić palcami. - Jadąc tu, nie przyszło mi do głowy, że go spotkam na tej imprezie, chociaż to było bardziej niż pewne jak tak teraz o tym myślę.
    Kiwam do siebie lekko głową, a białowłosy poprawia się na krawężniku. Gdy kończy to robić, siedzi zdecydowanie bliżej mnie. Nasze ramiona się stykają, przez co mam ochotę oprzeć głowę o jego ramię i zasnąć. Jestem pewny, że nie miałby mi za złe, gdybym to zrobił. Rozchylam lekko wargi, cicho oddychając.
- To dobrze, że nie przyszło ci to do głowy - mówi, przyciągając przy tym mój niezrozumiały wzrok. Uśmiecha się, widząc moje zdezorientowanie. - Inaczej nie przyjechałbyś tutaj, a ja musiałbym wcisnąć czerwone paskudztwo komuś innemu.
- Oddałbyś komuś innemu moje kolorowe paskudztwo? - pytam, nie tracąc jego twarzy ze wzroku. Zdaję sobie właśnie sprawę z tego, że jest blisko mojej jak nigdy, bo dopiero teraz mogę dostrzec malutką bliznę nad jego brwią.
    Chanyeol uśmiecha się rozbawiony, na co i ja unoszę kąciki ust. Nachyla się w moją stronę, a moje serce zatrzymuje się na moment. Odruchowo wciągam brzuch, lecz zaraz wypuszczam ciężki wdech, gdy jego twarz po krótkim momencie dzielenia z moją wręcz ostatnich milimetrów na nowo zwiększa dystans. Patrzę na w połowie wypitego drinka, którego mi przyniósł, a dokładnie na francuską nazwę, którą wskazuje.
- Nie oddałbym - zapewnia i stuka w nalepkę.
- Przetłumacz mi to - proszę go, próbując rozszyfrować kolorowe literki.
    Białowłosy cały czas uśmiecha się pod nosem i cały czas wbija we mnie wzrok. Czekam niecierpliwie na poznanie nazwy napoju. 
- Paskudztwo Przeznaczone Tylko Dla Baekhyuna.
    Prycham rozbawiony i szturcham go ramieniem, gdy odkłada butelkę na ziemię. Kręcę głową.
- Dupek - mruczę, starając się nie zaśmiać. - Naprawdę chcę wiedzieć co tu pisze, a nie mam jak sprawdzić, bo nie pozwalasz mi zabrać żadnej butelki. 
    Chanyeol wzrusza rozbawiony ramionami, a ja wpadam na pewien pomysł. Wyciągam telefon z kieszeni i włączam aparat, podczas gdy drugą ręką sięgam po drinka. Zostaje mi to nieumożliwione. Patrzę na dużą dłoń, a następnie przesuwam wzrokiem po jego przedramieniu, ramieniu, a koniec końców zawieszam go na jego oczach. 
- Przecież ci powiedziałem co oznacza - szepcze. 
    Nie mam pojęcia dlaczego, ale odkładam telefon na bok i nie wyrywam ręki z jego uścisku. Siedzę lekko zwrócony w jego stronę, a do moich uszu dociera refren piosenki, do której wszyscy na imprezie się właśnie bawią. Mam wrażenie, że Kehlani z każdą chwilą śpiewa coraz głośniej, ale do moich uszu docierają tylko pojedyncze linijki.
"Please take me to places, that nobody, nobody, nobody knows"
"Got me up so high I'm barely breathing"

"So don't let me, don't let me, don't let me, don't let me go"  *
    Przełykam ślinę i wychodzę mu momentalnie naprzeciw, gdy tylko zauważam jak nachyla się w moją stronę. Nasze wargi spotykają się ze sobą, od razu dopasowując się do siebie. Pocałunek, którym Chanyeol mnie obdarza jest jednym z tych, które sprawiają, że człowiek zapomina o oddychaniu, a wszystko dookoła rozmazuje się przez pędzącą w głowie karuzelę. Przysuwam się bliżej, ściskając lekko powieki. Duża dłoń szybko znajduje się na moim policzku, a kciuk zaraz idzie w ruch, gładząc przyjemnie moją skórę. Zaciskam mocno jego koszulkę w okolicach brzucha i prostuję się mocniej, gdy Chanyeol pogłębia pocałunek. Jego wargi, mimo że pił alkohol smakują jak eukaliptus z odrobiną mięty i coś od czego idzie się w niewiarygodnie szybkim tempie uzależnić. Nie mam pojęcia kiedy moje serce ostatnio biło tak mocno ja teraz, zgaduję, że nigdy. Jego druga dłoń spoczywa na mojej nodze, ale zaraz sunie na wewnętrzną część uda, które intensywnie i gwałtownie zaciska. Rozchylam wargi bardziej, a on bez wahania dobiera się do nich jeszcze zachłanniej.
    Słyszę chrząknięcie za plecami, które powoduje, że odsuwamy się od swoich ust, ale wcale niegwałtownie. Żaden z nas nie czuje się źle z tym co się właśnie stało. Oblizuję ukradkiem wargi, a następnie unoszę głowę. Ciężar znowu mnie przygniata i mam wrażenie jakby ktoś wyrwał mi skrzydła, które Chanyeol dopiero co mi pokazał.
    Wstaję z ziemi, a białowłosy robi to zaraz za mną. Patrzę przez chwilę na Yixinga, u którego jeszcze nigdy nie widziałem takiego spojrzenia. Jego wzrok wydaje się być niesamowicie pusty, co z poważnym wyrazem twarzy wygląda jakby coś w nim umarło. Moja warga lekko drży, ale zaraz chwytam ją w zęby i prostuję się. Przekręcam głowę do najwyższego z naszej trójki.
- Jak dużo wypiłeś? - pytam.
    Chanyeol spoglądam na mnie i odpowiada, unosząc butelkę, w której jest więcej jak połowa alkoholu.
- Tylko kilka łyków piwa.
- Świetnie - przyznaję i odwracam się na pięcie. - Gdzie zaparkowałeś?



------
Kehlani - Gangsta 
"Proszę zabierz mnie do miejsc, których nikt, nikt, nikt nie zna.""Masz mnie tak bardzo, że ledwo oddycham.""Więc nie pozwól, nie pozwól, nie pozwól, nie pozwól mi odejść."

piątek, 2 września 2016

Once Again I 1

    Zegarek wskazywał 1.32 w nocy, podczas gdy Byun Baekhyun pakował swoje rzeczy do małej torby sportowej. Na krześle leżały przygotowane ubrania, w które miał zamiar za chwilę się przebrać. Nie było to nic eleganckiego, zwykłe szare dresy i za duża bluza tego samego koloru. W drodze z pracy do domu stawiał na wygodę, a nie na wygląd, bo przecież i tak nie miał dla kogo się starać. Przynajmniej nie teraz.
     Ciężko westchnął, unosząc oczy ku górze, gdy usłyszał przez głośnik swoje nazwisko. Blondyn żył tym miejscem i swoją pracą, jednak trzy doby pod rząd w szpitalu sprawiały, że organizm domagał się domowego prysznica, jedzenia oraz łóżka. Przejechał dłońmi po zmęczonej twarzy i założył kitel, który dwie minuty temu zsunął z ramion, a w drodze do wyjścia ze swojego gabinetu chwycił stetoskop. Po raz kolejny wypuścił z siebie ciężki wdech. Kierując się w stronę windy, zaczął zastanawiać się czy tym razem chodziło o hipochondryka Josha spod dwójki, który dwa dni temu miał zabieg usuwania wyrostka robaczkowego, czy raczej o lunatyka umieszczonego w izolatce ze względu na zakaźną chorobę. Wszedł do środka, wcisnął guzik pod parter i oparł się o wielkie lustro, odchylając głowę. Przymknął oczy, dając im króciutki odpoczynek w podróży na dół. Gdy tylko opuścił pomieszczenie, przybrał prostą postawę, a wyraz jego twarzy optycznie się zmienił, pozbywając się zmęczenia. Rozejrzał się uważnie dookoła po piętrze, na którym panowała błoga cisza i spokój. Żaden z lekarzy czy pielęgniarek na niego nie czekał, więc pogubił się o co mogło chodzić. Skręcił w stronę recepcji, a gdy tylko uniósł wyżej oczy, jego nogi stanęły tak gwałtownie, że prawie stracił równowagę. Stał z opuszczonymi rękami wzdłuż swojego smukłego ciała i wbijał wzrok w malujący się przed nim obraz, o którym śnił przez ostatnie trzy miesiące. Lustrował stojącego tyłem do niego mężczyznę, ubranego w mundur wojskowy i zaciskającego beret w dłoni. Kaszlnął, pozwalając sobie na jeden sztywny krok do przodu. Otworzył szerzej oczy, obserwując jak postać ze snów oraz jego najbliższa osoba odwraca się do niego przodem. Na twarzy żołnierza rozciągnął się szeroki, leniwy uśmiech przez co jego charakterystycznie odstające uszy wydawały się sterczeć jeszcze bardziej. Rozłożył ręce, robiąc dostęp do swojej klatki piersiowej, którą Baekhyun tak bardzo chciał przytulić.
     Dwudziestosiedmioletni lekarz starł szybko łzę, która wypłynęła z kącika oka, a następnie ruszył tak samo gwałtownie jak się zatrzymał w stronę ramion swojego ukochanego. Gdy dobiegł, nie wylądował w objęciach, a z jeszcze większą ilością łez w oczach zamachnął się, by solidnie uderzyć w lekko opalony policzek. Ścisnął wargi, kiedy jego nadgarstek został mocno opleciony długimi palcami, ale zaraz go wyrwał z uścisku i zaczął mocno okładać umięśnioną klatkę piersiową, którą miał przed oczami. Po jego policzkach spływały stróżki łez, a szloch wydawał się być coraz głośniejszy, podczas gdy ciosy słabły z każdym uderzeniem. Twarz Baekhyuna została ujęta w duże dłonie, za których dotykiem tak bardzo tęsknił i odwrócił wzrok, gdy brunet nachylił się do niego.
- Jak mogłeś?! - załkał głośno, a jego łzy nieustannie zostawały scałowywane. - Od trzech miesięcy czekam na chociaż jeden telefon, na chociaż jedną wiadomość, która da mi pewność że żyjesz!
     Krzyk został zagłuszony poprzez mocne przyciągnięcie. Wtulił się mocno, chowając twarz w zagięciu szyi i zacisnął dłonie na mundurze. Pokręcił sztywno głową. Szczęście, które w tej chwili wypełniało go aż po czubek głowy, było nie do opisania, ale złość stała na równi. Był wściekły.
- Nie krzycz - wyszeptał mężczyzna, gładząc blond czuprynę. - Jesteś w szpitalu.
- Wiem gdzie jestem, pracuję tu do cholery! - Pociągnął mocno nosem. Słysząc cichy śmiech, uniósł wzrok na rozbawiony wyraz twarzy. Bez wahania ukuł go solidnie palcem w brzuch. - I czego się cieszysz?
     Przyglądał się jak żołnierz kręci głową, a tak naprawdę podziwiał malujący się na twarzy uśmiech, który nie zniknął ani na moment. Jego dolna warga została powoli pogładzona przez szorstki kciuki, a wzrok napotkał ciemne tęczówki. Stali, patrząc sobie głęboko w oczy, jakby nie mogli się tym nasycić.
- Tęskniłem - wyszeptał, nachylając się.
    Niższy mężczyzna nie pozwolił mu jednak na pocałunek. Baekhyun odsunął się niezbyt daleko, ale tak by powstał między nimi dystans. Starł szybko łzy i wypuścił głęboko powietrze, które jeszcze przed chwilą boleśnie napełniało jego płuca.
    W gabinecie lekarskim panowała cisza, ale żaden z nich nie starał się jej przerwać. Obydwoje rozkoszowali się sobą nawzajem, nawet jeśli byli w pewnej odległości od siebie. Chanyeol siedział na krześle, opierając się o biurko i wbijał wzrok w nagie plecy ukochanego, który postanowił szybko się przebrać, by jeszcze szybciej stąd wyjść oraz pojechać w końcu do domu. Nie zdążyli jeszcze o niczym porozmawiać, żaden nie dowiedział się od drugiego co się działo w ciągu tych trzech miesięcy ani nie padło najtrudniejsze pytanie – ile mają dla siebie dni. Wcześniej Baekhyun pytał o to od razu, jednak po pewnym czasie nauczył się, że to była informacja, którą chciał usłyszeć dopiero, gdy posmakuje na nowo warg Chanyeola i gdy będzie miał okazje zjeść z nim chociaż jeden posiłek. Inaczej tracił apetyt, kiedy do jego uszu docierała liczba godzin, a nie dni czy tygodni.
    Lekarz ścisnął w dłoniach bluzę, wbijając wzrok w ciemność za oknem. W jego oczach stanęły łzy, a wargi zadrżały. Pokręcił lekko głową, oblizując usta i wsunął na siebie ciepłe ubranie. Zsunął robocze spodnie, siadając w fotelu i zaczął ubierać dresy, a następnie buty. Uniósł wzrok na mężczyznę, za którym tak tęsknił oraz który miał czelność zwracać mu uwagę po mniej niż dwudziestu minutach od zobaczenia się.
- Schudłeś – zauważył zmartwiony, kręcąc głową. - Obiecałeś, że będziesz o siebie dbał.
- A ty obiecałeś, że będziesz się ze mną kontaktował i nie pozwolisz mi się zastanawiać nad tym czy mój facet jeszcze żyje – odgryzł się, wstając i chwytając za torbę, do której spakował swoje rzeczy.
    Chanyeol podszedł do niego bardzo blisko, pogładził opuszkami palców wokół nadgarstka, zahaczając przy tym o srebrną bransoletką, którą wręczył mu przed swoją pierwszą misją odkąd zaczęli się spotkać. Uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że mimo złości i najprawdopodobniej wylanego morza łez nie ściągnął jej. Przesunął powoli palce na jego dłoń, a następnie na uszy torby, którą od niego zabrał. Wolną ręką przytrzymał podbródek lekarza i ucałował czule w czoło, które zasłaniały nieułożone kosmyki włosów.
- Przepraszam – wyszeptał, uśmiechając się spokojnie gdy mniejszy na niego spojrzał. - Przepraszam, że się martwiłeś i musiałeś się nad tym zastanawiać.
    Baekhyun ciężko westchnął, wbijając wzrok w tors i uniósł słabo dłoń. Przejechał palcami po małej, zaschniętej plamie krwi, która zdobiła skrawek munduru. Na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. Zastanawiał się czyja krew to była, w głębi modląc się, żeby nie stojącego przed nim żołnierza.
- Jesteś ranny? - zapytał. - Powinienem zapytać o to wcześniej, ale skoro już trzeźwo myślę to jesteśmy w szpitalu, więc mo...
     Lekarz cicho jęknął, ściskając mocno powieki, gdy na jego wargi naparły te twardsze. Przysunął się bliżej, ściskając sztywny materiał w dłoniach i rozchylił wargi, wpuszczając język ukochanego. Oddał stęskniony pocałunek, chociaż szczerze nie chciał do niego dopuścić w obawie o to, że nie odsunie się od Chanyeola. Planował poczekać aż znajdą się w domu, gdzie nie musiał brać pod uwagę przerywania pocałunku, ale tęsknota oraz pragnienie za bardzo wypalało ich obojga od środka, by czekać choć minutę dłużej.
     Tej nocy obydwoje byli zbyt zmęczeni na coś więcej niż niekończące się pocałunki czy przytulanie. Gdy tylko umyli się i na szybko coś zjedli, rozebrali się, wskakując od razu do łóżka, które od bardzo dawna nie było przygniecione dwoma ciałami. Przylegli do siebie mocno, jakby w obawie, że rano miejsce obok będzie puste. Leżeli, tuląc się i nawzajem gładząc, a z ich ust od czasu do czasu wydobywały się szepty. Raz uwaga od Chanyeola na zmianę szamponu Baekhyuna, który zauważył, że jego ukochany mimo prysznica dalej pachnie ziemią oraz błotem, lecz darował sobie wspomnienie o zapachu krwi. Potem ciszę rozproszył rozbawiony pomruk Chanyeola, który skomentował twardą połówkę łóżka za co oberwał i usłyszał, że następnym razem lekarz będzie sobie sprowadzał kogoś kto zajmie się pustą połówką. Obydwoje przysunęli się do siebie jeszcze bliżej i zasnęli z wspólną myślą, że nie chcą następnego razu, następnego rozstania.
    Rano Baekhyuna nie obudził ani telefon, ani dzwonek do drzwi. Ze snu wyciągnął go wwiercający się w niego wzrok oraz rażące promienie słoneczne zza odsłoniętych zasłon. Zmarszczył lekko nos i przycisnął twarz do poduszki, mamrocząc żeby dał mu spać, jednak w tym samym momencie, gdy do jego uszu dotarło ciche, rozbawione prychnięcie uniósł się na łokciach. Przetarł zaspane oczy, siadając po turecku i pozwolił, by kołdra zsunęła się na jego nogi. Przekręcił głowę na bok i spojrzał na rozbudzoną już twarz bruneta oraz na swój ulubiony uśmiech, za którym się stęsknił. To był jego ulubiony widok, szczególnie gdy było to zaraz po przebudzeniu.
-Wybacz, że cię budzę, ale nie chcę tracić czasu na sen –przyznał, wyciągając dłoń do blondyna, by pogładzić gładki policzek.
- Wiesz już kiedy wyjeżdżasz? - zapytał, lękając się odpowiedzi. Jego warga zadrżała, gdy uświadomił sobie, że przecież miał nie pytać. Przekręcił się przodem do niego i podciągnął kolana do klatki piersiowej, obejmując przy tym nogi. Wbijał w niego uważnie wzrok. Było już za późno, zostało mu tylko wyczekiwać liczby godzin, a może jakimś cudem dni.
- Nie, jeszcze nic nie wiem – westchnął, unosząc się i cmoknął go w głowę. - Też nie cierpię tej niepewności, ale zamiast myśleć nad moim wyjazdem po prostu skupmy się na tym, że jestem tu i teraz, i na czasie, który mamy dla siebie, hm? - Uśmiechnął się, wstając. - Weź prysznic, a ja dokończę śniadanie.
    Baekhyun skinął głową, zgadzając się z jego słowami i również uniósł wysoko kąciki ust, słysząc że jego ukochany zajął się przyrządzeniem jedzenia. Kiedy wyższy opuścił pomieszczenie, wygramolił się spod kołdry i przeciągnął, głośno przy tym ziewając. Przeczesał włosy palcami, zgarniając je do tyłu, aby przestały łaskotać jego czoło i skierował się do łazienki, zabierając po drodze świeżą bieliznę oraz ubranie. Jako że jemu także zależało na czasie, nie spędził długo pod wodą, mimo że naprawdę stęsknił się za domowym prysznicem. Oporządził twarz, przetarł tylko włosy ręcznikiem, odpuszczając użycie suszarki i opuścił pomieszczenie w swoich czarnych, obcisłych spodniach oraz luźnym swetrze w grube, poziome, czarno-białe paski. Zaraz znalazł się w salonie, gdzie na stole czekało już przygotowane śniadanie. Podszedł bliżej, by zilustrować co dokładnie na niego czeka. Miski z umytymi owocami, duży talerz, na którym ułożona była piramida z kolorowych kanapek oraz dwa mniejsze, na których leżała parująca, złocista jajecznica, przy której spoczywało po kilka paseczków smażonego bekonu. Nie zabrakło również dwóch kubków z parującą kawą, jedną rozpuszczalną, a drugą parzoną.
- Chciało ci się? - zapytał, siadając. Był zachwycony, bo dawno nie jadł czegoś takiego.
- Tak, poza tym schudłeś – zauważył, zajmując miejsce na przeciwko. Wziął łyk czarnej oraz mocnej kawy. - Znowu spędzasz całe dnie i noce w szpitalu?
    Baekhyun ciężko westchnął, biorąc się za jedzenie. Niechętnie pokiwał głową, jednak wszedł mu w słowo nim ten zdążył go porządnie ochrzanić.
- Nie mam po co tu wracać. Nie cierpię przesiadywać w pustym domu, więc czasami nie ma mnie tu nawet i kilka dni, ale jestem lekarzem i zapewniam, że wiem jak prawidłowo o siebie dbać, Chanyeol.
    Brunet przyjrzał mu się tylko uważnie, po czym pokręcił zrezygnowany głową. Wiedział, że nie wygra z nim wymiany zdań na temat zdrowia i wszystkiego co chociaż trochę podlegało pod medyczny punkt widzenia.
- Byłem zobaczyć do skrzynki na listy – przyznał i wskazał kanapę, na której leżała cała sterta nieotwartych kopert. - Możesz mi powiedzieć dlaczego ich nie wyciągasz od ostatnich miesięcy?
    Baekhyun wzruszył lekko ramionami, nie przestając jeść.
- Nie chciałem ryzykować, że zobaczę czarną kopertę – przyznał jak gdyby nigdy nic. - Umówiłem się z listonoszem, że przynosi mi do drzwi wszystko co związane z opłatami, a resztę wrzuca do skrzynki.
- Czarną kopertę? - dopytał, unosząc lekko brew, a następnie parsknął śmiechem. - Może kiedyś tak to działało, ale jeśli umrę na wojnie to takiej nie dostaniesz - zapewnił i odetchnął, dostrzegając powagę na zmizerniałej twarzy, gdy tylko wspomniał o śmierci. - Jeden z żołnierzy przynosi list, wręczając go prosto do rąk. Muszą mieć pewność, że rodzina i najbliżsi zmarłego zostali o tym poinfor...
- Skończ – poprosił, przerywając mu i przełknął z trudem kawałek mięsa.
    Chanyeol uniósł na niego wzrok, a następnie skinął lekko głową.
     Śniadanie zjedli, nie śpiesząc się. Poświęcili długie minuty na rozmowę o ostatnich trzech miesiącach wstecz. Obydwoje byli ciekawi tego co się u nich działo, obydwoje chcieli znać każdy szczegół. Śmiali się i uśmiechali, było to szczere, ale odczuwali ból, który powstał już dawno z powodu braku możliwości spędzenia tych wszystkich dni razem. Bolało ich, że nie mogli jak normalne pary wychodzić do kina, narzekać na kolejkę w sklepie podczas wspólnych zakupów, wykłócać się o wypite ilości alkoholu na imprezie u znajomych z bloku obok czy też rozmawiać o najmniejszych drobnostkach podczas przygotowywania kolacji bądź oglądania telewizji przed snem. Brakowało im tego typu rutyny w ich własnym życiu, ale nie pozwalali, by to zniszczyło to co między nimi było i korzystali jak tylko mogli z tych pojedynczych dni lub czasami i godzin im danych.
    Baekhyun skończył myć naczynia i wszedł do sypialni, spoglądając na przebierającego się mężczyznę. Zmarszczył mocno brwi i poszedł do niego, łapiąc go za ramię nim ten zdążył wsunąć koszulkę przez głowę. Zignorował wzrok, który na sobie poczuł i pochylił się, oceniając brzydką ranę pod żebrami Chanyeola. Skrzywił się na to jak niewłaściwie została ona zaszyta i popchnął go na łóżko, sadzając na nim. Ostrzegł, by nawet się nie ruszał i wyciągnął z szafki sporych rozmiarów apteczkę, którą położył na łóżku obok nogi bruneta. Rozpiął ją, od razu ubierając jednorazowe rękawiczki, które wcześniej rozpakował i uklęknął między jego nogami, podczas gdy Chanyeol odłożył na bok koszulkę, którą planował założyć.
- Nie wiem czy najpierw powinienem zapytać o to kto ci tak beznadziejnie zszył, czy może raczej jak to się stało, że była potrzeba szycia. – Pokręcił głową, dotykając zaróżowionego miejsca. Zaczął się zastanawiać jakim cudem wcześniej tego nie zauważył. - Kiedy to się stało?
    Chanyeol wypuścił z siebie głośno powietrze główkując się nad tym dokładnie.
- Jakieś cztery dni temu – przyznał, patrząc jak lekarz zajmuje się wyjmowaniem szwów i prawidłowym odkażaniem rany. - Nie było to głębokie, zwykłe draśnięcie nożem i ty...
- Było głębokie – prychnął cicho, skupiając się na tym, by zadbać o ranę jak należy. - Nie napinaj mięśni i powiedz mi czy sam się tym zająłeś.
     Żołnierzu niósł brew na moment, słysząc to oskarżenie, ale zaraz odchylił głowę, cicho oddychając. Starał się rozluźnić tak jak dostał polecenie.
- Nie, lekarz wojskowy.
     Baekhyun zmarszczył lekko brwi i przerwał zaszywanie, unosząc głowę. Przyjrzał mu się dokładnie z dołu, jakby nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał.
- Luhan?
- Nie – prychnął rozbawiony, patrząc na niego spod uchylonych powiek. Pogłaskał go po głowie. - Luhan siedzi w kraju i ma przerwę od jakiegoś tygodnia. Musieli dać kogoś na jego miejsce, a tamta dziewczyna widocznie pierwszy raz pracowała pod presją czasu i trochę się pogubiła. Grunt, że się nie wykrwawiłem i mogłem wstać na nogi.
- Bardzo zabawne – prychnął, kończąc i zaklejając to. Wstał, wyrzucając wszystko do śmietnika i schował apteczkę. Głęboko oddychając, obejrzał się na niego przez ramię, jak zakłada czarną, przylegającą koszulkę i na to zarzuca kurtkę tego samego koloru. - Możemy iść.

~ ♣ ~

      Pogoda świetnie dopisywała do spacerowania po mieście i zajadania się kanapkami ze Subwaya. Dookoła było mnóstwo ludzi, którzy również zdecydowali się spędzać ten piękny dzień ze swoją rodziną. Para zmierzała alejkami umieszczonymi między drzewami, zajadając się swoimi ulubionymi przekąskami. Chanyeol opowiadał Baekhyunowi o ostatnich miesiącach z dokładnymi szczegółami tak, jak sobie tego życzył. Lekarz po prostu chciał wiedzieć ile razy był bliski utraty najważniejszej osoby w jego życiu. Musiał wiedzieć jak dużo zagrożeń na niego czyhało. Chciał wiedzieć wszystko o tym co działo się u osoby, którą los od niego odsuwał coraz częściej i na coraz dłużej.
     Baekhyun zaśmiał się, słuchając jak Oh Sehun nie wiedział co ze sobą zrobić, gdy do ich zespołu dołączył lekarz wojskowy Luhan, którego Baekhyun miał od dawna za chłopaka Sehuna. Nie znał szczegółów tego co między nimi było, więc dał im miano pary – nawet jeśli nie do końca było to zgodne z prawdą. Nie spodziewał się, że będą mieli możliwość bycia tam razem i poczuł nawet niemałe ukłucie zazdrości, ale zachował to dla siebie. Uśmiechał się i cieszył, pochłaniając opowieści o tym jak nocami uciekali na spacery, a Park musiał kryć przyjaciela, gdy znienacka organizowali jakąś odprawę bądź robili kontrolę.
     Usiedli na ławce, a kiedy blondyn odwrócił się w stronę mężczyzny, by opowiedzieć mu o najróżniejszych błahostkach, korzystając z tego, że w końcu miał okazję, zadzwonił telefon. Uśmiech na jego twarzy zbladł, ale zaraz się pozbierał, dając pozory i pokiwał głową, by nie krępował się i odebrał, skoro musi. Widział niezadowolenie na twarzy bruneta oraz niechęć, gdy odchodził na bok, przyciskając zieloną słuchawkę.
     Blondyn, czekając na swojego ukochanego, rozejrzał się dookoła. Nie chciał patrzeć na to, jak Chanyeol posyła mu po raz kolejny przepraszające spojrzenie. Bardzo dawno go tu nie było i chociaż nic się nie zmieniło, miał wrażenie jakby zmieniło się wszystko. Nic w jego życiu nie było już takie samo odkąd ofiarował serce żołnierzowi. Każda drobna rzecz, która od zawsze wydawała mu się być codziennością, była czymś jak słodycz dla odchudzającej się kobiety. Z jednej strony każda czynność, której nie miał na co dzień stawała się być jeszcze bardziej wyjątkowa i niesamowita, ale nie raz była jak odpakowywanie czekoladki, którą ktoś zrzucił na ziemię nim udało się ją roztopić na języku.
     Zacisnął dłonie na drewnianej desce i pochylił głowę, spoglądając na buty. Zatuptał kilka razy, nim dostrzegł ciemne obuwie przy swoich stopach. Uniósł po chwili wzrok i odetchnął z ulgą. Udało mu się przełknąć rosnącą gulę w gardle, a kamień na jego sercu spadł, nie zostawiając po sobie śladu. Wyprostował się i pozwolił Chanyeolowi ująć jego dłonie swoimi.
- To tylko Sehun – zapewnił, jednak po chwili milczenia dodał. - Na razie nigdzie się nie wybieram, ale za niedługo podobno będzie coś znacznie dłuższego. To niepotwierdzone. Luhan coś podsłuchał.
- Jeszcze dłuższego? - Uniósł lekko brwi. - Dopiero co wróciliście po trzymiesięcznej misji...
     Chanyeol ciężko westchnął, kiwając głową.
- Kraj nas nie pyta kiedy i po jakim czasie wróciliśmy, Baekkie – powiedział lekko ściszonym głosem. Wiedział, że to było ostatnie co powinien powiedzieć, ale taka była prawda. Nie on decydował, gdzie i kiedy wybuchnie wojna oraz nie od niego zależało kto zostanie na nią wysłany.
     Blondyn zabrał dłonie, cicho prychając pod nosem i odwrócił wzrok.
- Jeszcze gdyby to o nasz kraj chodziło.
    Baekhyun został lekko szarpnięty i przysunięty do większego ciała. Umięśnione ręce szczelnie go oplotły, a twarde wargi musnęły jego gładką skroń. Nie był jednym z tych, którzy byli zwolennikami okazywania sobie bardziej intymnych uczuć w miejscach publicznych, szczególnie u osób tej samej płci. Miał na uwadze, jakie w Korei jest podejście do homoseksualizmu i choć zapytany nie ukrywał, że jest gejem oraz że kogoś ma, nie afiszował się z tym niepotrzebnie.
    Odwrócił głowę do szepczącego jego imię mężczyzny, ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały, ale kontakt fizyczny nie zwiększył się ani trochę. Nie dotykali się bardziej niż przed chwilą, a ich wargi zachowały przyzwoitą odległość. Patrzyli sobie po prostu w oczy jakby doszukiwali się czegoś, czego gołym okiem nie dało się ujrzeć. Czegoś, czego nie zdążyli wcześniej dojrzeć przez brak czasu. Baekhyun westchnął po chwili, pozwalając sobie na ułożenie głowy na umięśnionym barku.
- Nie zrozum mnie źle, Chanyeol – poprosił, myśląc nad swoimi następnymi słowami. - Po prostu każdy twój telefon sprawia, że widzę cię stojącego przy mnie i po raz kolejny przepraszającego, że musisz już iść, bo cię potrzebują. - Przymknął oczy i przygryzł na chwilę wargę, a gdy uznał, że zapanuje nad swoim głosem, dodał cicho. - Ja też cię potrzebuję na więcej niż dwie godziny albo doby.
     Nie liczył na żadną odpowiedź i jej nie dostał. Dla nich obojga był to trudny temat i chociaż za każdym razem starali się cieszyć sobą nawzajem oraz czasem, który był im dany, dzwonił telefon niszczący wszelkie próby oraz każdą atmosferę, która zdążyła się między nimi zrodzić.

~ ♣ ~

     Nastał już w miarę chłodny wieczór, gdy para opuściła kino. Obejmowali się, głośno śmiejąc i naśladowali postacie z przeróżnych scen, które zapadły im w pamięć. Obydwoje byli podekscytowani filmem oraz efektami specjalnymi, a szczególnie Chanyeol, który nie przestawał cytować głównego bohatera, rzucając jego teksty na prawo i lewo. Baekhyun nie był przekonany z początku do filmu, ale dał się namówić i nie żałował. Nie nosiło go tak jak jego towarzysza, ale zdecydowanie był zadowolony i chętnie poszedłby jeszcze raz. Sam fakt, że w końcu udało im się obejrzeć cały film razem sprawił, że byli niesamowicie szczęśliwi i przeżywali to jeszcze bardziej, niż mężczyznę biegającego w czerwonym stroju, który mieszkał ze starszą, niewidomą panią poznaną w pralni.*
     Zamiast udać się do domu, postanowili wpaść po drodze do kawiarenki, którą na samym początku związku bardzo często odwiedzali. Była ona położona niedaleko szpitala, a jako że Chanyeol był wtedy po najdłuższej misji w całej jego karierze i dostał zasłużony miesięczny urlop, przychodził po Baekhyuna, gdy ten kończył swój dyżur. Mimo zmęczenia, zawsze zaciągał żołnierza na kawę i ciastko, twierdząc że bardziej od prysznica i snu, potrzebuje czegoś słodkiego oraz widoku bruneta po drugiej stronie małego stolika.
     Zajęli miejsce, które już dawno sobie przypisali, wywołując uśmiech na twarzy kelnerki, która od razu do nich podeszła serdecznie się z nimi witając. Zawsze się cieszyła, gdy tylko dostrzegała dwie dobrze jej znane sylwetki i zawsze smutniała, wiedząc że pewnie szybko ich znowu nie zobaczy. Nigdy nie przychodzili tu osobno ani w towarzystwie innej osoby. Często ich zagadywała oraz wypytywała, ale to nie było typowo wścibskie. Były sytuacje, kiedy dosiadała się do nich, jeśli nie było dużego ruchu i zawzięcie słucha o sytuacjach na misji bądź na sali operacyjnej. Potem tylko wstawała oraz kłaniała się, twierdząc że chciałaby ich częściej widywać, a następnie odchodziła, by nacieszyli się sobą.
     Baekhyun prychnął rozbawiony, patrząc jak młoda dziewczyna pędzi obsłużyć zniecierpliwionych klientów, a następnie wziął łyk gorącej czekolady. Odetchnął głęboko, odkładając kubek i przeniósł wzrok na osobę przed nim. Uśmiechnął się, ścierając znad warg brązowy napój.
- Mamy jakieś plany na ten wieczór? - zapytał, zerkając na wiszący zegarek. Wskazówki układały się na równą dwudziestą.
- Chyba nie – przyznał, biorąc gryz truskawkowej muffinki. - Muszę nam ukraść chociaż dwadzieścia minut na gorącą kąpiel.
     Blondyn uśmiechnął się, kiwając głową. Też mu się marzyła, ale on mógłby sobie na nią pozwalać częściej, gdyby tylko nie przesiadywał w szpitalu, zbierając spore nadgodziny. Przez myśl przeleciało mu wspólne umycie się, ale zrezygnował z wypowiedzenia tego. Nie chodziło o krępowanie się czy coś tego pokroju, lecz o to ,żeby żołnierz się odprężył i w końcu głęboko odetchnął. Należało mu się.
- To jak będziesz się kąpał, to zadzwonię do szpitala i zgłoszę dzień wolnego na jutro – powiedział i pokiwał głową zadowolony z tego pomysłu.
- Dadzą ci tak z dnia na dzień? - zapytał niepewny.
     Lekarz skinął głową.
- Ordynator sam mnie wygania do domu, twierdząc że moje nadgodziny w szpitalu zaraz będą jak druga wypłata - powiedział rozbawiony, wstając.
     Jednak Chanyeolowi nie było tak do śmiechu, słysząc że jego ukochany przepracowuje się, byleby nie wracać do pustego domu.

~ ♣ ~

    Baekhyun odłożył telefon i położył się na łóżku, rozciągając przy tym swoje mięśnie. Uśmiechał się zadowolony po rozmowie z szefem, który gotów był mu zaproponować dłuższy niż jeden dzień urlop. Nie przyjął propozycji, ale zapewnił, że weźmie to pod uwagę, jeśli dowie się, że będzie taka konieczność. Nie miał pojęcia jak to będzie z Chanyeolem, ale cieszyło go, że w razie czego nie było żadnych przeszkód na drodze do tego, by wziąć również zasłużone wolne. Przeczesał wilgotne kosmyki włosów, które jeszcze nie wyschły po szybkim prysznicu, który wziął od razu po powrocie do domu. Przetarł oczy, podnosząc się do siadu, a następnie wstał, by podejść do szafy, w której zaczął grzebać za dresowymi spodniami do spania. Mógł spać bez koszulki, ale spodnie na tyłku musiał mieć zawsze. No, prawie zawsze.
    Podszedł do stojącego w kącie sypialni lustra i pochylił głowę, zaczynając czochrać palcami włosy. Nie lubił spać, gdy były mokre, a jeszcze bardziej nie lubił używać suszarki, więc starał się przyśpieszyć ich schnięcie. W odbiciu zerkał na drzwi, czekając aż jego ukochany przestanie moczyć ciało i przyjdzie do niego. Zaczesał kosmyki do tyłu i odwrócił się w tym samym momencie, gdy Chanyeol wszedł do sypialni owinięty ręcznikiem w pasie. Baekhyun od razu do niego podszedł i pochylił się, taksując wzrokiem jego ranę, którą zajmował się tego ranka. Pokiwał zadowolony głową, przesuwając się, aby rozbawiony mężczyzna mógł się w spokoju wytrzeć. W tym czasie on podszedł do szafki i wygrzebał z apteczki kolejny sporej wielkości plaster, który miał zamiar mu nakleić, gdy ten osuszy zranione miejsce.
     Przyglądał się jak wyciera swoje umięśnione ciało, ale skrzywił się, widząc jak niedbale robił to w okolicach rany. Podszedł więc do niego, wyrywając mu ręcznik z ręki i zaczął powoli przystawiać dookoła zszycia, osuszając powoli miejsce. Robił to w skupieniu jak wszystko co było związane z jego zawodem. Był bardzo sumienny w swoich obowiązkach szczególnie, gdy chodziło o zdrowie jego pacjentów albo najbliższych. Kręcił głową, delikatnie dotykając centrum zaczerwienienia i uniósł wysoko brwi, gdy Chanyeol złapał jego nadgarstek i przycisnął mocniej materiał do rany.
- Baekhyun, ja naprawdę nie jestem z porcelany – parsknął rozbawiony. - Nie musisz mi tego nawet zaklejać.
- Wiem lepiej co muszę – odrzekł, wyrywając rękę z jego uścisku i odłożył ręcznik na bok. Rozpakował plaster, a następnie zaczął go starannie przyklejać do rozgrzanej skóry. - Gdybyś od razu miał to prawidłowo zszyte, to nie naklejałbym ci niczego żeby szybciej się zagoiło, ale tobie się to babrało, więc jeśli nie chcesz żeby się rozwaliło, daj mi działać.
     Odetchnął głęboko, chcąc się odsunąć, jednak jego nadgarstek został znowu złapany. Spojrzał na ich ręce, a następnie uniósł głowę, spoglądając na malujący się na twarzy bruneta uśmieszek. Prychnął rozbawiony, gdy przycisnął jego rękę bliżej swojego nagiego torsu, a następnie wymusił dotyk na szczupłej dłoni. Baekhyun uśmiechnął się pod nosem, przesuwając opuszkami palców po mięśniach, które aktualnie miał przed oczami. Został puszczony, ale nie przestał dotykać nawet na moment. Powoli i delikatnie krążył po brzuchu, który wyglądał niesamowicie bez żadnego napinania.
     Blondyn przymknął oczy, rozchylając wargi, by ułatwić zadanie Chanyeolowi, który nachylił się nad nim. Jego policzki zostały czule chwycone w szorstkie dłonie w tym samym czasie, gdy on skupił się na oddaniu pocałunku. Opuścił rękę, a ramiona rozluźnił, dając do siebie jeszcze większy dostęp. Ich pocałunek był łagodny, czuły i niepowtarzalny. Był on o wiele więcej wart niż całus każdego ranka wśród zakochanych par, gdy jedna z nich opuszczała mieszkanie, by udać się do pracy.
     Opadli miękko na łóżko, będąc spragnionymi wzajemnego dotyku i samych siebie, a samo złączenie warg sprawiło, że byli rozgrzani jak nigdy. Mimo kąpieli, na ich czołach pojawiły się kropelki potu, a miejscami stawali się wilgotni jak po wyjściu spod prysznica. Blondyn odchylił głowę, przerywając ich pocałunek, by zaczerpnąć powietrza. Nim zdążył to zrobić, wygiął plecy w niemały łuk, czując zęby na szyi oraz to, jak jego skóra zostaje przez nie ciągnięta, żeby chwilę po tym się na niej namiętnie zassać. Rozchylił wargi, głęboko oddychając i wbił zadbane paznokcie w nagie oraz umięśnione plecy. Z każdą chwilą robiło się coraz cieplej, a w głowie zaczynało mu się kręcić od liczenia nowych śladów na ciele. Nawet się nie zorientował, że dochodząc do trzech, zaczynał liczyć od nowa. Wił się na łóżku, a jego dolne partie zaczynały prosić o coraz większą uwagę. Zacisnął powieki, wypuszczając ze swoich ust cichy jęk, którego nie zdołał niczym stłumić. Obawiał się, że jego ciało zareaguje zbyt intensywnie i zbyt szybko przez brak jakiegokolwiek intymnego dotyku w ciągu ostatnich miesięcy. Odciągnął Chanyeola od swojego torsu i skupił jego uwagę na wargach, które również były stęsknione. Chanyeol nie narzekał, spełniając życzenie Baekhyuna i obdarzył go namiętnym pocałunkiem. Przez drobne ciało przeleciała masa dreszczy, gdy duże dłonie zaczęły być wszędzie. Pieściły go krótko, ale dokładnie, tak jak tego potrzebował poza jednym miejscem, które zaczynało powoli sprawiać mu ból. Nie miał zamiaru się prosić, wolał mu to zasugerować, zrywając z niego ręcznik, który cały czas spoczywał na biodrach. Usłyszał cichy pomruk, a gdy pozwolił sobie spojrzeć w dół poczuł niesamowity ścisk w podbrzuszu. Nie przypuszczał, że mógł aż tak zatęsknić za tym widokiem, a co dopiero uczuciem, do którego zbliżali się z każdą chwilą. Czuł się ,jakby było ono zakazane i miał je poznać po raz pierwszy.
- Chanyeol... - wyjęczał, gdy jego wargi zostały na nowo opuszczone, a biodra zaczęły być obsypywane wilgotnymi pocałunkami.
     Uniósł ręce nad głowę, zaciskając dłonie na wezgłowiu łóżka i westchnął głośno z ulgą, gdy szare dresy w końcu zostały z niego zdjęte, a następnie rzucone gdzieś na ziemie. Docisnął mocno biodra do materaca tak samo jak stopy, gdy szorstka dłoń wzięła się za masowanie jego dumy przez drażniący oraz wpijający się materiał. Jęknął zdecydowanie głośniej, gdy gumka od bokserek uniosła się, a pod nią wsunęła się ręka Chanyeola. Wstrzymał oddech, czując na swoim członku opuszki palców i przymknął oczy, chcąc poddać się całkowicie rozkoszy. Motyle w jego brzuchu zaczęły mocno trzepać skrzydłami, a on sam miał ochotę głośno jęczeć imię żołnierza. Ścisnął mocniej dłonie na metalowej rurce, unosząc biodra ku górze, aby wyjść mu naprzeciw oraz zachęcić tym do pośpieszenia się. I gdy tylko miało się stać to, na co czekał od długich minut, zadzwonił telefon.
- Nie... – sapnął błagalnie, obejmując go pośpiesznie nogami w pasie.
- Muszę – wydyszał, przełykając z trudem ślinę i zsuwając ze swoich bioder łydki, by wstać.
     Baekhyun uchylił powieki, a całe jego ciało momentalnie się rozluźniło, wypompowując wszystko co do tej pory zdążyło się w nim zgromadzić. Skrzywił się, gdy bladą skórę ogarnął chłód spowodowany odsunięciem się większego ciała. Wyprostował nogi oraz opuścił ręce, żeby podeprzeć się zaraz na łokciach. Wbił zawiedziony wzrok w malującą się w ciemnościach sylwetkę. Miał jeszcze złudną nadzieję, że ten rozłączy się oraz wyłączy telefon szybko do niego wracając, jednak tak się nie stało. Poczuł się cholernie zły i sfrustrowany, słysząc jak mężczyzna odbiera nieustannie dzwoniącą komórkę. Ścisnął wargi w wąską linię, podnosząc się do siadu i zsunął nogi na ziemie. Patrzył uważnie na bruneta, który prowadził nerwową rozmowę i który opuścił sypialnie, gdy tylko zauważył, że niedopieszczony blondyn przygląda się oraz przysłuchuje, co było zabronione.
     Lekarz wstał i pośpiesznie udał się do łazienki, przekręcając klucz na dwa razy. Oparł się plecami o zimną ścianę wyłożoną płytkami i zsunął się po niej powoli na ziemie. Przetarł spoconą twarz, starając się w międzyczasie zapanować nad ciężkim oddechem. Spuścił wzrok na swoje nabrzmiałe krocze, które niemiłosiernie go uwierało, choć nie było w nim już krzty podniecenia czy jakichkolwiek chęci. Skrzywił się, odchylając głowę i próbując opanować drgania dłoni. Nie miał ochoty ani nastroju na zadowolenie samego siebie tym bardziej, że ostatnio robił to na studiach, a i tak sporadycznie. Poderwał się na nogi, słysząc kroki Chanyeola, a następnie zsunął z siebie bokserki, by zaraz po tym wejść do kabiny prysznicowej i odkręcić zimną wodę. Zadrżał lekko, pochylając głowę oraz rozchylając usta, z których wyleciał ciężki wydech. Objął się rękami i zerknął kątem oka na drzwi, w które żołnierz uderzał. Mówił coś, jednak przez szum wody w ogóle go nie słyszał, ale nie miał też zamiaru jej zakręcić. Po chwili pukanie i naciskanie klamki ustało, a Baekhyun zakręcił wodę. Opuścił kabinę, wycierając swoje lodowate ciało i również przy tym ogrzewając. Wyszedł z łazienki, patrząc dookoła, ale bruneta nie było. Przynajmniej nie w sypialni.
     Podszedł do szafy, wyciągając z niej świeżą bieliznę i ciepły zestaw dresów. Ubrał się prędko i głęboko odetchnął, dostrzegając kartkę leżącą na łóżku. Usiadł, a następnie sięgnął po kawałek papieru. Zwlekał z przeczytaniem długie minuty.
„Przepraszam, że po raz kolejny z mojej winy musimy się rozstać. Zdecydowanie wolę być wystawiany przez Ciebie niż zostawiać Cię w najmniej odpowiednich momentach takich ja ten, kiedy gasną światła w kinie lub, kiedy kelner przynosi nam jedzenie. Nie miej mi tego za złe. Obiecuję, że nie dam się zabić i, że zadzwonię, gdy tylko będę miał taką możliwość.
Kocham Cię, Baekhyunie.
Twój Chanyeol."
     Baekhyun ilustrował napisany w pośpiechu list przez dłuższy czas i dopiero po chwili odważył się odwrócić kartkę na drugą stronę. Zacisnął mocno zęby, wstając oraz wychodząc z pokoju, w którym dzisiaj wyjątkowo nie chciał spać.
    Sypialnia została pusta i gdyby ktoś teraz wszedł, mógłby pomyśleć, że przed chwilą nie wydarzyło się tu nic nadzwyczajnego. Dwójka kochających się ludzi nigdy się do siebie nie zbliżyła i nigdy nie posmakowała swoich warg, a los nigdy ich nie rozdzielił tak jak miał to w zwyczaju. Jedynym świadkiem była lekko pognieciona kartka spoczywająca na ziemi, choć prawda była taka, że nawet gdyby ktoś podszedł, podnosząc ją i przeczytał, nie wiedziałby o co chodzi, widząc tylko jedną stronę, na której napisane było jedynie: „Tym razem to coś dłuższego.".

~ ♣ ~

    Baekhyun wszedł do budynku, a następnie pośpiesznym krokiem do swojego gabinetu. Gdy tylko się w nim znalazł, zsunął z chudych ramion bluzę i zaczął się przebierać w ubrania robocze, na które zarzucił kitel. Miał on na nim wyszyte Dr. Byun Baekhyun po lewej stronie na małej kieszonce.
     Załączył czajnik, przygotowując kubek, który trzymał schowany w szafce. Po chwili granatowe dno zostało przysłonięte zmielonymi ziarnami, które następnie zostały zalane wrzątkiem. Jako że postawił dzisiaj na mocną kawę, posłodził więcej niż miał zwyczaju. Zamiast jednej płaskiej oraz dwóch kopiastych, wsypał takich pięć.
    Usiadł na czarnym, obrotowym krześle, ciężko wzdychając i wbił wzrok w sztuciec, którym powoli mieszał. Gdy po chwili włączył monitor ustawiony na biurku, nie zdążył nawet na niego spojrzeć, gdy do pomieszczenia wpadła jedna z pracownic. Blondyn jedynie wyprostował plecy, podnosząc kubek do ust i upił spory łyk, przyglądając się znacznie starszej od niego znajomej. Obserwował każdy jej ruch, jak siada na krześle, jak krzyżuje ręce pod piersiami i odchyla się, ciężko wzdychając.
- Co ty tu robisz, co? - burknęła, mając cały czas odchyloną głowę. Owa pozycja nie przeszkadzała jej w patrzeniu na niego.
     Baekhyun wzruszył lekko ramionami i podsunął jej kawę, wiedząc że na pewno będzie chciała. Pani Chang zilustrowała go wzrokiem, nim zabrała kubek, a zaraz potem zatopiła górną wargę w czarnej cieczy.
- Pracuję – odrzekł w końcu, widząc jak ta krzywi się na ilość cukru. Odebrał swoją własność i wrócił do dalszej próby zasłodzenia organizmu.
- A nie miałeś mieć przypadkiem wolnego? - prychnęła głośno. - Gdzie twój żołnierz?
     Przekręcił się na krześle, milcząc i odstawiając w połowie opróżnione naczynie. Wyjrzał za okno, zastanawiając się jak odpowiedzieć na to pytanie, jednak nie musiał nic mówić żeby kobieta zrozumiała i uniosła ręce do nieba. Zerknął na nią kątem oka oraz skinął głową, potwierdzając jej przypuszczenia, które malowały się w oczach.
- Kiedy wraca? - zapytała, podczas gdy lekarz postanowił wstać i dopić resztkę kawy jednym, sporym łykiem.
     Spojrzał na nią, przecierając wargi, a następnie uniósł na chwilę ramiona ku górze. Chwycił za stetoskop, który zawiesił na szyi i skierował się do wyjścia.
- On sam tego nie wie – rzekł, otwierając drzwi. - Podobno to coś dłuższego.
    Opuścił gabinet, wsuwając dłonie do wielkich kieszeni kitla. Ciężko westchnął, mijając pozostałych lekarzy oraz pielęgniarki. Mamrotał pod nosem co chwilę odpowiedzi, że dobrze widzą, iż jest w pracy. Ich reakcja nie denerwowała go sama w sobie, uwierało go przypominanie o tym, że powinien spędzać dzień wolny z mężczyzną, którego aktualnie nie było w kraju i który sam nie wiedział kiedy do niego wróci. O ile w ogóle wróci.
     Skrzywił się na własną myśl, wychodząc z windy. Przeszedł się po piętrze wyżej, zaglądając tylko na chwilę do pokoju pielęgniarskiego i poprosił o rozpiskę pacjentów, planując zrobić obchód. Dostał wszystkie potrzebne mu papiery, więc ruszył do pierwszej z sal.
     Chodził do każdego możliwego pomieszczenia i przeskakiwał między piętrami. Zabierał osobiście pacjentów na badania, towarzysząc im w poczekalni, ale także i podczas badań. Spisywał wszystko na bieżąco i również szybko podejmował wszelkiego rodzaju leczenia. Biegał tak z każdym chorym, raz na rezonans, raz do laryngologa i jeszcze kilka razy na pobranie krwi lub zagipsowanie jakiejś części ciała nawet, jeśli nie on się tym zajmował. Czas pędził szybko, ale o to właśnie mu chodziło. Przegapił porę obiadową i nie zauważył jak mija swoich przyjaciół z zespołu medycznego, którzy tylko bezradnie kręcili głowami, stojąc przy recepcji i obstawiali ile Baekhyun tak jeszcze pociągnie.
     Koło osiemnastej usiadł pierwszy raz od opuszczenia swojego gabinetu. Zajął jedno z krzeseł na pustym korytarzu i wbił wzrok w plastikowy kubek wypełniony kawą z automatu. Nie przepadał za nią, ale było mu już wszystko jedno. Ciężko westchnął, odchylając głowę i zmarszczył brwi, krzyżując spojrzenia z chłopakiem w mundurze. Wyprostował się, stawiając kubeczek na ziemi.
- Czy ty musisz mieć na sobie mundur nawet kiedy masz wolne? - prychnął cicho, opierając łokcie o kolana.
- Nie mam wolnego – odrzekł, podchodząc i zajął miejsce obok.
     Baekhyun przejechał po nim wzrokiem, a następnie spojrzał na swoje dłonie, którymi zaczął się bawić.
- Słyszałem co innego – przyznał, a gdy ten spojrzał na niego ciekawie, sprostował. - Że siedzisz w kraju i masz przerwę od tygodnia.
- Tak było, ale moja przerwa dobiegła dzisiaj niespodziewanie końca –odetchnął, przyciskając plecy do oparcia krzesła. - Za dwadzieścia minut ma mnie zgarnąć helikopter.
- Niespodziewanie? - Zerknął na niego kątem oka jak kiwa lekko głową.
- Tak, nie było nic mówione – odetchnął. - Zawsze, gdy zapowiada się coś dłuższego wszyscy dostają co najmniej trzy tygodnie wolnego na spędzenie czasu z rodziną czy tam z narzeczonymi. Tym bardziej, kiedy nieznana jest data powrotu. Wczoraj wezwali żołnierzy tak nagle i to późnym wieczorem, ale to pewnie wiesz. - Spojrzał na niego. - Ostatnio taka sytuacja była kilka lat temu.
    Lekarz wyprostował się zaniepokojony tymi słowami. Wzrosły w nim obawy oraz strach.
- Dlaczego?
- Jeszcze wszystkiego nie wiem, ale - pokręcił lekko głową – wydaje mi się, że albo tamten oddział ma zbyt dużo rannych, albo stało się tam coś takiego, że potrzebują więcej ludzi do pomocy.
    Spojrzał jak ciemnowłosy wstaje i również poderwał się na nogi, zapominając o paskudnej kawie z automatu oraz o tym, że miał zatracić się w biegu pracy. Chciał wyciągnąć z mundurowego jak najwięcej informacji, bo była to jedyna taka okazja. Ruszył z nim do windy, aby odprowadzić go na dach, a po drodze zaczął zadawać masę pytań. Gdzie polecieli, jaki jest tam stopień zagrożenia ich życia, czy jest właściwa opieka medyczna oraz o potrzebne szczepienia, by upewnić się, że Chanyeol je przeszedł. Musiał wiedzieć jak najwięcej, by zdołać zmrużyć oczy nocą i wrócić spokojnie do domu bez poczucia winy, że nie zakręcił wtedy wody.
    Ustali na dachu, kontrolując godzinę. Gonił ich czas, a Baekhyuna gnębiło jeszcze mnóstwo rzeczy, o które chciał dopytać. Oparli się o barierki w bezpiecznej odległości od lądowiska i ciężko westchnęli, gdy zapadła cisza po rozwianiu kilku niepewności.
- Zazdroszczę ci – przyznał, kucając.
- Nie spodziewałem się od ciebie takiego wyznania – prychnął, spoglądając na niego.
    Lekarz skrzywił się, również nigdy nie posądzając się o takie wyznanie w stronę chłopaka. Konkurowali ze sobą już od długich lat, a los sprawił, że związali się z osobami, które przyjaźniły się od dziecka. Ich drogi miały się rozejść po opuszczeniu studiów i tak się stało, ale nie na długo. Wszyscy w szpitalu wiedzieli jak dwójka skakała sobie do gardeł o tytuł Studenta Roku oraz o uznanie w oczach wielu ważnych osób w ich fachu.
    Skrzywił się i uniósł głowę, spoglądając jak ten go trąca nogą.
- Pytałem, czego mi tak zazdrościsz, że w końcu powiedziałeś to na głos. - Przekrzywił głowę na bok. - Tego, że nie ma tam normalnych warunków do życia i domowych przyjemności czy tego, że przez nieuwagę mogę wylecieć w powietrze, jeśli nadepnę na zakopaną minę?
     Baekhyun uniósł brwi, ale prychnął pod nosem zamiast zaczynać kłótnie na temat tego co miało oznaczać w końcu i na głos.
- Nie, pomijając to co powiedziałeś... – odetchnął, mimo wszystko przeszły do dreszcze na myśl o tej minie. - Jesteś tam cały czas z Sehunem.
- Och... - przeciągnął, a na jego twarzy mimowolnie rozciągnął się uśmiech. Odchylił głowę, wbijając wzrok w ciemnofioletowe niebo z przebłyskami pomarańczy. - Tak, w końcu się udało.
     Blondyn przygryzł wargę i spojrzał na zbliżający się helikopter. Wstał, poprawiając kitel i skrzyżował ręce, chroniąc się przed wiatrem. Spojrzał na lekarza wojskowego, który poklepał go pocieszająco po ramieniu, a następnie wyminął, ściskając w dłoni swój beret. Głęboko odetchnął, mrużąc lekko oczy w stronę śmigłowca.
- Luhan – powiedział nieco głośniej, robiąc krok w jego stronę. Zatrzymał się jednak, gdy ten uniósł rękę, nie spoglądając na niego nawet przez ramię.
- Wiem, powiem mu – zapewnił, chwilę później znikając za zasuwanymi drzwiami.
     Helikopter odleciał, pozostawiając Byun Baekhyuna jako jedynego tak daleko od swojego ulubionego żołnierza.

~ ♣ ~

     Następne dni wlokły się dla lekarza potwornie, mimo spania w szpitalu i nie opuszczania go dalej niż po kanapkę do pobliskiego Subwaya. Korzystał z prysznica dla pracowników, a za jego łóżko robiła kanapa ustawiona w należącym do niego gabinecie. Starał się spędzać jak najwięcej czasu z pacjentami. Robił częściej obchody i coraz większą ilość chorych odsyłał na dodatkowe badania, podczas których oczywiście był obecny. Tak wyglądała pierwsza część dnia. Drugą spędzał na sali operacyjnej, odsyłając innych lekarzy wcześniej do domu i brał wszystko na siebie. Zaplanował nawet omijanie stołówki oraz swoich przyjaciół, którzy tam przesiadywali, by odsunąć od siebie niepotrzebne pytania czy uwagi, ale nie do końca mu się to udało.
     Wracając pewnego wieczoru z sali zabiegowej, został niespodziewanie wepchnięty do jednego z pomieszczeń, a drobne ciało zostało zakryte od czubka głowy po kolana workiem wiklinowym. Nie miał pojęcia co się działo, więc panikował i krzyczał o pomoc, będąc pewnym, że to jakiś napad, a nie jeden z głupich pomysłów osób, z którymi pracował. Dopiero w mieszkaniu został miękko rzucony na łóżko i odkryty. Miał zamiar się awanturować jak nigdy za ich nieodpowiedzialność, jednak został zamknięty na klucz we własnej sypialni pod przymusem wzięcia gorącej kąpieli i przespania się.
    Nie miał wyboru, będąc uzależnionym od pałętających się po jego domu ludzi, więc zrobił to czego chcieli. Kąpiel zdecydowanie była mu potrzebna i wyszła mu na dobre, chociaż nie przyznał tego na głos nawet przed samym sobą. Pozwolił sobie na dłuższe moczenie ciała, wiedząc że i tak szybko go nie wypuszczą. Opuścił wannę dopiero, gdy woda zrobiła się chłodna, a on sam zaczynał zasypiać. Osuszony i ubrany wyłożył się na łóżku, nie zdążył nawet się przykryć kołdrą, a zasnął od razu, gdy tylko jego głowa napotkała się z miękką poduszką.
     Obudził się gdy słońce wisiało wysoko na niebie, a zegarek na telefonie wskazywał godzinę trzynastą. Zebrał się z łóżka, przejeżdżając dłonią po twarzy i podszedł do drzwi. Uderzył w nie kilka razy, jęcząc, by go wypuścili. Był w miarę wyspany, ale za to niesamowicie głodny. Dopiero kiedy zrezygnowany szarpnął klamką, zorientował się, że drzwi wcale nie są zamknięte. Wyszedł z pokoju, patrząc dookoła i wołając, ale odpowiedziała mu głucha cisza.
     Wszedł do kuchni, w której zrobił sobie dwa kubeczki zupki w kubełku i poszedł z nimi do salonu. Usiadł na kanapie, rozdzielając drewniane pałeczki i zaczął jeść. Nie zważał na temperaturę jedzenia, bo był na to zbyt głodny. Z pełnymi makaronu ustami obejrzał się na drzwi wejściowe. Przejechał wzrokiem po każdej osobie, która weszła i przełknął wszystko na raz, krzywiąc się lekko.
- O! Wstał! - zawołał szatyn o trochę ciemniejszej karnacji i zaklaskał, zsuwając uszy reklamówek na nadgarstki.
- Patrzcie, już je to świństwo.
     Baekhyun przyglądał się uważnie dwójce ludzi stojącej przed nim. Przetarł tłuste wargi i wstał, kiwając głową. Okrążył stół, by zaraz do nich podejść i po kolei dźgnąć ich palcem w brzuch.
- Czy wy jesteście niepoważni? - syknął. - Prawie na zawał padłem w tym worku! I co miało oznaczać to zamykanie mnie we własnej sypialni?!
- Jaki niewdzięcznik – prychnął starszy od niego mężczyzna. - Wykąpał się, wyspał i jeszcze narzeka.
- A my ci zakupy zrobiliśmy! - zawołał Minseok z pełnymi ustami, na co Baekhyun tylko zerknął w stronę kuchni.
     Zrezygnowany, ciężko westchnął, siadając z powrotem na kanapie. Nie rozumiał o co im chodziło, bo w końcu zachowywał się tak samo jak zawsze, gdy Chanyeol wyjeżdżał. Powinni się już dawno przyzwyczaić.
     Kobieta, z którą rano rozmawiał w gabinecie – pani Chang, usiadła obok niego i pogładziła go powoli po plecach.
- Sam ordynator kazał nam cię zabrać do domu – zapewniła.
- Zabrać do domu, a uprowadzić w worku i zamknąć w pokoju to dwie różne czynności – wymamrotał, wpychając do ust makaron.
     Chłopak o karmelowych włosach wszedł do salonu i założył ręce za głowę.
- Pan Yong na to wpadł.
- Pytał cię ktoś o coś? - prychnął pięćdziesięciodwuletni chirurg, trącając pielęgniarza.
    Baekhyun uniósł jedynie na nich wzrok, pozwalając sobie na nie komentowanie ich zachowania. Kończył jeść jeden z kubełków, czekając aż dwójka skończy ze sobą dyskusję na temat lojalności i wypychaniu przyjaciół za linię wroga. Podejrzewał, że w tym przypadku to on robił za tego złego.
- I jeszcze jedno! - zawołał pan Yong, zwracając się do blondyna. Wskazał go oskarżycielsko palcem. - Powiedz mi, gdzie przebywa twój żołnierz?
     Kobieta głośno chrząknęła i posłała mu ostrzegawczy wzrok przez co lekarz poczuł się zdezorientowany. Przyjrzał się dokładnie ich mimikom twarzy i odłożył pusty plastik, przecierając usta wierzchem dłoni. Oparł się o kanapę, głęboko oddychając.
- Nie wiem gdzie jest – odrzekł, a następnie zapytał. - Skąd to pytanie?
- Nie wiesz? - gwizdnął, będąc gotowym do kolejnego uniesienia się w jego stronę, jednak po raz kolejny zostało mu to przerwane. Oberwał poduszką, którą rzuciła siedząca obok Baekhyuna pielęgniarka.
     Koreańczyk zerknął na nią, a potem na chirurga, który zamilkł, siadając w fotelu. Nie potrafił rozgryźć tego co między nimi było. Pan Yong ewidentnie starał się o względy pani Chang, jednak ona raz traktowała go z troską, a raz jakby był jej rozwydrzonym wnukiem, któremu należała się nauczka. Brunetka zwróciła się w jego stronę i poklepała go lekko po ramieniu.
- Powiedz nam... - przeciągnęła, a następnie chrząknęła – twoje zgłoszenie się kilka dni temu na wolontariusza medycznego w Iraku nie jest ani trochę powiązane z Chanyeolem, tak? - zapytała, spoglądając mu w oczy i skinęła głową. - Bo w końcu nie wiesz gdzie on jest.
     Baekhyun przyjrzał się jej, a następnie zerknął na mężczyzn uważnie wbijających w niego spojrzenia. Chrząknął cicho, poprawiając się na kanapie i skrzyżował ręce na piersi.
- I lepiej nie kłam dzieciaku, bo przez ciebie będziemy musieli pożegnać nasze wygodne łóżka!
     Blondyn zmarszczył lekko brwi, nie rozumiejąc za bardzo tego co właśnie usłyszał. Spojrzał na lekko już pomarszczoną oraz opaloną twarz.
- Jak to będziecie musieli? - zapytał, prostując plecy. - Zgłosiłem się sam.
    Po pomieszczeniu rozniosło się głośne prychnięcie, a następnie odgłos niezadowolenia, gdy kolejna poduszka poszła w ruch.
- Wiesz czyim zespołem medycznym jesteśmy? - zapytał, a następnie rzucił w niego wałkiem, którym oberwał chwilę wcześniej. - Nawet nie musisz się główkować bo ci powiem. Jesteśmy TWOIM zespołem medycznym, więc wyobraź sobie, że kiedy rzucasz się na wolontariusza w miejsce gdzie są oni potrzebni na gwałt, to ciągniesz ze sobą ludzi, z którymi pracujesz! - Zerwał się na nogi i pokiwał głową. - Dokładnie, nie lecisz tam sam. Będę tam ja, pani Chang, Minseok i parę innych osób z oddziału.
     Baekhyun powoli mrugał, słuchając tego. Nikt mu o tym nie wspomniał, gdy wypełniał odpowiednie papiery podczas zajadania się kanapką. Nie miał na celu ciągnięcia za sobą osób, które wcale nie miały na to ochoty. Miał zamiar z rana porozmawiać o tym z kim trzeba i już miał im to obiecać, jednak zauważył uśmieszki, które nasuwały się na ich twarze. Odetchnął z ulgą, a obawa, że są na niego źli minęła tak szybko jak się pojawiła. Uwielbiał swój zespół oraz to, jak każdy w nim był sobie oddany. Skoczyliby za sobą w ogień, a gdyby któryś z nich został zwolniony – wszyscy po kolei złożyliby wypowiedzenie. Dlatego też kiedy jeden z nich bez zastanowienia pchał się do Iraku – pozostali byli już w trakcie pakowania.
- Weźcie dużo kremów z filtrem, będzie gorąco – powiedział z uśmiechem.

~ ♣ ~

     Zespół medyczny od kilku minut przebywał na pasie startowym. Każdy czuł się zdezorientowany, widząc pustki, które panowały dookoła. Nie było nic poza podłużnym asfaltem, na którym stali z bagażami. Każdy miał wielką walizkę wypchaną po brzegi potrzebnymi, prywatnymi rzeczami. Temperatura była bardzo wysoka, ale nie odczuwało się tego dzięki braku wilgoci w powietrzu. Kobiety owinęły głowy cienkimi, jasnymi chustami, natomiast panowie wytrwale wpatrywali się w niebo, czekając na helikopter pełen żołnierzy, którzy mieli ich odebrać.
    Pan Yong wygrzebał ze swojej kieszeni małą tubkę kremu z filtrem i na nowo zaczął smarować skórę, mamrocząc coś pod nosem. Wszyscy spoglądali na niego z rozbawieniem, a on tylko się unosił, próbując zachować powagę i nie roześmiać się. Nie wychodziło mu to, szczególnie kiedy pani Chang zerkała na niego kątem oka, kręcąc przy tym głową i cicho prychając.
    Wszyscy poderwali się na równe nogi, gdy po okolicy rozniósł się dźwięk śmigła. Każdy zaczął się rozglądać i wskazywać palcem ciemnozielony helikopter, gdy tylko go dostrzegł. Wydawali z siebie odgłosy radości, będąc bardzo podekscytowanymi. Niektórzy z nich, szczególnie ci młodsi z zespołu pielęgniarskiego, mieli okazję dopiero pierwszy raz ujrzeć na własne oczy prawdziwych żołnierzy.
    Jedyną osobą, która stała w miejscu i po prostu patrzyła jak śmigłowiec staje się w oczach coraz większy, był główny chirurg oraz osoba odpowiedzialna za wszystkich podekscytowanych. Byun Baekhyun zrobił po chwili kilka kroków, czekając aż mundurowi wyjdą ich przywitać. Obserwował jak potężne drzwi się rozsuwają i po kolei wychodzi kilku mężczyzn. Przejechał po każdym uważnie wzrokiem, naliczając przy tym, że było ich sześciu. Wszyscy w jasnych mundurach z beretami na głowach.
     Przełknął z trudem ślinę i oblizał powoli suche wargi. Jego serce mocniej uderzyło, gdy najwyższy wyminął tych z tyłu i wyrównał z towarzyszem podobnego wzrostem, którego lekarz bezproblemowo rozpoznał. Szli obok siebie przez krótki moment, później brunet przyśpieszył, zsuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne. Baekhyun bardzo dobrze czuł na sobie wzrok i nie miał zamiaru drgnąć, nawet wtedy, gdy uderzył w niego gorący podmuch wiatru.
     Żołnierze zatrzymali się, zachowując odstęp od wolontariuszy. Blondyn nie był do końca pewny co wyrażała twarz jego ukochanego, gdy wbijał w niego wzrok, ale na pewno nie było to szczęście. Był zdezorientowany i sprawiał wrażenie zlęknionego. Odchrząknął cicho, gdy został objęty ramieniem przez panią Chang. Uważnie lustrował jak Chanyeol zostaje trącony przez przyjaciela, wybudzając go z transu i kiwa głową. Wystąpił do przodu wraz z Sehunem.
- Mam nadzieję, że minuty spędzone na opuszczonym lotnisku w Bagdadzie przypadły wam do gustu – rzekł, a wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet na moment.
    Baekhyun został lekko trącony przez Minseoka w tym samym momencie, gdy starszy chirurg również się do niego nachylił, wyprzedzając pielęgniarza oraz wchodząc w zdanie żołnierzowi.
- To naprawdę ten sam Chanyeol, który po ciebie przychodził? - szepnął mu do ucha, zerkając kątem oka na grupkę mężczyzn. - Chyba serio dawno sobie nie dziubdzialiście, bo jakiś taki sztywny się wydaje – chrząknął, napotykając się z ciemnymi tęczówkami żołnierza.
    Uśmiechnął się przepraszająco, mając nadzieję, że ten tego nie dosłyszał i skrzywił się, gdy dostał od swojej rówieśniczki z łokcia prosto pod żebra.
- Jestem oficerem dowodzącym, kapitanem Park Chanyeol. Podczas pobytu zespołu medycznego w Iraku, jestem odpowiedzialny za wasze bezpieczeństwo – oznajmił, przejeżdżając wzrokiem po każdym z osobna. - Miło mi was poznać i widzieć uśmiechy na waszych twarzach.
     Odetchnął, robiąc krok wstecz i na nowo skrzyżował wzrok z tym, który nawet na moment go nie opuścił.
- Starszy sierżant Oh Sehun – przedstawił się drugi, kiwając głową w geście przywitania. - Polecimy stąd helikopterem, który widzicie za moimi plecami, na lotnisko umieszczone bliżej naszej bazy, a stamtąd udamy się do niej czekającymi już na nas samochodami – oznajmił, podczas gdy pozostała czwórka podeszła do wolontariuszy, podając im sporej wielkości materiałowe plecaki zrobione na kształt worka. - No tak, w czasie transportu do miejsca docelowego możecie mieć tylko jeden worek wojskowy, do którego musicie przepakować najpotrzebniejsze rzeczy jakie ze sobą zabraliście.
- Co? Jak to? - jęknęła jedna z młodych pielęgniarek, gdy pomagano jej z rozłożeniem plecaka. Nikt poza nią nic nie mówił, ale każdy mamrotał niezadowolony pod nosem.
- Spokojnie. Pozostały bagaż otrzymacie do dwóch dni – zapewnił, spoglądając na zegarek umiejscowiony na jego nadgarstku. - No dobrze, w takim razie, skoro już wszystko wiecie, to za siedem minut odlatujemy.
    Sierżant odetchnął, klepiąc przyjaciela po ramieniu i zerknął na chirurga, gdy mijał go aby pomóc wolontariuszom.
    Baekhyuna nie obchodziło przepakowywanie się, mógł w ostatniej chwili na szybko coś wrzucić i poczekać cierpliwie dwa dni na pozostałe rzeczy. Teraz chciał usłyszeć głos kapitana Park Chanyeola skierowany tylko i wyłącznie w jego stronę. Chciał dotknąć odsłoniętego przedramienia, pogładzić kciukiem po gorącej skórze i zobaczyć w końcu zadowolenie na twarzy.
    Odłożył worek wojskowy i podszedł do wysokiego mężczyzny stojącego cały czas w tej samej pozycji. Gdy blondyn ustał przed nim, zachowując małą odległość i wyciągnął do niego dłoń, kapitan założył ręce za plecy, lecz nie przestał taksować go wzrokiem.
- Cha...
- Nie tutaj – odrzekł, zachowując ten sam ton, którym zwracał się chwilę wcześniej do wolontariuszy.
    Dwudziestosiedmioletni lekarz zerknął kątem oka na swój nadgarstek, który został muśnięty dwoma szorstkimi palcami, a następnie spojrzał przez ramię na plecy zakryte mundurem. Nie poczuł się odrzucony czy zawiedziony. Wiedział, że Chanyeol musiał przetransportować ich bezpiecznie, aby mógł odetchnąć z ulgą. Ważność owego priorytetu wzrosła jeszcze bardziej, gdy tylko dostrzegł postać, której nie pomyliłby z żadną inną osobą.

~ ♣ ~

    Droga do Uruku przebiegła bezproblemowo. Oddział medyczny podzielił się na dwie grupy, którymi pojechali w osobnych samochodach. Główny chirurg trafił ze swoim zespołem do jednego pojazdu, który prowadził starszy sierżant. Wzrok Baekhyuna ciągle uciekał w bok na szybkę, która dzieliła samochód na dwie części. W pierwszej znajdował się kierowca z dwoma innymi żołnierzami, a w drugiej pasażerowie. Blondyn westchnął ciężko, odchylając głowę i zakręcił na swoim chudym nadgarstku srebrną bransoletkę. Uniósł wzrok, czując na sobie spojrzenia innych, a gdy dostrzegł jak mu się przyglądają, jego brew mocno drgnęła.
- Co?
- Wszystko w porządku? - zapytał Minseok. - Byliśmy pewni, że zobaczymy scenę wziętą niczym z jakiejś dramy.
    Pan Yong pokiwał energicznie głową, wskazując kciukiem jasnowłosego pielęgniarza.
- Dokładnie – przyznał, krzyżując następnie ręce. - Ty do niego biegniesz, a on obejmuje cię mocno i nie chce puścić, chociaż wie, że powinien. W końcu ma zadanie do wykonania.
    Baekhyun wraz z panią Chang przyglądali się jak ci zafascynowani, wymieniają wszelkie możliwe warianty pasujące do sytuacji na opuszczonym lotnisku. Momentami się sprzeczali, twierdząc że niektóre czynności byłby nie na miejscu, choć zdecydowanie dodałoby to pikanterii ich związku.
    Pielęgniarka chrząknęła, zwracając im uwagę, a następnie przekręciła się w stronę lekarza.
- Nie mógł się inaczej zachować, prawda?
    Mężczyzna skinął głową w odpowiedzi i wypuścił z siebie cicho powietrze.
- Cha... - urwał, zerkając w stronę szybki i odchrząknął. - Kapitan Chanyeol musi najpierw skończyć swoje zadanie żeby odetchnąć z ulgą. Nie jest taki jak go dzisiaj widzieliście. Zresztą, wiecie o tym.
- Skąd mamy wiedzieć jaki jest naprawdę? Może jak wpadał do szpitala to pokazywał się tak, żeby wyglądał na fajnego, hm? - mruknął mężczyzna, zakładając ręce za głowę. - Żołnierze lubią być brani za tych fajnych.
- Aish... jest pan czasem taki głupi, panie Yong! - uniosła się kobieta, machając bezradnie ręką.
    Baekhyun prychnął rozbawiony i spojrzał na swoje dłonie, uśmiechając się pod nosem.
- Musiał pokazać przed wami cały swój profesjonalizm i prawdopodobnie to, że nie ma tu czasu ani miejsca na wygłupy – rzekł i uniósł głowę, przejeżdżając po nich wzrokiem. - Oni są w pracy i my również, pamiętajcie.
- O nas to ty się nie martw, dzieciaku – wymamrotał starszy chirurg. - Jak już ten jego profesjonalizm szlak trafi to ty pamiętaj, że dookoła są też inni ludzie z całkiem niezłym słuchem.
    Lekarz wywrócił oczami wciąż rozbawiony relacją najstarszych, gdy zaczęło się okładanie dłońmi oraz krzyki. Wychylił się w stronę pierwszej części samochodu, wiedząc że ściągają swoim zachowaniem uwagę żołnierzy i przeprosił za hałasowanie na tyłach.

~ ♣ ~

     Zespół medyczny był już od dłuższych minut w tak zwanej bazie. Było całkiem inaczej niż to zakładali. Miejsce, w którym byli, znajdowało się przy ruinach, a niektóre z nich były wykorzystane na potrzeby żołnierzy. Pod wysoką wieżą, która robiła za miejsce patrolu, ustawione były ogromne, metalowe, lecz pomalowane na biało z czerwonym krzyżem kontenery. Wszystkie były ze sobą połączone, a środek wyglądał jak mniejsza wersja szpitala bądź jakaś klinika. Było wszystko czego lekarze potrzebowali. Magazyn wypełniony szpitalnymi gadżetami, całą masą leków – w tym szczepionki. Jeden oddzielny kontener był na kształt sali operacyjnej, bardzo małej i ubogiej, ale wystarczającej, by w razie konieczności przeprowadzić zabieg. Obok była sala z kilkoma łóżkami oraz jedną izolatką, gdyby kogoś dopadło coś zakaźnego. Za tym wszystkim stał ogromny namiot, gdzie znajdowały się blaty z maszynkami do mieszania próbówek wypełnionych pobraną krwią i tamto miejsce właśnie do tego służyło.
    Wolontariusze zostali oprowadzeni po ich nowym stanowisku pracy, a następnie po terytorium, na którym się znajdowali. Zobaczyli trasę, na której każdego ranka żołnierze rozgrzewali się, robiąc kilka kółek truchtu. Następnie przeszli do małego budynku, w którym były dość ubogie prysznice i odgórnie zostało zapowiedziane, że mają limit czasu mycia się nie przekraczający więcej jak siedem minut. Gdy skończyli narzekać, przeszli do budynku, który żołnierze przedstawili jako miejsce do omawiania bardzo w a ż n y c h spraw, ale była to po prostu kuchnia połączona z wielką jadalnią. Piętro wyżej zostało jedynie napomniane, ale nie poszli tam. Znajdowało się tam biuro oraz pomieszczenia głównodowodzących. Na końcu streszczono im na co mają uważać, do kogo się zwracać w razie pytań oraz kogo informować, gdyby coś niepokojącego rzuciło im się w oczy.
     Po skończeniu oprowadzenia pozwolono im w końcu odpocząć oraz rozpakować rzeczy. Za ich szafy robiły materiałowe półki przyczepione do wielkiego namiotu, pod którym spali, a ich łóżkami były pojedyncze wojskowe prycze. Te podwójne należały do żołnierzy, których namioty były ustawione po drugiej stronie całego terenu. Każdy z wolontariuszy był pod wrażeniem organizacji oraz widoku budynków, które poprzednie oddziały wybudowały bądź przerobiły ruiny dla własnej wygody kilka lat temu.
    Większość z nich miała gdzieś rozpakowywanie się. Gdy tylko ujrzeli miejsce przeznaczone do leżenia, od razu zajęli je, rozciągając się i ziewając. Baekhyun uniósł wzrok na pana Yonga, który przycisnął poduszkę do twarzy, leżąc i zawołał w nią coś niezrozumiałego. Prychnął rozbawiony wraz z Minseokiem i wrócił do wypakowywania swojego bagażu z worka wojskowego. Głęboko odetchnął, pochylając się nad pryczą i odłożył jeden z ręczników na bok. Znieruchomiał, gdy do jego uszu dotarło jego nazwisko wypowiedziane opanowanym oraz niskim głosem.
- Doktorze Byun?
     Blondyn oblizał przyschnięte wargi, powoli prostując plecy i odwrócił się przodem do żołnierza. Uniósł wzrok na jego ciemne tęczówki.
- Ma pan chwilę?
    Baekhyun zdążył jedynie rozchylić wargi, bo od razu został wyprzedzony przez starszego chirurga.
- To teraz jesteście na pan? - gwizdnął, podrzucając tubkę kremu z filtrem. - Nieźle.
- Tak, mam – powiedział, ignorując leżącego mężczyznę oraz jęczącego z zażenowania Minseoka. - Chodźmy.
    Opuścił namiot, a następnie spojrzał na wyższego bruneta, czekając aż ten wskaże mu, gdzie iść. Ruszyli ramię w ramię w stronę największego budynku, w którym była jadalnia. Szli w ciszy, jedynie Chanyeol kiwał lekko głową w stronę salutujących mu młodszych kolegów, których co chwila mijali.
    Znaleźli się w pustym pomieszczeniu, po którym lekarz rozejrzał się dokładnie, mimo że był tu nie więcej jak dziesięć minut temu. Odetchnął głęboko, a następnie zawrócił na pięcie, by stanąć na przeciwko mężczyzny, który szybko się do niego zbliżył, robiąc przy tym duże kroki. Baekhyun oparł się o krawędź stołu, na którym ułożyła się również szorstka dłoń. Opalony nadgarstek stykał się z jego biodrem. Spojrzeli sobie w oczy, unosząc oraz pochylając głowy jednocześnie.
- Co ty tu robisz? - zapytał wyższy, lustrując dokładnie każdą zmianę zachodzącą na bledszej twarzy.
- Zostałem przydzielony na wolontariusza – odrzekł, nie spuszczając z niego wzroku.
- Zostałeś przydzielony czy sam się zgłosiłeś? - zapytał, a gdy nie usłyszał odpowiedzi, czekając na nią dłuższą chwilę, pokręcił lekko głową i odsunął się o krok. Przejechał dłonią po twarzy, wzdychając, a następnie przycisnął pięść do ust, zastanawiając się nad czymś zawzięcie. Przeniósł wzrok na lekarza i skrzyżował ręce na piersi. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Przez cały miesiąc będziemy ze sobą dzień w dzień – odrzekł. - Wiesz kiedy ostatnio nam się to udało? - zapytał, ale kontynuował, widząc jak ten odwraca na chwilę od niego wzrok. - Dokładnie, Chanyeol. Nigdy.
     Po pomieszczeniu rozniosło się ciężkie westchnięcie, a następnie szuranie krzesła, na którym żołnierz usiadł. Oparł łokcie o kolana, a brodę o splecione ze sobą palce. Spojrzał z dołu na starszego.
- To najgłupsze co mogłeś zrobić, Baekkie – rzekł, przyglądając się, jak ten marszczy brwi na jego słowa. - To nie jest najbezpieczniejsze miejsce na świecie nawet, jeśli wojna już się skończyła.
- Dlatego tu jestem – odrzekł niemalże od razu. - Będę spokojniejszy, widząc każdego dnia, że poruszasz się o własnych siłach i, że żyjesz.
- Ale ja nie będę spokojniejszy ze świadomością, że tutaj jesteś! - Uniósł się, wstając.
- Przecież będziesz mnie cały czas widział.
    Kapitan wypuścił z siebie głośno powietrze, wbijając wzrok w przypadkowy punkt za plecami blondyna. Oblizał wargi i znowu na niego spojrzał.
- Nie mogę chodzić za tobą krok w krok przez cały czas i mieć cię ciągle na oku, Baekhyun – rzekł. - Jak gdzieś pojadę, będę się tylko i wyłącznie zastanawiał nad tym czy nie nadepnąłeś na minę albo nie wpadłeś w jakąś pułapkę.
- Nic mi nie będzie. - Skrzywił się. - Poza tym, w Korei też mi się może coś stać i nie będziesz nawet o tym wiedział.
- Skąd wiesz? - zapytał, podchodząc do niego bliżej. - Ja i mój zespół jesteśmy tu po to, aby oznaczać niebezpieczne miejsca i oczyścić je, w miarę możliwości, ze wszelkich pułapek czy min. Nie mamy rozpiski gdzie i co jest. Przeszukujemy wszystko przez cały czas. Niektóre bomby są przysypane piachem, a niektóre przesuwają się podczas nawet najdelikatniejszych trzęsień ziemi. Chwila nieuwagi i cię nie ma, Baekhyun. Po prostu wylatujesz w powietrze.
    Lekarz przełknął głośniej ślinę i rozchylił usta, odwracając wzrok. Był świadomy niebezpieczeństwa i nawet teraz nie żałował, że się zgłosił, jednak przerażało go to, w jaki sposób Chanyeol mu o tym mówił. Był poważny, skupiony i przejęty tą całą sytuacją. Baekhyun zdecydowanie inaczej wyobrażał sobie moment, gdy ten go ujrzy.
- Poza tym, nie chcę żebyś zbyt dużo sobie wyobrażał przez to co opowiedziałem ci o Sehunie i Luhanie. To cał...
- Niczego sobie nie wyobrażam – odrzekł twardo i wyminął go. - Muszę iść rozpakować rzeczy.
    Brunet spojrzał za chłopakiem i ciężko westchnął, widząc jak zamykają się za nim drzwi. Opadł na krzesło, przejeżdżając dłonią po twarzy, a następnie uniósł wzrok na schody, słysząc gwiazd. Wywrócił oczami, a po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk mocno stawianych kroków. Każde zetknięcie podeszwy z pojedynczym stopniem obijało się jak echo w uszach Chanyeola.
- Chyba trochę przesadziłeś – przyznał rozbawiony, podchodząc bliżej i zajął miejsce na przeciwko. - Teraz nagle będziesz zgrywał pana poważnego?
- Sam się prawie posrałeś, gdy przyłączyli nam Luhana, więc się przymknij – prychnął, wstając.
- Ale między mną, a nim jest inaczej niż między wami – zauważył, kładąc nogi na blacie i skrzyżował ręce na piersi, odchylając przy tym delikatnie głowę. - Wy jesteście w związku i to już całkiem sporo, a u nas to cały czas nic oficjalnego.
    Chanyeol spojrzał na niego, opierając dłoń o jego kostki, a następnie zepchnął je ze stołu. Nachylił się i pstryknął go w czoło.
- To bez różnicy, związek czy jego brak.
- Może, - wzruszył lekko ramionami - chodzi mi po prostu o to, że unoszeniem się niczego już nie zmienisz – powiedział, wstając. - Już tu jest i będzie przez najbliższy miesiąc, a ty nic na to nie poradzisz. Potrzebujemy dobrego zespołu medycznego, tak samo jak te dzieciaki, które do nas przychodzą przez ogrodzenie. Korzystaj, że go tu masz i upewnij się, że będzie na siebie uważał. Tyle. - Poklepał go po ramieniu i ruszył w stronę drzwi, nakładając na głowę beret. - Głupio by było, gdybyście się tu rozstali, podczas gdy nie zrobiliście tego, nie widząc się ani nie słysząc przez trzy miesiące.
    Chanyeol ciężko westchnął, patrząc za przyjacielem i wyprostował się, widząc jak jeden z młodszych żołnierzy wbiega do pomieszczenia. Odsalutował.
- O co chodzi? - zapytał, podchodząc.
- Musimy jechać do głównodowodzącego.

~ ♣ ~

    Po zjedzeniu śniadania oraz umyciu się, Baekhyun zwołał cały zespół medyczny do namiotu, w którym przeprowadzane były pobrania krwi. Zaczęli przygotowywać koszyczki z próbówkami, które były już podpisane nazwiskami żołnierzy oraz nowe opakowania strzykawek wraz z igłami. Na biurkach leżały kartki, na których rozpisani byli wszyscy, którymi mieli się dzisiaj zająć. Miało im to ułatwić, gdy będą odhaczać pacjentów, których zbadali.
    Minseok zajął się przyprowadzeniem mężczyzn oraz ustawieniem ich odpowiednio do podziału między lekarzami. Był odpowiedzialny za spokój i płynny ruch, by uwinąć się z tym wszystkim jak najszybciej.
    Baekhyun usiadł na krześle i przekręcił się przodem do pierwszego pacjenta. Przejechał wzrokiem po opalonej twarzy, chwytając w tym samym momencie za pasek uciskowy oraz strzykawkę.
- Ręka – powiedział, ściągając tym wzrok kolegów z pracy. - Jeśli się boisz, to idź na koniec kolejki.
    Brunetowi mignął uśmieszek na twarzy, po czym posłusznie położył rękę na stole. Lekarz nie zwlekał nawet na moment, zaciskając pasek nad zgięciem. Opuszkiem palca wymacał po pojawiających się żyłach, a następnie przystawił igłę do skóry.
- Przepraszam za wczoraj – szepnął.
    Zerknął kątem oka na nachylającego się żołnierza, a następnie wkuł się mocno, lecz prawidłowo w żyłę. Po pomieszczeniu rozniosło się ciche syknięcie, ale zignorował to, podpinając próbówkę i odsunął ją dopiero, gdy była pełna. Sprawnie wysunął metal spod skóry bruneta, podając mu niedbale wacik i położył plastik na obracającej się maszynce.
- Następny – powiedział, rzucając mu krótkie spojrzenie.
    Chanyeol wstał z krzesła po krótkiej chwili, wpadając tym samym na Luhana. Chłopak również miał na sobie mundur, jednak na lewym ramieniu spoczywał doszyty czerwony krzyż. Nachylił się nad opaloną ręką i gwizdnął, klepiąc go w ramię.
- Uuu, – uciął - będzie siniak jak cholera – mruknął rozbawiony i dosunął krzesło do wolnego biurka. Machnął ręką, dając znać pielęgniarzowi, by zaczynał nakierowywać do niego pacjentów rozbawionych syknięciem kapitana.
    Żołnierz spojrzał za nim, a następnie na swoją rękę, by na końcu przenieść wzrok na pracującego blondyna. Wkuwał się z delikatnością i niesamowitą precyzją. Odetchnął i ruszył do wyjścia z namiotu. Zatrzymał się, gdy przed jego oczami wyrósł karmelowowłosy chłopak.
- Doktor Byun nigdy nie robi siniaków – szepnął, a jego wzrok uciekł na krótki moment w stronę lekarza. - Chyba ma pan kłopoty.
     Chanyeol jedynie mu się przyjrzał, uśmiechając się leniwie pod nosem.
- Doktor Byun po prostu lubi pokazywać mi na wszelkie możliwe sposoby jaki wyjątkowy dla niego jestem – zapewnił, odwracając głowę w stronę obgadywanego mężczyzny. - Prawda, doktorze Byun?
    Ten tylko zerknął na niego, prychając cicho pod nosem.
    Kapitan opuścił namiot i włożył to kieszeni zakrwawiony wacik. Odetchnął głęboko, wsuwając dłonie do kieszeni i rozejrzał się dookoła. Kiwał głową do każdego ze swoich kolegów, czekając na jednego specjalnego. Usiadł na sporej skale i odchylił głowę, przymykając oczy. Dopiero drugi raz w życiu miał okazję zobaczyć swojego chłopaka podczas pracy. Wcześniej widział to tylko raz i była to całkiem inna sytuacja.
        Chanyeol stał przy recepcji ustawionej naprzeciwko wejścia głównego i stukał palcami w gładki, jasny blat. Co chwilę zerkał na zegarek, kontrolując godzinę oraz to ile tym razem jego ukochany spóźniał się. Nigdy nie miał mu tego za złe, w końcu nie od niego zależało czy kończył wcześniej, czy trochę później. Był odpowiedzialny za swoich pacjentów i nie mógł wyjść z sali, gdy zegar wskazał równą godzinę oznaczającą koniec jego zmiany.
Odetchnął głęboko, siedząc na pustym korytarzu. Minęło już dwadzieścia minut w ciągu których zdążył się przywitać ze znanymi mu już pracownikami. Uniósł głowę, a następnie szybko ustał na prostych nogach, gdy do jego uszu dotarł głos Baekhyuna. Nie był on ani cichy, ani opanowany. Krzyczał głośno, wydając polecenia. Żołnierz rozejrzał się, robiąc coraz to większe kroki i ustał gwałtownie w miejscu. Przed jego oczami przebiegła cała gromada ludzi pchająca szybko nosze karetkowe. Rozchylił lekko usta, dostrzegając jak blondwłosy chirurg siedzi okrakiem, pochylając się nad pacjentem i za wszelką cenę stara się zatamować krwawienie, które swoją obfitością brudziło wszystko dookoła. Poderwał się w miejscu, podbiegając tam i chwycił za tył noszy. Pomógł pielęgniarkom szybciej dobiec na salę operacyjną, a przez krótką drogę skupiony był tylko i wyłącznie na plecach Baekhyuna oraz tym jak jego biały kitel z każdą chwilą zmieniał barwę. Materiał pochłaniał krew bardzo szybko.
Jedna z pielęgniarek pośpiesznie mu podziękowała, a drzwi zamknęły się przed jego nosem. Stał chwilę, wbijając w nie wzrok. Odetchnął głęboko, zajmując jedno z wolnych krzeseł. Oblizał wargi i spojrzał na dłonie, które pokryte były czerwoną cieczą, której metaliczny zapach drażnił niejeden nos, jednak Chanyeol był zbyt do niego przyzwyczajony, by się tym przejąć. Odchylił się na krześle, zawieszając wzrok na jednej z mrugających lamp. Siedział tam prawie dwie godziny, przesypiając, jednak obudził go dźwięk jego własnego telefonu. Wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na ekran, ciężko wzdychając. Wstał, odbierając i ruszył w przeciwną stronę do sali operacyjnej.
To był pierwszy raz, kiedy Chanyeol musiał opuścić Baekhyuna, nie dostając możliwości zamienienia z nim nawet słowa.
     Oficer chrząknął, trzęsąc lekko głową, gdy powrócił myślami z powrotem na ziemię. Spojrzał w stronę szturchającego go bruneta i zeskoczył ze skały, otrzepując tył spodni.
- Nad czym tak myślisz? - zapytał.
    Chanyeol tylko głęboko odetchnął i machnął ręką, spoglądając jak zespół medyczny opuszcza namiot.
- Skończyli już?
- Tak – przyznał, podchodząc do niego bliżej i oparł się na nim. Mruknął rozbawiony, klepiąc go solidnie po klatce piersiowej. - Baekhyun pytał o możliwości podjechania po coś do sklepu, a jako że ty najczęściej jeździsz do miasta to pomyślałem, że z wielką przyjemnością go tam zabierzesz. - Uśmiechnął się, gdy ten spojrzał na niego, unosząc brwi. - Tylko niczego nie pobrudźcie – szepnął, nachylając się nad jego uchem i odszedł, wymijając go.
     Wyższy spojrzał za przyjacielem, który sprawnie podszedł do Luhana, odciążając go z pudeł wynoszących przez szatyna. Wypuścił z siebie głośno powietrze, trzymając dłonie na biodrach i przekręcił głowę w stronę zaparkowanego samochodu, przy który kręcił się już lekarz. Ruszył w jego stronę, zastanawiając się, kiedy ten zdążył się przebrać w zwykłe ubrania. Mruknął niezadowolony, widząc krótki rękawek i zatrzymał się przed nim, podając mu swoją wojskową kurtkę, którą zsunął z ramion przed sekundą.
- Ubierz to.
     Baekhyun odwrócił się do niego przodem i zmarszczył lekko brwi, spoglądając na ubranie.
- Dlaczego? Przecież jest ciepło.
- Komary i gorsze cholerstwa gryzą od razu, gdy dostaną tylko dostęp do skóry – wyjaśnił, przymrużając lekko oczy na rażące go słońce. - W powietrzu nie ma prawie wilgoci, więc długi rękaw nie zrobi ci różnicy, a twoje ciało będzie wdzięczne. Zaufaj mi, siedzę tu dłużej.
    Niższy przyjrzał mu się, po czym wskazał jeden z oddalonych namiotów.
- Nie musisz mi dawać swojej kurtki, skoro mogę iść się przebrać – powiedział, ruszając tam, gdzie przed sekundą wskazywał.
- Tylko się pośpiesz – powiedział, ubierając z powrotem kurtkę i oparł się o maskę samochodu, krzyżując ręce. Uśmiechnął się rozbawiony, nie spuszczając ze wzroku oddalającego się ciała.

~ ♣ ~

    W samochodzie unosiła się ciężka cisza, której początkowo żaden nie miał zamiaru przerywać. Chanyeol prowadził w spokoju, patrząc na piaszczystą drogę i od czasu do czasu zerkał na Baekhyuna, który siedział zwrócony w stronę szyby, uważnie obserwując widok za oknem. Zastanawiało go ile lekarz miał zamiar być jeszcze obrażonym, chociaż dobrze rozumiał jaki był tego powód. Zranił go niepotrzebnym unoszeniem się, zamiast mocno go przytulić i na spokojnie porozmawiać o całej sytuacji. Prawdopodobnie zrobiłby tak, gdyby był poinformowany o tym wszystkim chociaż chwilę wcześniej, ale on nic nie wiedział. Było powiedziane, że mają odebrać zespół medyczny, ale nie było powiedziane z jakiego jest on szpitala ani jak nazywa się osoba za nich odpowiedzialna. Widok stojącego przed nim Baekhyuna w miejscu, w którym jeszcze niedawno toczyła się krwawa wojna był niczym ucisk na sercu. Był przerażony.
    Żołnierz po chwili wahania postanowił przenieść dłoń na kolano pasażera, a następnie powoli przesunąć na jego udo, które koniec końców lekko zacisnął. Zdobył tym uwagę ukochanego, na co niezmiernie się ucieszył, że ten w końcu na niego patrzy. Przekręcił głowę w jego stronę i uśmiechnął się.
- Cieszę się, że mam cię obok – powiedział, spoglądając z powrotem na drogę.
- Tak? - mruknął, patrząc na niego. - Zmieniłeś zdanie od wczoraj?
- Nie, cały czas jest takie samo – przyznał i głęboko odetchnął. - Nie cieszy mnie to, że tu jesteś, bo to nie jest miejsce, w którym powinieneś się kiedykolwiek znaleźć, ale cieszę się, że mam cię obok.
    Blondyn mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, ale położył swoją dłoń na tej spoczywającej na jego udzie. Pogładził ją powoli, a następnie wsunął palce między te większe. Zacisnął lekko, dostając taką samą odpowiedź, na co uśmiechnął się pod nosem i uniósł wzrok na przednią szybę.
- Źle się czułem przez to, że nie pożegnałem się z tobą tamtego wieczoru – wyznał po chwili milczenia.
- Nie mam ci tego na złe – odpowiedział i spojrzał na niego. - Miałeś prawo być wściekłym i rozczarowanym.
     Chirurg pokręcił lekko głową, mocniej zaciskając dłoń i skrzyżował z nim spojrzenie.
- Choćbym nie wiem jak był na ciebie zły, nigdy nie powinienem dopuścić do sytuacji, w której wychodzisz z domu bez pożegnania się ze mną – powiedział, biorąc głęboki wdech i odwrócił wzrok. - Pewnego dnia możesz nie wrócić, a ja do końca życia będę miał przed oczami scenę, kiedy siedzę zamknięty w jednym z pokoi i zły na ciebie nasłuchuję się jak wychodzisz.
    Chanyeol zatrzymał samochód po nagłym zjechaniu na bok. Odpiął sprawnie pas i przekręcił się w stronę pasażera od razu nachylając się nad nim. Ułożył duże dłonie na gładkich policzkach, a chwilę po tym jak ich spojrzenia spotykały się ze sobą na ułamek sekundy, pocałował prędko blondyna, który wyszedł mu na przeciw. Pocałunek był wilgotny i pełny uczucia, które wypalało ich od środka. Twarde wargi Chanyeola dokładnie gładziły te mniejsze i zdecydowanie miększe. Żołnierz usłyszał jedynie dźwięk odpinanego pasa, a chwilę po tym drobniejsze ciało przyparło do niego jeszcze bardziej. Wmieszał palce w jasne kosmyki włosów, z każdą chwilą coraz bardziej pogłębiając pocałunek. Całowali się długo, ale niechaotycznie. Obydwoje mieli kontrolę nad tym co robią, zaciskając równie mocno powieki i szepcząc wzajemnie w usta swoje imiona. Niechętnie odsunęli się od siebie, dając przy tym możliwość wpuszczenia prawidłowej ilości tlenu do bolących już płuc. Skrzyżowali swoje spojrzenia, ciężko oddychając i co chwilę oblizując napuchnięte wargi.
- Nie ma możliwości żebym nie wrócił – powiedział, a następnie odebrał dzwoniący od chwili telefon. - Kapitan Park Chanyeol.

*Deadpool
---------
Część druga: Wkrótce